PEREGRINE
– Co ona tam robi? – zapytał Perry. Zatrzymał się na środku wioski i spojrzał na dach swojego domu.Zauważył włosy Kirry, jakby były czerwoną flagą trzepoczącą na wietrze.Dobiegł go też dźwięk uderzeń młotkiem. Poranek spędził w jaskini razem z Marronem, analizując plany, jak poprawić prowadzące do zatoczki zejście ze skarpy.Gdyby mogli utorować krętą drogę, mogliby sprowadzić na dół zwierzęta i wozy.Dałoby to lepszy rezultat niż stopnie, warto więc było spróbować.Trzeba było jednak więcej pomocników. – Nic o tym nie wiesz? – zapytał Reef, który stanął obok. – Nie, nie wiem.– Perry wspiął się po drabinie na dach.Kirra stała kilka kroków od niego i nadzorowała dwóch swoich ludzi, Foresta i Larka, którzy zrywali z dachu dachówki.Im był bliżej niej, tym większa złość w nim narastała.Perry był gotów bronić tego miejsca bardziej niż całego domu.To była jego samotnia. Kira odwróciła się do niego z uśmiechem.Oparła dłonie na biodrach i przechyliła głowę na bok. – Dzień dobry – przywitała się.– Dopatrzyłam się wczoraj pęknięć na suficie.Pomyślałam, że coś na to poradzimy. Mówiła głośniej, niż trzeba, pozwalając, by jej głos niósł się po wiosce.Jej ludzie obejrzeli się przez ramię i zmierzyli go wzrokiem.Ściągnęli już część kamiennych dachówek, odsłaniając listwy dachu.Perry wiedział, że przynajmniej dwunastu Audów w centrum wioski też ją słyszało.Nietrudno było się domyślić, co pomyśli plemię.Wszyscy wiedzieli, że szczelina znajduje się nad jego antresolą. Wziął głęboki wdech, próbując opanować gniew.Kirra zmieniała coś, co nie wymagało zmiany.Odkąd pamiętał, obserwował eter przez tę przerwę, ale nie mógł teraz zatrzymać prac.Przesmyk, który miał tylko kilkanaście centymetrów szerokości, powiększył się do kilkudziesięciu i odsłonił dachowe belki.Widział przez niego koce na swoim posłaniu. – Bear wspomniał mi też o kilku innych rzeczach, które wymagają naprawy, skoro już zabraliśmy się za robotę – powiedziała Kirra. – Przejdź się ze mną, Kirro – powiedział Perry. – Z przyjemnością.– Dźwięk jej głosu, słodki jak nektar, działał mu
na nerwy. Perry czuł na sobie ludzkie oczy, kiedy oboje schodzili po drabinie, a potem szli przez wioskę.Poprowadził ją szlakiem do przystani, wiedząc, że nikogo tam nie zastaną.O tak wczesnej porze rybacy nie będą wracać z połowów. – Pomyślałam, że czas się na coś przydać – powiedziała Kirra, kiedy się zatrzymali. Zaskoczyło go, że odezwała się pierwsza. – Jeśli chcesz pracować, przyjdź do mnie, nie do Beara. – Chciałam, ale nie mogłam cię znaleźć.– Uniosła brew.– Czy to znaczy, że chcesz, żebyśmy zostali? Perry rozmyślał nad tym cały poranek, wysłuchując tyrad Marrona o pracach niezbędnych w jaskini.Nie widział powodu, żeby odrzucić grupę silnych i sprawnych pracowników.Jeśli nie mylił się co do eteru, to ich dni i tak były policzone. – Tak – powiedział.– Chcę, żebyście zostali. Kirra z zaskoczenia szeroko otworzyła oczy, ale szybko się opanowała. – Spodziewałam się, że dłużej będziesz się opierał.Jeśli mam być szczera, wcale by mi to nie przeszkadzało. Choć jej słowa brzmiały zalotnie, trudno było wyłapać zapach jej nastroju.Była to nietypowa mieszanka ciepła i chłodu.Słodkiego i gorzkiego. Roześmiała się, zakładając za ucho zbłąkany lok. – Denerwuję się, kiedy patrzysz na mnie tymi swoimi oczami. – Innych nie mam. – Nie chciałam przez to powiedzieć, że mi się nie podobają. – Wiem, co chciałaś powiedzieć. Przestąpiła na drugą nogę, a jej zapach zrobił się nieco cieplejszy. – No tak – powiedziała, błądząc wzrokiem po jego torsie, aż do łańcucha na szyi. Jej zauroczenie jego osobą było prawdziwe – nie mogła tego udawać – ale Perry nie mógł oprzeć się wrażeniu, że próbuje złapać go na haczyk. – To co mamy robić? – zapytała. – Skończcie dach.Jutro pokażę wam jaskinię.– Odwrócił się, gotów odejść.Jednak gdy dotknęła jego ramienia, zatrzymał się.Jego ciało przeszyła dawka adrenaliny. – Będzie łatwiej, jeśli znajdziemy jakiś sposób, żeby się dogadać. – Dogadujemy się – odrzekł i poszedł swoją drogą.
Przy kolacji grupa Kirry awanturowała się jak poprzedniego wieczoru.Dwaj mężczyźni, którzy naprawiali dziurę w dachu Perry’ego, Lark i Forest, pochodzili z dalekiego południa, tak jak Kirra.Na przemian głośno opowiadali dowcipy i historyjki w nieustającej słownej potyczce.Zanim kolacja dobiegła końca, Fale domagały się więcej zabawy. Kirra szybko zyskała sobie sympatię.Perry obserwował, jak śmieje się z Grenem i Twigiem, a potem z Brooke.Przez chwilę rozmawiała nawet ze Starym Willem, sprawiając, że zarumienił się pod siwą brodą. Perry’ego nie zdziwiło to, że tak szybko zyskała akceptację plemienia.Rozumiał, jaką czuli ulgę z powodu jej przyjazdu, i żałował, że nie podziela ich entuzjazmu.Wszystko, co robiła i mówiła, sprawiało, że czuł się jak cel. Kiedy kantyna niemal całkiem opustoszała, Bear usiadł naprzeciw niego. – Możemy porozmawiać, Peregrine? Perry wyprostował się na dźwięk formalnego tonu jego głosu. – Oczywiście.Co się dzieje? Bear westchnął i nerwowo splótł palce. – Dużo rozmawialiśmy i niektórzy z nas nie chcą przenosić się do jaskini.Nie ma teraz takiej potrzeby.Mamy wystarczająco dużo jedzenia, żeby przetrwać, a ludzie Kirry pomogą nam się bronić.Nie potrzebujemy więcej. Perry poczuł niemiły ucisk w żołądku.Bear już wcześniej kwestionował jego decyzję, tym razem jednak było inaczej.Miał wrażenie, że chodziło o coś więcej.Odchrząknął i odpowiedział: – Nie zmienię swoich planów.Przysięgałem robić to, co jest najlepsze dla plemienia, i to właśnie robię. – Rozumiem – powiedział Bear.– Nie chcę ci się sprzeciwiać.Nikt z nas nie chce.– Wstał od stołu, a jego grube brwi zsunęły się w trosce.– Przepraszam, Perry.Po prostu chciałem, żebyś wiedział. Później w domu Perry usiadł przy stole razem z Marronem i Reefem, podczas gdy reszta Szóstki grała w kości.Wszyscy byli w dobrych nastrojach po kolejnym wieczorze pełnym muzyki i rozrywek, podczas którego drugi dzień z rzędu najedli się do syta. Przywódca Fal słuchał w zamyśleniu, jak przekazują sobie butelkę błyskacza i żartują.Z powodu rozmowy z Bearem czuł się nieswojo.Odejście Wylana bardzo go zabolało, ale gdyby Bear zwrócił się przeciw niemu, przeżyłby to dużo ciężej.Lubił Beara.Szanował go.O wiele trudniej było wiedzieć, że sprawiasz zawód komuś, na kim ci zależy.
Perry poprawił łańcuch na szyi.Nagle lojalność wydała mu się czymś bardzo ulotnym.Nigdy nie podejrzewał, że każdego dnia będzie musiał się starać na nią zasłużyć.Mimo że nie wybaczył bratu tego, co zrobił, Perry zaczynał rozumieć presję, pod której wpływem Vale sprzedał Talona i Clarę.Poświęcił jednostki dla dobra ogółu.Perry starał się sobie wyobrazić, jak by to było, gdyby oddał Willow Osadnikom za pomoc w rozwiązaniu jego problemów.Już sama myśl sprawiła, że zrobiło mu się niedobrze. – Znowu oczy węża.Przeklęte kości! – powiedział Maruder i podnosząc kubek, ukazał dwie jedynki. – Nie sądziłem, że ktoś mógłby mieć tyle pecha – rzucił Hyde z kpiącym uśmieszkiem. – Ma tyle pecha, że to prawie szczęście – odparł Gren.– Odwrotne szczęście. – Jest też odwrotnie przystojny – skomentował Hyde. – A za chwilę dostaniesz odwrotnego sierpowego – Maruder odpalił bratu. – To było odwrotnie mądre.Powiedziałeś właściwie, że sam sobie przywalisz. Marron siedzący przy Perrym robił notatki w starych księgach Vale’a.Projektował przenośne piece, które dadzą jaskini światło i ciepło.Była to jedna z wielu rzeczy, które wywarły na Perrym wrażenie. Reef siedział oparty na krześle, krzyżując ręce na torsie.Miał ciężkie powieki.Ignorując rozgrywkę, Perry opowiedział mu o rozmowie z Bearem. Reef podrapał się po głowie i odgarnął warkocze. – To przez Kirrę – powiedział.– Trochę tu zamieszała. Kirra nie była jedyną przyczyną, pomyślał Perry.Była nią Liv.Przez małżeństwo z Sable’em dała Falom szansę.Zastanawiał się, czy wiedziała, jak bardzo jej potrzebują.Poczuł gwałtowne ukłucie w piersi na myśl o tym, jak bardzo tęskni za siostrą.Jak bardzo jest za nią wdzięczny.Jak mu przykro z powodu jej poświęcenia.Liv miała teraz zupełnie nowe życie.Nowy dom.Kiedy znów ją zobaczy? Odepchnął od siebie te myśli. – Zgadzasz się z Bearem? – zapytał Reefa.– Uważasz, że powinniśmy tu zostać? – Zgadzam się z Bearem, ale pójdę tam gdzie ty.Wszyscy pójdziemy – powiedział, wskazując brodą na resztę drużyny. Perry’emu zrobiło się słabo.Miał ich wsparcie, ale opierało się ono na lenniczej zależności.Na obietnicy, którą złożyli mu wiele miesięcy
temu, klęcząc na jednym kolanie.Szli za nim na ślepo, nie dostrzegając logiki ani przenikliwości jego decyzji, a to nie było w porządku. – Jeśli ma to jakieś znaczenie – wtrącił się Marron – to ja się z tobą zgadzam. Perry skinął głową w podziękowaniu.W tamtej chwili miało to dla niego ogromną wartość. – A ty, Per? – odezwał się Maruder.– Nadal uważasz, że powinniśmy się przenieść? – Tak – odparł Perry, kładąc ręce na stole.– Kirra przyprowadziła wojowników i dostarczyła nam jedzenie, ale nie powstrzymała eteru.A musimy być przygotowani.Z tego, co wiemy, Kirra i jej ludzie mogą się jutro spakować i wyjechać. Momentalnie pożałował swoich słów.Gra w kości została przerwana i zapadła niezręczna cisza.Mówił, jakby miał paranoję, że wszyscy go zostawią. Poczuł ulgę, kiedy z antresoli odezwał się Cinder i przerwał krępujące milczenie. – Ja też jej nie lubię. – Bo załatała dach? Cinder wychylił głowę, przytrzymując czapkę, żeby nie spadła mu z głowy. – Nie.Po prostu jej nie lubię. Perry już wcześniej się tego domyślił.Cinder wiedział, że Scirzy potrafią wyczuć płynący w nim eter.Biorąc jednak pod uwagę, że kłujący zapach eteru był teraz wszędzie, nie musiał się martwić Kirrą. Twig przewrócił oczami i zamieszał kości w kubku. – Dzieciak nikogo nie lubi. Gren szturchnął go łokciem. – Nieprawda.Lubi Willow, prawda, Cinder? Zresztą, co ty wiesz, żabi amatorze? Kiedy dom wypełnił rechot sześciu mężczyzn i jednego chłopca, Marron zamknął księgi.Zanim wyszedł, nachylił się do Perry’ego i powiedział: – Przywódcy muszą widzieć jasno w ciemności, Peregrine.Ty już to potrafisz. Godzinę później Perry wstał od stołu i zaczął się przeciągać.W domu było już cicho, ale na zewnątrz hulał wiatr.Słyszał jego niski świst.W palenisku lekko tlił się żar. Spojrzał w górę na antresolę, próżno poszukując przesmyku światła,
który zawsze tam był.Z podestu zwisała stopa Cindera, lekko podskakując w sennym tiku.Perry przeszedł nad Haydenem i Maruderem i otworzył drzwi do sypialni Vale’a. W środku było chłodniej i ciemniej.Podłoga w sąsiednim pomieszczeniu była zajęta po ostatni centymetr, niekorzystanie z tego pokoju było więc bez sensu, nie mógł się jednak do tego zmusić.Nigdy nie było mu łatwo przebywać w tych ścianach.Jego matka i Mila zmarły w tym pokoju.Miał tylko jedno dobre wspomnienie z nim związane. Położył się na łóżku i powoli wypuścił powietrze z płuc, patrząc na drewniane belki na suficie.Przywykł już do tego, że walczył sam ze sobą, teraz jednak się nie opierał.Pozwolił sobie powspominać, jak to było trzymać Arię w ramionach tuż przed ceremonią i uśmiechać się do niej, gdy pytała, czy za czymś kiedyś tęsknił. Jego odpowiedź się nie zmieniła.Prawda była taka, że bez względu na to, jak bardzo próbował to opanować, tęsknił za nią.Zawsze.