FIFTY TWO

633 33 10
                                    

Podniosłam się na łokciach. Rey i Lily głośno chrapały więc uznałam, że teraz będzie idealnie. Wyciągnęłam z szafy pierwszą lepszą koszulkę, czarną bluzę i leginsy. Przebrałam się szybko i ześlizgnęłam się po poręczy.

Kiedy już była na błoniach, usiadłam na trawie i patrzyłam w cudowny półksiężyc.

- Piękny, prawda? - nagle dosiadł się do mnie Remus.

- Boszee... Remus! Na zawał prawie padłam - złapałam się za serce. - Tak, księżyc zawsze jest piękny - przerwałam na chwilę -Zwłaszcza kiedy jest pełnia - mówię a on patrzy na mnie tym swoim niewinnym uśmiechem.

- Tak, zwłaszcza wtedy - spuszcza głowę.

- Remus, spójrz na mnie - mówię stanowczo, wykonał moje polecenie i spojrzał w moje oczy, myślałam że zaraz się rozpłynę przez te jego czekoladowe tęczówki. W tym momencie przypomniałam sobie, że mam przy sobie te kilka kostek czekolady. - Kocham cię cały czas, nawet w pełnie - kończę i podaje mu zawinięty pakunek.

Wziął ode mnie zawinięty prezent. Delikatnie go otworzył i spojrzał znowu wgłąb moich źrenic. Delikatnie się uśmiecha i bierze jeden kawałek.
Przypomina mi się wieczór na wierzy astronomicznej. Przypomina mi się również moment z Carly, kiedy on ją pocałował. Za każdym razem to widzę.

- Nie przeszkadza ci, że jestem potworem? - pyta.

- Nie jesteś potworem, gdybyś wiedział kim ja jestem... - urwałam - to byś nie chciał mnie znać - spuściłam głowę.

- Ty? Moja Ariel? Moja kochana Ariel? - mówi podnosząc mój podbródek.

- To nie jest takie proste Remi. Nic nie jest proste - rzucam słowa na wiatr.

- Co nie jest proste?

- Nic, nic Moony. Ja... - chciałam zmienić temat - Znowu zaprosisz na bal Carly?

- Carly? - parsknął śmiechem. - Nigdy. Już wiem kogo zaproszę i ta osoba cały czas jest w mojej głowie - patrzy na mnie.

- Masz wątpliwości czy Syberiusz zaprosi Renee? - pytam.

- Bardzo cię kocham Ariel Levis - mówi, a on sam jest jakby w transie. Całkowicie mnie olał.

- Ja ciebie też Remusie John Lupinie - powiedziałam z małym uśmieszkiem.

Delikatnie rozczesałam włosy palcami i zaczęłam oglądać ich końcówki.

- Nie mogę przestać.

- Czego? - spoglądam na niego kątem oka.

- Na ciebie patrzeć - kończy a ja zaczynam się rumienić. - Mógłbym tak siedzieć i tylko na ciebie patrzeć godzinami. Podoba mi się każdy twój włos. Każdy twój oddech, każdy uśmiech chowam dla sobie. Każde twoje spojrzenie, to mój skarb, chowam go we wspomnieniu. Marzę, marzę o nas.

Zaczynam się śmiać, sam do siebie.

- Wyjdź - kiedy to mówi mój uśmiech znika z twarzy.

- Co?

- Wyjdź. Wyjdź, wyjdź stąd! Wyjdź z mojej głowy! Cały czas w niej jesteś! - zaczyna się śmiać.

- Myślisz o mnie?

- Ariel Levis, jesteś dla mnie jak narkotyk! Jak powietrze! Jak czekolada! - wykrzykuje i delikatnie się nade mną nachyla. - Mogę? - szepcze a ja tylko delikatnie kiwam głową.

Delikatnie musnął swoimi wargami moje. Delikatnie i subtelnie dotykał moje usta swoimi. Czułam zapach jego perfum, czułam smak czekolady którą wcześniej jadł. Położyłam jedną dłoń na jego kark a drugą wplotłam w jego włosy. On zaś swoje ułożył swoje na mojej talii szczelnie ją oplatając.
Pocałunek stawał się w każdej sekundzie coraz silniejszy, bardziej namiętny ale również delikatny. Musnął swoim językiem moje wargi. Otworzyłam oczy. Oderwałam się od niego, od czegoś niebiańskiego.

Położyłam się na trawie, on obok mnie. Dotknęłam jego policzka, był ciepły. Był mój. Pocałował mnie w czoło.

- Bardzo - zaczął.

- Cię - drążyłam.

- Kocham. - powiedzieliśmy razem.

Spojrzałam w gwiazdy, chciałabym mieć swoją. Która świeci tylko dla mnie, dla nas.

- Tamta - mówi wskazując palcem na gwiazdę która jest centralnie nad nami. Jakby czytał mi w myślach.

- Jak ją nazwiemy? - pytam.

Chwile się zastanawiam.

- Angela? - pytam.

- Dlaczego Angela? - pyta.

- Chciałam tak nazwać córkę, kiedyś... - mrukam.

- Piękne imię, Angela - rozmarzył się.

- Zaśniemy zaraz.

- No to co?

- Gdzie twoja lojalność panie Lupin? Jako jedyny jesteś dosyć mądry by powiedzieć „przestańcie". Nie to się podziało? - śmieje się.

- Ari, może masz rację. Wracamy. Chyba... - przerywa - Chyba nie jestem sobą kiedy jestem z tobą.

***

Byłam już w pokoju wspólnym, ledwo co doszliśmy. Na klęczkach.

Spojrzałam na niego, on na mnie.

- Dobranoc - szepczę do jego ucha.

- Dobranoc Arielko - przytula mnie. - Kolorowych snów.

- Kolorowych koszmarów - poprawiam go i uśmiecham się.

- Może zrobimy im jakiś żart jutro? - puszczam mu oko.

- Może nawet i dwa... dobranoc - ziewa i całuje mnie w czoło na odchodne.

Odwracam się i kieruje się do swojego dormitorium. Wskakuje pod kołderkę. Poczułam to uczucie. Uczucie bycia sobą. Szczęśliwą osobą. Poczułam miłość.

- Dobranoc... Angela - mówię przez sen.


Hej Skarbeczki!

Jak wam się to podoba? Mnie bardzo, to chyba mój ulubiony rozdział i dawno czegoś tak dobrego nie napisałam.
Koniecznie zostawcie po sobie ślad, myśle, że zrobię maraton...

OGŁOSZENIE PARAFIALNE!
Rozpoczynam maraton!

Całuski!

1/7

Zło nigdy nie śpi - Huncwoci [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz