FORTY EIGHT

764 45 7
                                    

Uczestnicy zebrali się w krótkim czasie. Turniej miał się zaraz zacząć.

Siedziałam na krześle czekając na start. Blada jak ściana, zimna jak lód czekałam na początek. Byłam sama w pomieszczeni. Zauważyłam jak zasłona się poruszyła. Podeszłam tam. Wiedziałam kto za tym stoi.

-Ariel?

-Remus?- przełknęłam głośno ślinę.

-Boisz się?

-Tak - wychlipałam.

-Będę cię wspierał razem z Lili, Jamesem, Syriuszem i Peterem - odrzekł. To mi nie wystarczało.

Odsunęłam zasłonę i mocno przytuliłam chłopaka. Wczepiłam się palcami w jego włosy a twarz przytuliłam do jego piersi. W tym samym momencie ktoś zrobił nam zdjęcie. Już nie chciałam się mieszać, bo Rey zawołała mnie. Spojrzałam jeszcze za siebie, już nikogo nie było.

-Ari! Chodź! - zawołała mnie Rey z drugiego korytarza.

Losowaliśmy bazyliszki. Stanęłam za wszystkimi uczestnikami. Kiedy nadeszła moja kolej niechętnie włożyłam dłoń do worka. Udało mi się wyłowić dużego czarnego bazyliszka. Przypominał olbrzymiego węża z czarnymi oczami. W pewnym momencie przybrał kolor mojej skóry.

-Despradon. Jest niezwykle przebiegły i szybki i cichy. Nie mam pojęcia, dlaczego jest tu sprowadzony - powiedział Pan Crouch.

Następna była Rey, jej trafił się Śmiertelnik zębacz. Równie ohydna bestia.
Usiadłam na jednym z wolnych krzeseł przy stole. Zostałam poinformowana, że będę startować jako przedostatnia.

***

Kiedy wygłosili moje imię, podniosłam się z krzesła przelotnie patrząc w bok, gdzie stała Rey a papierosem w ręku.

-Powodzenia - rzuciła mi pocieszające  spojrzenie- tylko nie dziękuj- dodała.

Podeszłam do wejścia. Zacisnęłam różdżkę w dłoni i przesunęłam wrota. Słyszałam jak na trybunach krzyczą moje imię, ale jedno mnie zdziwiło. Gdzie jest ten bazyliszek?

Zeskoczyłam na sam dół na ostre kamienie. Będę miała siniaki nie do zapomnienia. Podbiegłam do dużego czarnego głazu, który zadrżał, gdy się o niego oparłam. Stał się czarny a nie, jak dotąd, szary. Rzuciła jedno z mocniejszych zaklęć, ale nic nie podziałało. Widocznie spudłowałam.

Okrążyłam bazyliszka, kiedy on swym wielkim ogonem odciął mą drogę nagle zrzucając mnie na ostre kamienie. Byłam ogłuszona. Żebra mnie bolały. Nie mogłam wstać.

„Ruszaj się"

„Nie bądź słaba"

„Słabeusz!"

„Niemota! Taka jak matka"

Słyszałam głosy w głowie.
Strach. Krzyk. Słowa. Ból.

Otworzyłam oczy. Byłam na jakimś otwartym polu. Za mną był las a przede mną pustynia.

Obok mnie stał on. Wyglądał jak dementor. Jego peleryna zwisała do samych stup. Kaptur był mocno naciągnięty. Jego ręka wskazywała na mnie.

...

Wtedy otworzyłam oczy. Byłam na arenie. Bazyliszka nigdzie nie było. Byłam sama. Bez nikogo.

Oparłam się na łokciach i powoli wstałam. Możliwe, że większość krzyczała, ale nie słyszałam. Ściskałam mocni różdżkę w dłoni. Szłam powoli a kamienie pod moimi stopami pękały. Dotarłam do szkatułki. Dotknęłam je jednym palcem, kiedy nagle przede mną pojawił się bazyliszek. Przybył tam z prędkością światła.

Nie miałam wyboru. Spojrzałam w jego ogniste ślepia, kiedy to on zamienił się w kamień.

Zszokowana chwyciłam za szkatułkę podnosząc ją do góry.


***

I oto nowy rozdział!

Kwiecień. Kochałam ten miesiąc (nie), ale teraz jeszcze bardziej go nienawidzę. Czemu?
A temu, bo zdaje w następnym tygodniu egzamin od którego będzie zależne moje przyszłe życie! (Wcale nie).
A miałam plany na kolejne rozdziały! No trudno, kolejne pojawią się 19.04. tego toku (chyba).
Kontynuacja i nowe książki też pojawią się. I tym razem na 99,9% będę cały czas aktywa z publikacją, nie jak zawsze xd.

To na tyle by było.

Kocham Was moje duszynki!! A raczej rodzino z wattpada!

Animaay Xx ❤️❣️💜

Ps. Rozdział nie sprawdzany.

Zło nigdy nie śpi - Huncwoci [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz