SIXTY

560 26 3
                                    

Obudził mnie krzyk. Raczej pisk. Renee. Pewnie znowu prawie pogryzła się Syberiuszem.
Zakryłam głowę poduszką i zamknęłam oczy. Widocznie nie dane mi było zasnąć bo Rey z hukiem otworzyła drzwi do dormitorium a następnie, również z hukiem, je zamknęła. Zrzuciła wszytko co było u niej na łóżku, a następnie zwyczajnie się na nie rzuciła.

Wiedziałam, że już nie zasnę. Ona i jej wachania nastroju.

- Rey? Wszystko dobrze? - głupi pytanie.

- Oczywiście - powiedziała sarkastycznie.

- To czemu płaczesz. Syriusz? - podnoszę jedną brew.

Delikatnie kiwa głową.

- Renee - siadam obok niej. - Ostatnio nie mamy kontaktu i przykro mi. Syberiusz jest... i nic tego nie zmieni - stwierdziłam, że nie będę nic mówić, bo to i tak by nie pomogło. Przytuliłam ją. Z jej ciasno spiętego koka wypadło kilka pasem włosów. Czarne, od tuszu, łzy spływały po policzku zostawiając smugi. Ściskała w dłoni chusteczkę, którą wycierała spuchnięte oczy.

Zaczęło to do mnie powoli docierać. Nigdy nie żywiła do niego uczucia, ale może teraz to się zmieniło. Naprawdę coś do niego czuła. Powinnam teraz skakać z radości, ale poczekam do rana kiedy opowiem wszystko Lily.

- Dziękuje.

Rzuciła cicho, wstała i ruszyła w stronę łazienki.

Miałam wtedy okazje wyjść. Ubrałam moją ulubioną bluzę z kapturem, czarne jeansy i zwyczajne trampki. Założyłam kaptur na głowę i wyszłam z dormitorium. Zeszłam po schodach na palcach, mimo tego dostrzegłam siedzących na kanapie Lunatyka, Rogacza i Łapę. Peter może jeszcze był na balu i dojadał resztki ze stołu. Naciągnęłam bardzie kaptur i postawiłam nagę na ostatni stopień schodów. Podłoga skrzypiała, zacisnęłam zęby. Chłopcy zwrócili na mnie uwagę.

Nie chciałam aby ktokolwiek wiedział, że się wymykam. Myślałam szybko.

- Ariel? - głos Remusa sprawił, że mogłam się zdemaskować.

- To już nie mogę się przejść nawet po szkole? - próbowałam naśladować głos Rey. - Mam nad sobą ochroniarzy?

- No nie... tylko martwimy się trochę.

- To dobrze - dodaje pewniej i wychodzę kierując się w stronę wierzy astronomicznej.

Nie chciałam ich okłamywać i mam nadzieje że Rey tego nie usłyszała.

Wyciągnęłam z kieszeni otwartą paczkę miętowych gum i włożyłam sobie jedną do ust.
Była to jedna z mugolskich rzeczy jakiem miałam, zapewne dostałabym szlaban gdyby jakiś nauczyciel się o tym dowiedział.
Rozgryzłam słodką, miętową skorupkę, która zmieniła się ostrą miazgę.

Otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka.
Dostrzegłam Jima opierającego się o barierki balkonu. Jego grzywka nieelegancko opadała mu na oczy, miał na sobie jeszcze szatę wyjściową.

Zdjęłam kaptur z głowy i podeszłam do niego. Widziałam niewidoczny uśmiech na jego twarzy, który zaraz znikł.

- Jakby ci nie zależało to byś nie przyszła - podnosi wzrok na chwile.

- Myślałam, że chcesz o czymś porozmawiać.

Otwiera usta, ale od razu je zamyka. Wyciąga z kieszeni zgniecioną paczkę papierosów i bierze sobie jednego. Jednak zanim je schował, podał mi ją.

- Chcesz?

- Ja nie pale... - mówię, chociaż czuje w sobie jakiś dziwne uczucie, którego nigdy wcześniej nie czułam. Zapaliłabym.

Potrzebowałam tego. Potrzebowałam się odstresować, odetchnąć, odpocząć.

Widział, że długo się zastanawiam, więc delikatnie potrząsnął opakowaniem.
Wzięłam jednego do ręki.

- Każdy tego potrzebuje - mówi a ja delikatnie kiwam głową.

Podaje mi zapalniczkę. Odpalam go i oddaje mu ją. Zaciągam się dymem, nie pierwszy raz to robiłam, ale nigdy mnie to nie pociągało.

- Nie wiedziałem, że taka z ciebie profesjonalistka - rzuca złośliwie.

Parskam śmiechem i wolno wypuszczam dym.

- To teraz wiesz. Tylko ja nie pale tyle co ty... ściągasz mnie na złą drogę - prycham.

- Ranisz mnie - łapie się teatralnie za serce. - Sama na nią schodzisz - dodaje.

Tupnęłam nogą, ale po szybkim czasie, zdałam sobie sprawę, że to prawda. Spędzam czas tylko z Remusem, wychodzę w nocy, okłamuje ich, nie mówię im całej prawdy.

- Trudne - muszę się bardziej dla nich starać. Są jedynym co mam.

- Może, powinnaś przestać? - rzucił. Chwile zajęło mi, aby to zrozumieć.

- To ty przestań rzucać nic nie znaczące teksty! - chamsko pokazałam na niego palcem, a on podniósł ręce w geście obronnym.

- Chciałem powiedzieć, że powinnaś przestać się przejmować.

Miał racje.

Wszystkim się przejmuje.

- Czemu chcesz mi pomóc? - uniosłam jedną brew do góry i przygryzłam szluga zębami naśladując chłopaka.

- Bo... może powinnaś zerwać z Lupinem. On ciągnie cię na dno. Nie widzisz? To też jego wina, jesteś przybita i on też - wyrzuca to z siebie.

- Ty go nie znasz! Nie wiesz jaki może być!

- Ty też mnie nie znasz! Nie wiesz jaki ja mogę być!

Jedna łza spływa mi po policzku.

- Daj mi szanse - podchodzi bliżej.

- Nie mogę... muszę to przemyśleć... Powinnam już wracać - dodaje i zgniatam butem końcówkę papierosa.

- Odprowadzić cię?

- To nie jest dobry pomysł - odmawiam, ale mimo tego podchodzę do niego i przytulam się do niego. - Pa.

Wychodzę i zamykam cicho drzwi. Wbiegłam ze schodów i idę szybkim krokiem do dormitorium.

Wypowiadam hasło i wchodzę do środka. Na wejściu nikogo nie było. Wbiegam po schodach do pokoju i rzucam się na łóżko. Zamykam oczy i porywam mnie sen.



Stwierdzam, że spodobał mi się TeamJim, a wam? może czas na małe zmiany? Doczekujcie kolejnego rozdziału!

Zło nigdy nie śpi - Huncwoci [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz