SIXTY ONE

523 23 4
                                    

Otworzyłam oczy. Spojrzałam na łóżko Rey. Było puste, Lilki też nie było.

Zerwałam się z łóżka. Spojrzałam na zegarek.
Dochodziła ósma. Poszłam do łazienki, wykonałam poranną rutynę i przebrałam się w szatę. Wyszłam z dormitorium wolnym krokiem kierując się do Wielkiej sali.

Usiadłam obok Remusa i Syberiusza.

- Hej - rzuciłam cicho.

- Cześć Ari - dopowiedzieli wszyscy hunce.

Nie chciałam się tłumaczyć, ale spotkanie z Jimem bardzo na mnie wpłynęło. Zastanawiałam się nad jego słowami. Jestem jak zwykła sardynka w ławicy. Taka jak inni.
Zawsze w stadzie jak baran.

- Coś się stało Ari? - spytał martwiącym głosem Remus. Pewnie widział miażdżę widelcem biednego naleśniczka.

- Tak, tak - odpowiadam, ale nie przestaje męczyć placuszka.

Parsknął śmiechem. Ale kiedy tylko spojrzał na mnie, wzrok skierował wyżej a jego uśmiech znikł.

- Witaj Ariel - usłyszałam znajomy, zachrypnięty głos.

Obróciłam się i zobaczyłam Jima. Trzymałe w dłoniach ciemnozielony kubek. Raczej to była herbata, mimo, że pachniała czekoladą.

- To dla ciebie - powiedział podając mi kubek.

Nie zdążyłam go wziąć, bo Remus mnie wyprzedził. Chwycił za kubek i postawił go obok siebie.

- Dzięki - rzucił Remus.

- Nie radzę ci tego pić... To nie jest dla ciebie.

Jim wyciągnął ręce po swój kubek.

- Spokojnie. Nie mam zamiaru tego pić - posłał mu wredny uśmiech.

Nie wtrącałam się, ale ciekawiło mnie jak co to i smakuje ten napój.

- To oddaj mi to - warknął.

- Masz - Remus chwycił za kubek, już miał trafić w jego ręce, kiedy Peter złapał za ramię Remusa.

A ten skąd się wziął?!

- Masz to wypić przy nas - starał się uśmiechnąć.

Coś mu nie pykło.

Widziałam na twarzy Jima coś na wyraz zdezorientowania. Jednak to nie zbiło go z tropu.

Wziął kubek i przyłożył go do ust. Wziął łyk, potem dwa, trzy i dużo, dużo więcej. Kiedy skończył, delikatnie się przechylił a przedmiot wypadł mu z dłoni rozbijając się o podłogę.

Uśmiechnął się i spojrzał na mnie a potem na wszystkich. Inni chyba nie byli zainteresowani tą sytuacją do wtedy, kiedy na całą sale McKanzzie krzyknął:

- O Boże, jaki ja jestem piękny i boski!

- O wow - pokiwałam głową patrząc w podłogę.

- Ale ślicznotka ze mnie - powiedział i obrócił się na pięcie i wyszedł z sali robiąc piruet jak balerina.

- O tak. To było bardzo złe - powiedział Black razem z Potterem i parsknęli śmiechem.

- Zdajesz sobie sprawę, że jutro jest drugie zadanie? - zwróciła się bezpośrednio do mnie Rey.

- Staram się o tym nie myśleć - mówię przewracając oczami.

- Więc unikaj takich akcji jak ta. Ja ci mówię, trzymaj się od tego McKenzzie'go z daleka. Masz teraz się skupić na tym, żeby przetrwać a nie oglądać się za ślizgonami co chcieliby tobie amortencje podać...

Przerywam jej.

- Po pierwsze takie rady nie powinnam dostać od swojego chłopaka? - spojrzałam raz to na Rey a raz na Remusa. - Po drugie. Jim chciał mi wcisnąć amortencje?!

- Ari, kochana Ari. Jak ty mało jeszcze wiesz -pogładził mnie po włosach lunatyk.

********

Chciałam poszukać Jima. Wiem, że powinnam siedzieć i rozmyślać nad zadaniem, ale wiem tyle, że będzie to w zakazanym lesie i trzeba będzie czegoś szukać.

Podążałam korytarzem lochów. Chciałam to z nim wyjaśnić. Weszłam do łazienki. Dostrzegłam go. Stał przed lustrem.

- Jim? - podeszłam do niego.

- On jest cudowny, najcudowniejszy - mówił do swojego odbicia w lustrze.

Całkowicie mnie zignorował.

- Czemu chciałeś mi podać amortencje?

- Patrz właśnie mrugnął i teraz znowu.

Patrzył się w swoje odbicie. Mogłam to przewidzieć, że nie będzie ze mną gadał.

- Jim! - krzyknęłam uderzając go w twarz.

Obrócił głowę. Przyjął to z godnością.

- Ariel? - zapytał oszołomiony.

Chyba się wybudził.

Wow. Nawet nie wiedziałam, że ma taką siłe.

- Gdzie ja jestem? - potrząsną głową i bliski był upadnięcia na podłogę, gdybym go w porę nie złapała.

- W łazience ślizgonów.

- To czemu ty tu jesteś?

Usiedliśmy na podłodze opierając się o ścianę.

- A czemu ty chciałeś podać mi amortencję?

Nie odpuszczę mu tego.

- Nie pamiętam. Co? Nie pamiętam.

- To znaczy, że nie mamy o czym rozmawiać.

Wstaje z podłogi i kieruje się w stronę wyjścia ale w mgnieniu oka Jim staje przede mną i zamyka krzywi jednym ruchem ręki.

- Zejdź mi z drogi - warczę.

- To miała by jedna dawka, mała w dodatku. Ważyła ją Erin z mojego domu. Zna się na eliksirach i zrobiła ją dla mnie. Wlałem kilka kropel do herbaty. Nie miałem pojęcia. Ja... ja... tylko kocham cię.

- Dlaczego? Przecież jestem z Gryffindoru.

- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?

- Żartujesz sobie? - parsknęłam śmiechem.

- Cały czas mijałem cię na korytarzu. Nie wiedziałem z jakiego jesteś domu. Kiedy dotarło do mnie co robię było już za późno i zdałem sobie sprawę, że chodzisz z Lupinem.

- Czekaj chwile, bo nie nadążam. Chcesz powiedzieć, że przeze mnie zachowujesz się tak jak się zachowujesz?

Żadnej reakcji. Nastała cisza. Nie chciałam jej przerywać, mimo, że powinnam już wracać.

- Wiesz, ja powinnam już wracać - mówię wstając.

- Odprowadzić cię? - proponuje.

- Nie, to nie jest dobry pomysł.

Hej moje Aniołki!
Wydaje mi się że spodziewaliście się czegoś innego. Myśle, że to nie jest jeden z moich najgorszych rozdziałów.

Nie mogę uwierzyć że już jest Was 30 000 tak wiem jeszcze raz to pisze ale muszę to jeszcze raz napisać bo po prostu   WoW!

Dziękuję Wam  za wszystkie gwiazdki za każdy komentarz staram się na niego odpisać mimo że nie zawsze mam na to czas. Rozdziały zacznę wstawiać w  weekendy postaram się jednak być bardziej aktywna.

Zło nigdy nie śpi - Huncwoci [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz