1. DEGRADACJA

758 56 23
                                    

— O! Siema, Gośka. — Usłyszałam za sobą znajomy głos.

— No, cześć — odpowiedziałam dość niechętnie, bo nie miałam ochoty na żadną konwersację w tym momencie, a już na pewno nie z Arturem.

— Widzę, że czekasz pod drzwiami naczelnego. Zostałaś wezwana na dywanik? —  Dociekał mój kolega.

 — A dlaczego miałabym być wezwana na dywanik? To zwykła rozmowa. — Mhh... na pewno zwykła. Sama nie wierzyłam w to, co mówiłam po tym, co ostatnio się wydarzyło. Tak poza tym, to mógłbyś już sobie iść — pomyślałam sobie. —  A ciebie, co tu sprowadza?

— Naczelny rano zadzwonił, że musi pilnie ze mną pogadać. No więc jestem — powiedział Artur, szeroko się uśmiechając, jakby wiedział coś więcej.

— Super, to razem poczekamy — odpowiedziałam, wymuszając uśmiech i wyciągając z torebki telefon, po czym uruchomiłam przeglądarkę, byle dłużej już nie prowadzić z nim rozmowy.

Artur... Bożyszcze kobiet z mojej pracy. Wysoki, umięśniony brunet. Powiedzmy, że dość przystojny. Chyba, jako jedyna nie uległam jego urokowi. Może dlatego, że byłam pochłonięta swoimi obowiązkami i nie w głowie były mi amory. Mogłam rzec nawet, że typ działał mi trochę na nerwy. Szarogęsił się, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Zastanawiałam się tylko, po co naczelny wezwał  i jego,  i mnie w tym samym czasie.

— Pani Małgorzato, proszę wejść. — Wyrwała mnie z zamyślenia sekretarka.

— Dziękuję — odpowiedziałam uprzejmie i weszłam zdecydowanym krokiem do gabinetu.

— Dzień dobry. — Przywitałam się z naczelnym.

— Dzień dobry. Proszę usiąść. Napije się pani czegoś?

— Dziękuję, wolę przejść do sedna.

— Dobrze. Zapewne domyśla się pani, dlaczego się spotykamy. Ostatni pani służbowy wyjazd i sytuacja, jaka się tam wydarzyła,  dały mi dużo do myślenia. Uzmysłowiłem sobie, że chyba zabrała się pani za zbyt trudną działkę, a ja pani na to pozwoliłem. Myślę nawet, że gdyby całe to zdarzenie skończyło się inaczej, miałbym wyrzuty sumienia. Dlatego postanowiłem, że będzie pani odpowiedzialna za inny dział.

— Ale jak to? Nie chcę zajmować się niczym innym. Nawet nie wyobrażam sobie tego. Teraz przynajmniej czuję, że robię coś ważnego i jestem potrzebna ludziom. Może ostatni wyjazd nie był zbyt szczęśliwy, ale naprawdę nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego. Poza tym już się po tym wszystkim pozbierałam i jestem gotowa na kolejne wyzwania — mówiłam rozemocjonowana. Nie wyobrażałam sobie, żeby ktoś zabrał mi to, co kocham.

— Rozumiem, ale mimo wszystko podjąłem już decyzję i zmieniam pani branżę, którą będzie się pani zajmowała, a na pani miejsce mam już zastępcę.

— Chyba nie tego  buca, Artura Kamińskiego!? — Próbowałam opanować nerwy, chociaż było to trudne.

—  Tak, to on panią zastąpi, sam się nawet zgłosił. Myślę, że mężczyzna w miejscach, gdzie są przeprowadzane konflikty zbrojne, lepiej sobie poradzi. I proszę inaczej wyrażać się o kolegach z pracy.

— To już zakrawa na dyskryminację! Mężczyzna lepiej sobie poradzi? Do tej pory świetnie sobie ze wszystkim radziłam, byłam już w wielu miejscach, gdzie toczy się wojna, doskonale pan wie, że moje reportaże cieszyły się dużą popularnością, a ostatni incydent można....

— Jeszcze raz proszę, żeby się pani uspokoiła. Decyzja została już podjęta i jej nie zmienię. Pan Kamiński, zamiast pani zostanie korespondentem wojennym, a pani przechodzi do działu sportowego.

— Do czego??? To chyba jakieś kpiny!

— Nie to nie są kpiny... I albo ten dział, albo będziemy musieli zakończyć naszą współpracę. Chociaż tego bym nie chciał, bo bardzo cenię sobie pani pracę i zaangażowanie we wszystko, co pani robi.

Kobieto, ogarnij się! Pamiętaj, że ta praca jest dla ciebie wszystkim, a ta redakcja jest najlepsza w kraju. Przecież nie będziesz tkwiła w tym dziale wiecznie. Okaże się, że reportaże Artura to jedna wielka klapa i z powrotem cię przywrócą — mówiłam do siebie w duchu.

— To jak, pani Małgorzato? Przyjmuje pani tę posadę? — Wyrwał mnie z zamyślenia naczelny.

— Tak — powiedziałam niechętnie. — Mam nadzieję, że będę, chociaż relacjonowała jakąś ciekawą ligę.

— Ligę?

— No tak... Ligę piłki nożnej, na tym sporcie się chociaż znam. Najlepsza byłaby angielska, lubię ich styl gry.

— No to muszę panią rozczarować. Będzie pani pracować przy sporcie zimowym.

— No cóż, ewentualnie hokej też może być — powiedziałam z przekąsem.

— W zasadzie, to mam na myśli skoki narciarskie.

 — Że co?!

Tego już za dużo — pomyślałam. Nie dość, że dział sportowy był dla mnie degradacją, to jeszcze miałam pracować przy czymś, czego i tak nikt nie ogląda??? A ze skoczków narciarskich znałam tylko Małysza i to oczywiście nie osobiście, tylko z TV, ale w sumie, to kto go nie zna. Przecież tego sportu prawie nikt nie ogląda. Help! Czułam, że tonę w nicości.

— Miałaby pani cykl wywiadów ze skoczkami. FIS sam się do nas w tej sprawie zgłosił, jako że ten sport jest dość popularny w Polsce, a nasza redakcja jest jedną z najlepszych.

Mój Boże, to nie dzieje się naprawdę. Niech mnie ktoś uszczypnie, żebym obudziła się z tego koszmaru. Skoki narciarskie? Kto to wymyślił? Za jakie grzechy? — pomyślałam.

— Hmm... Z kim będę współpracować? — spytałam zrezygnowana.

— Z tymi osobami, co dotychczas. Kiedy pani koledzy dowiedzieli się, że panią przenoszę, poprosili o to samo, bo nie wyobrażają sobie współpracy z kimś innym — odpowiedział naczelny, uważnie mi się przyglądając, jakie wrażenie zrobi na mnie ta informacja.

— Chociaż tyle dobrego — odpowiedziałam. Nie dałam po sobie poznać, że ta wiadomość mnie ucieszyła. Chłopaki naprawdę mnie zaskoczyli tą decyzją. Może mieli już dosyć widoku rozlanej krwi w strefach wojennych?

— Z mojej strony to wszystko. O szczegółach, poinformuje panią moja asystentka. Mam nadzieję, że niedługo zobaczę ciekawe wywiady, które nie będą sztampowe, ale pełne inspiracji. Życzę wszystkiego dobrego i powodzenia na nowej ścieżce kariery — powiedział naczelny, jednocześnie podając mi dłoń.

— Dziękuję. Mam nadzieję, że odnajdę się w tej nowej rzeczywistości. Do widzenia.

Kiedy wychodziłam, mijałam się z Arturem i widziałam na jego twarzy uśmieszek. Zapewne o wszystkim doskonale wiedział. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby to on sam podsunął ten pomysł prezesowi. Od dawna czekał, aż mi się powinie noga, ale niedoczekanie jego. Stwierdziłam, ze jeszcze zobaczy, że nawet z niczego potrafię stworzyć coś wielkiego. Miałam zamiar zrobić wywiady, jakich jeszcze świat nie widział. Tylko ten sport.... Skoki narciarskie? Och, realy?

Poczułam się zdegradowana.

Pożyczona kurtka [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz