44. PODRÓŻ DO NIEMIEC

349 43 0
                                    

Obudziłam się w doskonałym humorze. Miałam wrażenie, że mogłam góry przenosić. Czułam, że mogłam stawić czoło całemu światu. Mogli do mnie dzwonić i pisać w sprawie tego cholernego wywiadu, proszę bardzo. Obecność Richarda wieczorem, a także w nocy u mojego boku dodała mi sił. Bardzo długo rozmawialiśmy i dzięki niemu, spojrzałam na to wszystko pod innym kątem. Pierwszy raz od dłuższego czasu stojąc w łazience przed lustrem, uśmiechnęłam się do siebie. Stwierdziłam, że nie będę jadła śniadania, bo w sumie nawet nie byłam głodna. Postanowiłam iść pobiegać. Miałam w sobie tyle energii, że musiałam ją jakoś spożytkować. Ubrałam dres, a potem uklęknęłam na podłodze, żeby wyciągnąć spod łóżka moją walizkę, w której miałam adidasy. Już miałam ją pociągnąć za rączkę, kiedy w moje oczy rzucił się przedmiot, który nie powinien leżeć pod łóżkiem, a już na pewno nie pod moim. Sięgnęłam po niego i trzymając w dłoniach, przyglądałam mu się, zastanawiając się, jak on mógł się znaleźć na podłodze. Wtedy przed moimi oczami pojawiły się obrazy, które wprawiły mnie w osłupienie.

— O matko. To nie może być prawda — powiedziałam do siebie pod nosem. Poczułam, jak pąsowieją mi policzki po tym, co pokazał mi mój umysł. Siedziałam tak jeszcze chwilę i zastanawiałam się, co mam teraz z tym zrobić, ale do głowy nie przychodziło mi żadne rozsądne rozwiązanie. Pomyślałam tylko, że przez to, co znalazłam, mogłabym tylko więcej stracić niż zyskać. Po chwili wzięłam głęboki wdech i potrząsnęłam głową, żeby ochłonąć. 

W końcu wyciągnęłam spod łóżka walizkę, chowając do niej znalezisko, a wyciągając adidasy. Wzięłam swoje mp3 i założyłam słuchawki na uszy. Szłam hotelowym korytarzem, śpiewając sobie pod nosem. Miałam gdzieś to, że mijający mnie skoczkowie, śmiali się ze mnie. Zmierzałam do hotelowej restauracji, żeby przekazać kilka informacji moim redakcyjnym kolegom. Weszłam do środka i podchodząc do naszego stolika, zdjęłam słuchawki, zawieszając je na szyi.

— Dzień dobry, panowie — przywitałam się, uśmiechając się od ucha do ucha. — Cześć, kłamczuchu — powiedziałam do Artura, patrząc mu prosto w oczy, po czym usiadłam na krześle. — Mam do przekazania kilka informacji — zaczęłam mówić, zabierając z dłoni Rafała kanapkę, którą sobie przygotował i właśnie miał zamiar ją ugryźć. Chyba jednak coś przekąszę przed biegiem  pomyślałam sobie. — Dziękuję, Rafałku, bardzo pyszna — powiedziałam, biorąc kęs i uśmiechając się do niego, na co on przewrócił oczami. — Tak, więc po śniadaniu nie ma zebrania, bo ja wychodzę. Dzisiaj robimy cztery wywiady...

— Cztery? — przerwał mi Marek. — Wysoko stawiasz poprzeczkę.

— Tak, cztery — powtórzyłam, po czym z kieszeni wyciągnęłam kartkę, na której były napisane nazwiska osób, z którymi będziemy dzisiaj rozmawiać. — Ja sobie zamawiam tych dwóch panów — powiedziałam, pokazując palcem nazwiska skoczków. — Artur, przed treningiem rozmawiasz z Sedlakiem, już to z nim ustaliłam, a Rafał z Gratzerem... z nim też jest już to ustalone — mówiłam, uśmiechając się szeroko. — Mamy godzinę siódmą trzydzieści — powiedziałam, spoglądając na zegarek i zastanawiając się, jak długo będę biegać, a potem ile czasu zajmie mi ogarnięcie się do wywiadu. — Hmm... na dziewiątą trzydzieści i dziesiątą piętnaście chcę mieć w konferencyjnej swoich rozmówców. Karol, proszę cię, żebyś ich poinformował. Kolejność bez znaczenia. O jedenastej trzydzieści wyjeżdżamy na skocznię i dzielimy się na dwa zespoły, żeby przeprowadzić oba wywiady równocześnie. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne — mówiłam, spoglądając na kolegów, a oni przytaknęli głowami. — Świetnie. Ale się nagadałam. Tak więc, panowie, ja teraz wychodzę pobiegać. Widzimy się o dziewiątej trzydzieści w sali konferencyjnej. Przyjdę na gotowe. Do miłego — dodałam z uśmiechem, po czym wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę wyjścia.

Pożyczona kurtka [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz