31. KIM JEST WRÓG?

389 40 3
                                    

Mijał kolejny dzień mojego pobytu w szpitalu. Już nie mogłam się doczekać, kiedy mnie wypiszą. Dobrze, że w końcu przenieśli mnie na zwykłą salę, bo na intensywnej ze względu na tę całą aparaturę nie mogłam korzystać ani z telefonu, ani z tabletu. Teraz przynajmniej miałam trochę rozrywki, chociaż i tak strasznie się nudziłam, tym bardziej że moi koledzy wyjechali na kolejne zawody. Oczywiście Rafał chciał zostać ze mną, ale na szczęście przekonałam go, że musi jechać i zagroziłam im wszystkim, że jeśli tylko trochę obniżą poziom wywiadów, to skopię im tyłki. Nie byłabym sobą, gdybym im nie pomagała, dlatego też konsultowaliśmy ze sobą pytania. Rozmawialiśmy codziennie. Zresztą nie tylko z nimi kontaktowałam się tak często. Każdego wieczora dzwoniłam do Richarda. Rozmawialiśmy ze sobą godzinami. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale zastanawiałam się, co na to jego koledzy. Ostatnio zasugerowałam mu nawet, żeby któryś wieczór pogadał z nimi, na co on się oburzył, że pewnie mam już go dość i spławiam go. Ach, te jego teorie spiskowe. Jednak kategorycznie sprzeciwiłam się, kiedy mi powiedział, że sylwestrowy wieczór też chce spędzić na rozmowie ze mną. Powiedziałam, że chociaż wtedy niech pójdzie się zabawić, bo inaczej już więcej nie odbiorę połączenia od niego.

                                                                                       ***

— Dobry wieczór, pani. Jak się pani dzisiaj czuje? — zapytał mnie lekarz z nocnego dyżuru.

— Bardzo dobrze. Nie wiem, po co mnie tu jeszcze trzymają.

— Prawdopodobnie po nowym roku pani wyjdzie. Jeśli oczywiście wyniki badań będą dobre.

— Naprawdę? Tak się cieszę.

— Ja idę dalej na obchód. Gdyby coś było nie tak, proszę wzywać pielęgniarkę.

— Dziękuję.

Natychmiast podzieliłam się tą wiadomością z Richardem i moimi kolegami. Potem dotarło do mnie, że źle zrobiłam, bo oczywiście wszyscy zaraz dopytywali, jak poradzę sobie sama w domu. Zachowywali się, jakby nie wiadomo co mi dolegało, a ja przecież już prawie normalnie się poruszałam. Odczuwałam jeszcze trochę bólu, ale to nic w porównaniu z tym, co czułam wcześniej. Po rozmowie ze wszystkimi przejrzałam wiadomości w Internecie. Kiedy już miałam zamiar powoli zasypiać, rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Gregor.

— Halo?

— Cześć, piękna. Jak się czujesz? — usłyszałam, gdy odebrałam połączenie.

— Już coraz lepiej.

— Nawet nie wiesz, w jakim szoku byłem, kiedy dowiedziałem się, co ci się stało. Martwiłem się o ciebie. Złapali już tego, który cię napadł?

— Niestety jeszcze nie. Co u ciebie ciekawego słychać? — zapytałam z grzeczności.

— No cóż, trochę smutno u mnie.

— Dlaczego? Co się stało?

— Smutno, bo ciebie nie widuję... twojego uśmiechu — odpowiedział, a ja poczułam skrępowanie.

— Oj Gregor, Gregor. No nie wiem, czy Richard byłby zadowolony, gdyby to słyszał.

— Ale nie słyszy, więc nie ma tego złego. Przecież pogadać sobie chyba możemy? Czy jest takim despotą, że zabrania ci jakichkolwiek kontaktów z płcią przeciwną? — śmiał się.

— Nie zabrania...

— No więc nie ma żadnego problemu. Wrócisz jeszcze do nas?

— Mam taki zamiar. Myślę, że do Zakopanego będę czuła się już całkiem dobrze.

Pożyczona kurtka [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz