7. NIC NIE ZAŁATWIŁAM

496 48 2
                                    

Kiedy znalazłam pokój niemieckich skoczków, zapukałam do drzwi, ale nikt nie otwierał. Może nie usłyszeli? — pomyślałam i jeszcze raz zapukałam, ale nadal cisza. Trudno, widocznie gdzieś wyszli, dzisiaj nic nie załatwię. W takim razie jutro oddam, bo nie będę stała, jak głupia pod drzwiami i na nich czekała — myślałam sobie. Kiedy odchodziłam od drzwi, zobaczyłam w głębi korytarza zmierzającego w moim kierunku Wellingera.

— O! Dobry wieczór, pani dziennikarko — zagadał z uśmiechem.

— Dobry wieczór, panie Wellingerze — odpowiedziałam i przewróciłam oczami. — Czy mógłbyś pozbawić mnie problemu i odebrać ode mnie kurtkę Richarda? Miałam dzisiaj zwrócić, ale nie ma go w pokoju.

— No nie ma, bo poszedł na imprezkę. Tak, jak reszta ekipy. Zresztą, ja też się tam wybieram, tylko musiałem się wrócić, bo zapomniałem telefonu i widzę, że mi się poszczęściło. To chyba przeznaczenie. — Mrugnął do mnie.

— Raczej zapominalstwo. To jak będzie? Weźmiesz?

— No nie wiem, nie wiem. A co będę z tego miał?

— Satysfakcję, że pomogłeś kobiecie w kłopocie. — Jak on mnie zaczynał wkurzać.

— Hmm... Chyba jednak wolę nie. Wiesz, to Richard ci ją dał, to i powinien ją osobiście od ciebie otrzymać. Jeszcze potem będzie na mnie zły, że stracił okazję, żeby z tobą pogadać — mówił z szelmowskim uśmiechem, opierając się o ścianę i zaplatając ręce na klatce piersiowej.

— Dobra, nie, to nie. Widzę, że tracę czas. Miłego imprezowania. Cześć

— Zaczekaj.

— Tak? — Chyba jednak pozbędę się ubraniowego problemu  pomyślałam.

— A ty nie wybierasz się na imprezkę? Twoja koleżanka po fachu bryluje na parkiecie. Ubrałabyś jakąś fajną kieckę i poszła. Richard też by się z tego powodu ucieszył.

— Jestem zajęta. Nie mam czasu na potańcówki — odpowiedziałam poirytowana i poszłam.

— Szkoda! — krzyknął na odchodne Niemiec.

Czułam, jak wszystko zaczynało się we mnie gotować. Co on sobie myślał, że nie miałam co robić, tylko łazić po dyskotekach? Sądziłam, że odbierze ode mnie tą cholerną kurtkę, a on mi wyjechał z tekstem o imprezie. Co za burak.

                                                                                             ***

— Już wróciłaś? Tak szybko? Nie kleiła się rozmowa z Ryśkiem? — zaczepił mnie Rafał.

— Nie denerwuj mnie nawet. Nie było go w pokoju.

— Serio? To w takim razie, co tak długo?

— Wellinger się napatoczył, ale jak widać na załączonym obrazku i tak mi nie pomógł – powiedziałam, rzucając kurtkę Freitaga na fotel pod oknem.

— I to on cię tak wkurzył? — zapytał Karol.

— No niestety... Dobra, zmieńmy temat. Lepiej powiedzcie, czy już coś udało wam się zrobić?

— Zobacz początek. Czekamy na akceptację, szefowo — odezwał się Piotrek, pokazując mi część pracy.

— Idealnie! – krzyknęłam zachwycona. — Lećmy dalej z tematem!

Usiadłam obok chłopaków, pełna nadziei na świetny materiał i niestety ze świadomością, że nockę mamy z głowy.

TYMCZASEM NA IMPREZIE

RICHARD

— No, Andreas, w końcu wróciłeś! Co tak długo!? — przekrzykiwał głośną muzykę Eisenbichler.

— A właśnie! Nie zgadniecie, kogo spotkałem pod drzwiami pokoju — odpowiedział.

— No oświeć nas.

— Tę blond dziennikarkę. Jak ona ma na imię? Gosia? Fajna jest. Już wiem Richi czemu się nią zainteresowałeś — powiedział, szturchając mnie w bok. — Chciała mi wcisnąć twoją kurtkę. Nie martw się, nie odebrałem jej, będziesz miał okazję z nią pogadać — zaśmiał się.

— No chociaż raz pomyślałeś — odpowiedziałem. — W sumie trochę głupio z tym wyszło, w końcu powiedziała, że ją odniesie wieczorem. Mogłem poczekać w pokoju. Może nawet udałoby mi się ja wyciągnąć do klubu.

— Uwierz mi, nie byłoby na to szans. Zaproponowałem jej, żeby przyszła ze mną, ale tylko jakoś tak się zdenerwowała — przerwał mi Wellinger.

— Panowie, koniec tych smętów. Jesteśmy na imprezie. Trzeba się zabawić. Kto idzie ze mną po coś mocniejszego? — wtrącił Geiger.

— Już lecę, przyjacielu — odpowiedział Andreas.

Ciekawe, czemu nie chciała przyjść na imprezę. Mam nadzieję, że Wellinger nic jej nie nagadał, bo z nim to różnie bywa. Jutro będę musiał przeprosić ją za tą sytuację. Nie chciałbym, żeby uznała mnie za niesłownego faceta. Kurczę, głupio wyszło.

— Halo! Richard! Tu Ziemia! A raczej zimne piwko — wyrwał mnie z zamyślenia Markus. — Już nie myśl tak o tej pannie, tylko się odpręż. Wiesz, zawsze na pocieszenie możesz sobie przygruchać Kamilę. Zobacz, jak buja się na parkiecie. Oj, chyba już nieaktualne, bo właśnie podbił do niej Schlierenzauer.

No i dobrze, bo ona mnie nie interesuje — pomyślałem, biorąc łyk piwa.

Pożyczona kurtka [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz