8. DZIWNY KOLEŚ

511 47 5
                                    

— Nareszcieeee! Koniec!!! — wykrzyknął Marek.

— Cicho, bo ludzi pobudzisz. Sam w hotelu nie jesteś — upomniał go Karol.

— No co? W końcu to zrobiliśmy. Ja pierdolę, jest prawie godzina czwarta, jak mi się spać chce. Nie ma mnie do południa, tak dla waszej wiadomości.

— Spoko, nas raczej też nie będzie — powiedział Darek. — Wysłane już? — zapytał.

— Taaa, poszło — odpowiedziałam.

— No to ja spadam. Słyszę, jak moje łóżko mnie woła. Papatki, karaluchy pod poduchy, a szczypawki dla zabawki.

— Ty to masz fazę, faktycznie idź spać — odpowiedział ze śmiechem Marek, również kierując się do drzwi i przepychając w nich Karola.

— Co za dzieciaki — powiedziałam, wywracając oczami. — Chłopaki, a wy jeszcze chwilę zostaniecie? Obiecaliście mi, że przyjrzycie się ze mną tej sprawie od Berata — zapytałam Rafała i Piotrka.

— No spoko. Dostałaś już te zdjęcia? — zapytali.

— Tak, dzisiaj podesłał mi na maila. Ostrzegam, są mocne — powiedziałam, jednocześnie otwierając pliki.

— Kotek, przecież nie takie rzeczy oglądaliśmy w policji — zauważył Rafał. — Możesz mi przypomnieć temat? Chodzi o to rzekome samobójstwo?

—Tak, ja już oglądałam te zdjęcia, ale nie powiem wam jeszcze co o nich sadzę, bo chcę najpierw poznać waszą opinię. Tamtejsza policja już zamknęła sprawę, ale rodzina ofiary nie zgadza się z tym i potrzebują jakiegoś punktu zaczepienia, żeby to ruszyć dalej.

— Wiecie co... Może ja jednak skoczę do pokoju po coś mocniejszego — powiedział Piotrek, przeglądając pierwsze zdjęcia. — Lepiej będzie się myślało.

— Jestem za! — powiedział Rafał.

I tak spędziliśmy czas do rana. Nawet nie zauważyliśmy momentu, jak zmorzył nas sen i całą trójką zasnęliśmy na moim łóżku. Po kilku godzinach obudził nas dźwięk telefonu.

RICHARD

Jak tylko się przebudziłem, szybko się ogarnąłem, żeby zdążyć na śniadanie. Koniecznie chciałem się spotkać z Gosią, żeby wytłumaczyć jej wczorajszy wieczór. Głupio wyszło. Najpierw się z nią umawiałem, a potem nie było mnie w pokoju. Trochę to wyglądało tak, jakbym ją zignorował.

— Richard, możesz ogarniać się trochę ciszej? Tu się śpi! — wymruczał spod kołdry Andreas.

— Lepiej już byś wstał, bo nie zdążysz na śniadanie. Trener ci skopie tyłek, jak się nie pojawisz, tym bardziej że nie był za bardzo zadowolony wizją wieczornego wyjścia do klubu.

— Nooo, zaraz wstanę, jeszcze pięć minut.

— Już ja znam to twoje pięć minut. Dalej, zbieraj się — powiedziałem, jednocześnie zabierając mu kołdrę.

— Aaaaa! To, że ty lecisz na dół jak skowronek, bo już nie możesz doczekać się spotkania z blondi, nie znaczy, że inni też muszą tak się zrywać — wymamrotał, zwlekając się z łóżka.

— Siema, chłopaki! — wykrzyczeli, wchodząc do pokoju, Markus i Karl.

— Puka się! — upomniałem ich.

— A kogo pukasz? — zapytał złośliwie Eisebichler.

— Pewnie ma zamiar... Wiadomo kogo — odezwał się z łazienki Wellinger.

Pożyczona kurtka [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz