49. POŻEGNANIE

462 44 6
                                    


MIESIĄC PÓŹNIEJ

Wyszłam spod prysznica i zaczęłam wycierać się ręcznikiem, a następnie założyłam uszykowane wcześniej ubrania. W pewnym momencie wydawało mi się, że słyszę, jak ktoś chodzi po moim domu i zdawało mi się, że ta osoba jest już na schodach prowadzących na piętro. Wystraszyłam się. Stałam przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Zastanawiałam się, co zrobić. W końcu otworzyłam drzwi od łazienki i ukradkiem wyjrzałam na korytarz, ale nikogo na nim nie było. Ostrożnie wyszłam z pomieszczenia, po czym podeszłam do schodów. Po cichu stawiałam stopy na każdym ze stopni, schodząc na dół. Rozejrzałam się po kuchni i salonie, ale nikogo nie było. Przez chwilę stałam bez ruchu i wytężyłam słuch, ale tym razem nie zarejestrowałam nic niepokojącego.

— Musiało ci się wydawać — powiedziałam do siebie, po czym odwróciłam się i wróciłam na górę.

Ponownie weszłam do łazienki, żeby wysuszyć włosy. Zamknęłam za sobą drzwi i sięgnęłam do szuflady po suszarkę, po czym stanęłam przed lustrem, a następnie przeniosłam na nie wzrok. W tym samym momencie z przerażeniem wypuściłam urządzenie z rąk.

— Rafał! Odbiło ci!? Chcesz, żebym na zawał zeszła!? — gwałtownie odwróciłam się i krzyczałam na przyjaciela, który postanowił sobie ze mnie zażartować, i schował się w mojej łazience.

— Gdybyś widziała swoją minę — śmiał się w głos.

— Jesteś nienormalny! Prawie umarłam! Jak się wchodzi do czyjegoś domu, to się dzwoni albo puka — przewróciłam oczami.

— Oj tam, maleńka — powiedział, łapiąc mnie za dłonie. — Otwarte było, jak zwykle — pokazał mi język i znowu zaczął się śmiać, a ja tylko głęboko westchnęłam, kręcąc przy tym głową. Po chwili żartowniś przytulił mnie. Chociaż w sumie miał rację, kolejny raz nie zamknęłam na klucz drzwi frontowych, przez co każdy mógł sobie do mnie wejść, jak do siebie.

— Jak w ogóle tutaj wszedłeś? Jak wyjrzałam na korytarz, to cię nie było.

— Całe szczęście nie zajrzałaś do swojej sypialni — zaśmiał się. — Jak zaczęłaś schodzić na dół, to szybko przemknąłem do łazienki.

— Co cię sprowadza o tej porze, szatanie? — zapytałam, mrużąc oczy.

— Alkohol przywiozłem — odpowiedział, a ja w tym momencie pacnęłam się dłonią w czoło.

— No tak, zapomniałam. Dziękuję. Co nie oznacza, że ci wybaczę twój występek — zgromiłam go wzrokiem.

— Gdzie ci to wszystko położyć?

— Poustawiasz w kuchni, obok lodówki? Zaraz do ciebie dołączę — uśmiechnęłam się, a on popukał się palcem po policzku.

— Tutaj buziaczka poproszę — powiedział ze śmiechem, a ja przewróciłam oczami. Jednak po chwili moje usta znalazły się na jego policzku. — No to teraz mogę iść — puścił mi oczko i wyszedł z łazienki. Zabrałam się za suszenie włosów i po kilku minutach, kiedy skończyłam, zeszłam na dół.

— No wynocha stąd — odciągnęłam Rafała od lodówki, z której wyjadał mi przekąski na dzisiejszą imprezę.

— Mmmm, pycha. Mogę jeszcze jedno? Ostatnie — mówił z pełnymi ustami, a ja przecząco pokiwałam głową. — Ale wredota — zaśmiał się i usiadł na krześle przy wyspie. Wziął do ręki dzbanek z sokiem i nalał sobie do szklanki, po czym upił łyk. — Nadal nie mogę uwierzyć w to, że pojutrze wyjeżdżasz do Niemiec — powiedział zamyślony. — Szczerze, to myślałem, że jak spędzisz ten miesiąc z dala od Freitaga, to ci przejdzie i zmienisz decyzję — mówił zrezygnowany, a ja pokręciłam głową. — Ale będziesz codziennie się odzywała? Dzwoniła? Pisała SMS-y? Prawda? — pytał, bacznie mi się przyglądając.

Pożyczona kurtka [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz