19. TAJEMNICZY TELEFON cz. I

421 41 2
                                    

RICHARD

Kiedy wszedłem do pokoju, niechcący zahaczyłem o torbę Andreasa, leżącą przed łóżkiem. Wellinger  zawsze musiał się tak ze wszystkim rozkładać. Syknąłem z bólu, co spowodowało, że się obudził.

— Freitag! Do jasnej cholery! Co ty robisz? Wiesz, która jest godzina? — wymamrotał.

— No, coś koło 3 w nocy — odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

— To śpij, a nie spacery po pokoju sobie urządzasz — powiedział, odwracając się na drugi bok. Chyba nie zarejestrował tego, że dopiero co wróciłem. — Zaraz, zaraz, co ty w ogóle robisz? — zapytał nagle i zapalił lampkę na szafce obok łóżka. — Wybierasz się gdzieś, że już w ubraniu? Czekaj, przecież... Stary! Ty dopiero co wróciłeś od blondyny! — wykrzyknął.

— Brawo Sherlocku. Sorry, nie chciałem cię obudzić, ale twoja torba leży prawie na środku pokoju.

— Uuuu i jak było? Buzi–buzi, przytulanki i coś jeszcze?

— Tak i pogaduszki — odpowiedziałem, przewracając oczami.

— Hmm... spodziewałem się innej odpowiedzi. Niech ci będzie. Nie będę cię teraz maglował, ale rano nie odpuszczę — zaśmiał się i poszedł dalej spać.

Wiedziałem, że nie będę miał życia przy śniadaniu.

                                                                                 ***

— Śpi jak zabity.

— Dziwisz się? Przyszedł do pokoju o 3 w nocy.

— No to nieźle zabalowali. Ej, może szklanka wody wylana na głowę go obudzi?

— Nie ma mowy, znając go, to potem wywali mnie z łóżka i ja będę musiał spać w tym mokrym.

— Oho patrzcie! Budzi się śpiący rycerz.

Do moich uszu dobiegał dźwięk rozmów. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem pochylających się nad moim łóżkiem reprezentacyjnych kolegów.

— A wy co robicie? Nie macie ciekawszych zajęć? — zapytałem zaspany.

— Na tę chwilę nie, ale zaraz możemy mieć — odpowiedział ze śmiechem Markus.

— Jakie? — zapytałem.

— Możemy iść obudzić twoją pannę? Pewnie też jeszcze śpi — nabijał się. — Podobno długo wczoraj siedzieliście?

— No trochę — odpowiedziałem, po czym ziewnąłem. — Ale nie musicie iść jej budzić.

— Podnoś tyłek z łóżka, zaraz schodzimy na śniadanie — powiedział Karl, zdzierając ze mnie kołdrę.

Ach koledzy... zawsze można na nich liczyć.

— Cicho, cicho — powiedział Andreas i zaczął wytężać słuch, po czym wstał i poszedł otworzyć drzwi. — Dzień dobry, pani dziennikarko! — krzyknął. — Na śniadanko? My też, to zaczekaj chwilkę, twój Richi jeszcze niegotowy — mówił ze śmiechem.

— Dzień dobry, a ty co? Nasłuchiwałeś pod drzwiami, kiedy wyjdę z pokoju? — zapytała Gosia uszczypliwie.

— No pewnie. Nie chcę, żebyś szła sama. Z nami będzie ci raźniej. O! I proszę bardzo. Richard też już gotowy, to w drogę! — mówił jak najęty.

— Cześć — powiedziałem do Gosi i dałem jej buziaka.

— Uuuuuu — zawyli moi koledzy na ten widok.

Pożyczona kurtka [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz