20. TAJEMNICZY TELEFON cz. II

417 41 1
                                    


GOSIA

Pomimo tego, że pół nocy spędziłam z Richardem, wstawało mi się wyjątkowo lekko. Może myśl o tym, że znowu go ujrzę, to spowodowała? Już prawie byłam gotowa do wyjścia, kiedy dostałam SMSa od Karola, że oni już schodzą na śniadanie. Szybko odpisałam, że też zaraz się stawię. Postanowiłam jeszcze, że zapukam do pokoju naprzeciwko, żeby przywitać się z Richardem. Miałam nadzieję, że jeszcze nie zszedł do restauracji. 

Kiedy zamykałam drzwi od pokoju i się odwróciłam, o mało zawału nie dostałam. W drzwiach stał już Wellinger, nawet nie słyszałam, jak je otworzył. Od razu przywitał się ze mną i stwierdził, że mam poczekać, bo oni też już schodzą do restauracji, tylko czekają za Richardem. Kiedy brunet w końcu wyszedł z pokoju, od razu przywitał mnie buziakiem w usta, na co ożywili się jego koledzy. Zachowywali się, jak dzieci w przedszkolu. Szliśmy z Richardem objęci. Natomiast jego koledzy, co chwilę się podśmiechiwali z nas. Oni naprawdę mieli nierówno pod sufitem.

Kiedy byliśmy już w hotelowej restauracji, Freitag zaproponował, żebym usiadła z nimi, ale przecież to było nie możliwe, bo oznaczałoby, że ktoś od nich musiałby usiąść z moimi kolegami. Zażartowałam, żeby to był Wellinger, ale on nie był zachwycony tym pomysłem. Bawiło mnie to, że bał się moich kolegów, a przecież oni byli niegroźni. Próbowałam go przekonać do nich, ale w tym momencie usłyszeliśmy krzyk i zobaczyliśmy, jak Rafał z całej siły uderza w ramię siedzącego obok Marka, a ten oczywiście mu oddał. O matko, kolejne przedszkolaki.

Musiałam od razu do nich podejść, żeby ich upomnieć, że są wśród ludzi i mają się zachowywać.  Zaszłam ich od tyłu i strzeliłam dłonią w tył głowy.

— Ała! Za co? — zapytał zdezorientowany Rafał.

— Nie bić się, bo będziecie stać w kącie — powiedziałam drwiąco, na co reszta się roześmiała.

— Marek zaczął, psze pani — zaśmiał się Rafał.

— Z kim ja pracuję — powiedziałam i przewróciłam oczami.

— No wiadomo, że z najlepszymi — odpowiedział ze śmiechem Marek.

Po chwili usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Kiedy wyciągnęłam go z kieszeni, zauważyłam obcy numer, ale kierunkowy jakby znajomy. No tak, to z Turcji. Pokazałam wyświetlacz moim kolegom.

— Kierunkowy z Turcji. Myślicie, że powinnam odebrać?

— Może to Berat? — zapytał Piotrek.

— Mam jego numer. Raczej z obcego by nie dzwonił. No dobra, nie ma co gdybać, odbiorę — powiedziałam, po czym wstałam i wyszłam na zewnątrz hotelowej restauracji.

Po rozmowie byłam trochę zdezorientowana. Myśląc o tym, co przed chwilą usłyszałam, wróciłam do stolika. Spojrzałam na moich współtowarzyszy i zastanawiałam się, czy będą w stanie mi doradzić, co mam zrobić.

— Dzwonił adwokat Berata — zaczęłam mówić.

— Sądząc po tonie, jakim teraz mówisz, poproszono cię o coś ważnego — zauważył Karol.

— Proszą mnie, żebym spisała moje spostrzeżenia dotyczące tego rzekomego samobójstwa. Podobno, jako była policjantka mogę być ich prywatną biegłą i wyrazić opinię.

— A sąd to w ogóle weźmie pod uwagę? — zapytał Darek

— W wyjątkowych sytuacjach może wyrazić na to zgodę, a w tej sprawie są duże szanse na to. Wtedy też będę musiała pojechać tam na rozprawę.

— Gośka nie mieszaj się do tego. Dobrze wiesz, że ta sprawa jest szyta grubymi nićmi — powiedział Rafał.

— Zgadzam się z tym. Jeśli faktycznie zamieszani są w to ludzie, o których mówił Berat może ci grozić niebezpieczeństwo — przytaknął mu Piotrek.

— Zwariowaliście? Przecież oni są z Turcji, a my ciągle się przemieszczamy, to jak niby mieliby mnie znaleźć? Za dużo filmów się naoglądaliście — powiedziałam ironicznie.

— Zrobisz, jak chcesz, ale ja na twoim miejscu trzymałbym się od tej sprawy z daleka. Oni zabili tamtego kolesia — próbował przekonać mnie do swoich racji Rafał.

Zastanawiałam się, czy mieli rację i nie powinnam się do tego nie wtrącać. Tylko co wtedy? Dałam rodzinie Berata nadzieję, a teraz miałam ich zostawić? To mogłam w ogóle nie mówić im o moich spostrzeżeniach i dowodach na to, że tamten się nie zabił, tylko go zamordowano. Byłam zdezorientowana.

— Dobrze przemyśl to, nim podejmiesz decyzję, potem może nie być już odwrotu — powiedział Karol, widząc moje zamyślenie.

— Tak zrobię.

Chociaż, tak naprawdę już podjęłam decyzję. Miałam zamiar im pomóc. Skoro powiedziałam A, to trzeba było powiedzieć B.

W pewnym momencie zauważyłam, że niemieccy skoczkowie zbierają się od stolika. Hola, hola, czyżby Richard chciał pojechać na skocznię bez pożegnania? Chociaż w sumie, to on nie wiedział, że wcześniej nie uda nam się zobaczyć. Postanowiłam podejść do nich. Kiedy to zrobiłam, jego koledzy się ulotnili.

— Teraz pewnie zobaczymy się dopiero na skoczni, bo my niestety mamy jeszcze kilka rzeczy do obgadania — powiedziałam do Richarda.

— Coś się stało?

— Nie, a czemu pytasz?

— Widziałem zmartwienie na twojej twarzy po rozmowie przez telefon.

— Wydawało ci się — odpowiedziałam zmieszana. Nie chciałam go w nic wtajemniczać, a przynajmniej jeszcze nie teraz.

— Dlaczego nie mówisz mi wszystkiego? Swoim kolegom powiedziałaś, a mi nie chcesz. Nie ufasz mi tak, jak im? 

— To nie tak.

— A jak?

— Po pierwsze to nie miejsce na taką rozmowę, a po drugie to są naprawdę nieistotne sprawy. Nie warto o nich rozmawiać.

— Z nimi jakoś rozmawiasz.

— Richard proszę cię, nie kłóćmy się teraz. Przyjdzie czas, że o wszystkim ci powiem, ale najpierw sama muszę pewne sprawy poukładać. Mam nadzieję, że to uszanujesz.

— Dobrze, przepraszam. Szkoda, że zobaczymy się dopiero na skoczni. Trudno, muszę wytrzymać — powiedział, puszczając mi oczko.

— Chyba powinieneś już iść, bo twoi koledzy zakwitną w tych drzwiach — mówiłam ze śmiechem i skinęłam głową w ich kierunku.

Chyba myśleli, że coś usłyszą albo na czymś nas przyłapią, z czego potem by żartowali, bo pomimo tego, że zostawili nas samych przy stoliku, to dalej ukradkiem zaglądali przez drzwi. Kiedy Richard odwrócił się, ci szybko uciekli. Trzeba było im przyznać, że byli zabawni.

— Do zobaczenia malutka.

— Pa — odpowiedziałam.

                                                                             ***

— To co? U kogo zebranie? — zapytałam moich współtowarzyszy, kiedy wróciłam. — Ja mam mały bałagan w pokoju i nie ma gdzie siedzieć — powiedziałam zgodnie z prawdą. Przekopując rano walizkę w poszukiwaniu swetra, porozrzucałam trochę ubrania.

— Może być u nas — powiedzieli Piotrek i Darek, po czym skierowaliśmy się w stronę wind.

                                                                             ***

Konkurs, ze względu na wiatr odbył się z pewnym opóźnieniem. Niestety w czasie zawodów dał się też we znaki niektórym skoczkom. Richard tym razem nie znalazł się na podium, ale i tak nieźle mu poszło. Zresztą wielu czołowym zawodnikom nie powiodło się dzisiaj.

Po konkursie przeprowadziliśmy wywiad z Antti Aalto, a następnie z Eetu Nousiainenem.

Za to wieczorem czekało na nas wytchnienie w postaci małej imprezy. Natomiast rano podróż do Niżnego Tagiłu.

Pożyczona kurtka [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz