Draco powrócił do swojej posiadłości w podejrzanie dobrym humorze. Wysłał Paula by zajął się sprawą. Przekazał jakieś wskazówki, ze wstępnych badań, które przeprowadził. Przebrał się i przedyskutował dogłębnie sprawę Severusa i Scorpiusa z Pansy, by w środku nocy przeprowadzić sztorm na Hogwart i założyć dodatkowe zabezpieczenia na sypialnię jego syna oraz chrześniaka. McGonagall prawie chciała go za to zabić. Prawie. A raczej chciała, ale sama rozumiała powagę sytuacji.
Problem raczej jawił się gdzie indziej. A mianowicie problem był w tym, że Draco raczej nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Owszem, zrobił to wszystko, co dobry ojciec i przyjaciel powinien zrobić. Zadbał o bezpieczeństwo syna na wszystkie możliwe sposoby. Zatrzymał Pansy i jej, pożal się Merlinie, męża we Francji. Dodatkowo mocno się zaangażował w sprawę prowadzoną przez Paula i bardzo pomógł swojemu uczniowi. I to wszytko było prawdą. Zrobił to bez mrugnięcia okiem.
I to się właśnie nie zgadzało. Zero paniki. Zero strachu. Nawet nie był lekko poddenerwowany. Wręcz przeciwnie. Wręcz biło od niego samozadowolenie i duma. Odkąd tylko wrócił z Anglii z jego twarzy nie schodził ten okropny mały uśmieszek, który zawsze nosił w szkole, a wywoływała go jedna, specjalna osoba. I to nie było tak, że zawsze witał nim Pottera... O nie nie nie nie nie! On witał nim Pottera w trakcie napawania się swoją glorią i chwałą, czyli zaraz po tym jak wyciął mu jakiś wybitnie paskudny numer. Przykładem mogą być plakietki z czwartego roku.
Problem polegał na tym, że Malfoy upierał się iż kompletnie nic nie zrobił Potterowi. Nawet go nie przeleciał! (Co przysporzyło duży zawód dwójce Ślizgonów i o kilka tysięcy cięższe konto - Antoine'a, który był na tyle naiwny, iż wierzył w przyzwoitość swojego najlepszego przyjaciela.) I to nie było tak, że reszta Srebrnej Trójcy Slytherinu uwierzyła mu na słowo. Sprawdzili jego wiarygodność przez Veritaserum i Notta. I czego się dowiedzieli? Że Draco nie był sam na sam z Potterem nawet przez sekundę. Ale humor podejrzanie mu się poprawił po zebraniu, kiedy to dowiedział się w jak czarnym tyłku było całe Angielskie Ministerstwo. Nie żeby naśmiewanie się z Gryfogłupków już wcześniej nie było jednym z jego ulubionych zajęć. Jednak dalej coś tam śmierdziało. Śledził wszystkie bzdury jakie tylko przyszły do głowy Skeeter i czytał jej wypociny, by następnie cały w skowronkach iść do pracy(!). Wracać równie rozradowanym i kompletnie nie podzielać tego obezwładniającego strachu, który prześladował Pansy wraz z jej mężem. Pani Nott i pan Zabini stali się podejrzliwi i zaczęli śledzić każdy, nawet najmniejszy ruch ich przyjaciela. W końcu po pięciu dniach wszystko się wyjaśniło.— Paul rozwiązał sprawę. Chcecie przeczytać raport? – Zapytał Draco gdy wrócił z pracy. Taka bezinteresowna dobroć byłaby podejrzana, gdyby nie to, iż każdy wiedział jak takie zachowanie irytuje Antoine'a, zatem poniekąd było usprawiedliwione.
Pansy Natychmiast poderwała się z kanapy i podbiegła do przyjaciela porzucając w zapomnienie książkę, którą właśnie czytała i Blaise'a. (Chociaż ciemnoskóry nie pozostawał daleko w tyle za nią.) Malfoy wręczył im teczkę.— Jakbyście czegoś potrzebowali to jestem u siebie w pracowni. – Powiedział z wybitnie wrednym uśmiechem na twarzy i tym niepokojącym błyskiem w oczach. Wyglądał jak maniak, co umknęło uwadze pozostałych Ślizgonów, gdyż są rzeczy ważne i ważniejsze. A najważniejszy w tym momencie był raport, zatem zignorowali go kompletnie zagłębiając się w lekturę wszystkich symptomów, które były na początku.
Po dwóch godzinach brnięcia przez kompletnie nieznaną im terminologię francuską znaleźli to czego szukali od pięciu dni.
— Powiedz mi proszę, że się mylę i tu nie jest napisane to co ja widzę, że jest napisane. – Powiedziała Pansy wręcz czerwieniejąc że złości.
— Przytoczę słowa Antoine'a “Przecież Draco wcale nie jest taki głupi, nic nie zrobił.” Może to tylko zabawny zbieg okoliczności?
— Bo Potterowi przy Draco zdarzają się same zabawne zbiegi okoliczności i Dracuś nigdy nie ma z tym nic wspólnego. – Prychnęła Pansy.
CZYTASZ
(Oh) Dear...
FanfictionW mojej głowie wygląda to mniej więcej tak: Draco i Harry istnieją sobie, z dala od siebie, w dwóch różnych państwach. Do interakcji są zmuszeni, bo (cholera jasna!) ich synowie zechcieli się zaprzyjaźnić, no i angielski Departament Tajemnic to dno...