Golden Trio trzy razy próbowało sie dostać do Manor. Trzy razy. I łącznie udało im się przejść ze 100 metrów na terenie posiadłości, a raczej na terenie ogrodów otaczających posiadłość. Zaskakująco pięknych i zadbanych, jeżeli weźmie sie pod uwagę to, że nikt tam nie mieszka już prawie 20 lat.
Najpierw przeszli 10 metrów, gdy jakieś dziwne rośliny ich zaatakowały i wyrzuciły poza barierę ochronną. To wzięli miotły i udało im się przelecieć o 20 metrów więcej, gdy walnęli w niewidzialną ścianę, następnie wir powietrzny odepchnął ich z powrotem do agresywnych roślin, które ponownie wywaliły ich poza bariery obronne. Warto dodać, że przechodzenie przez bariery bardzo osłabiało magię danej jednostki. I że Harry nie pamiętał tego typu zabezpieczeń, gdy bywał tu częstym gościem.
Za trzecim razem, udało im się pobić ich rekord o całe 70 metrów. Hermiona rzuciła jakieś zaklęcie na rośliny (co wyczerpało całą jej magię), a Ron rozwalił ścianę ( i w taki sposób on też na dzisiaj skończył już z machaniem różdżką).
Zaraz za ścianą czekała na nich zirytowana, blada postać, która całkowicie została pozbawiona kolorów i lewitowała kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią, nieznacznie przytłumiając budynek w tle. Harry na ten widok od razu stanął w miejscu jak wryty.— My pójdziemy przodem. – Zawyrokowała Hermiona ciągnąc za sobą Rona. Na co Harry niemrawo przytaknął ciągle wpatrzony w 22-letnią postać przed sobą, której wyraz twarzy stopniowo stawał się coraz bardziej łagodny.
— Draco...? – Wyszeptał Potter, a arystokrata przed nim przytaknął uśmiechając się smutno.
— Miło cię znowu zobaczyć, Harry... – Dalsza część zdania utonęła w bardzo niemęskim krzyku Rona.
— TO PAJĄKI! – Wydarł się Wesley ciągnąc za sobą swoją żonę i zaraz łapiąc przyjaciela, by pędem wrócić za bariery ochronne i już w bezpiecznym miejscu ponowić swoje lamenty. - JA TAM NIE WRACAM! OŚLIZŁY WĄŻ MA ARMIĘ PAJĄKÓW NA ROZKAZY!!!
— To nie były pająki. – Zapewniła Hermiona, na co Harry przytaknął.
— To wszystko były boginy, Draco też nie był prawdziwy. – Na tę informację Ron nieznacznie zmarszczył nos w niezadowoleniu, ale zaraz przywołał się do porządku.
— Ja dalej tam nie wracam.
— Ron ma rację, to bez sensu. I tak nie damy im rady. Nie mówiłeś Harry nic o takich zabezpieczeniach.
— Nie było ich tutaj. Może to zaklęcia uaktywniające się po długim czasie nieobecności pana?
— Może. – Przytaknęła Hermiona. – W każdym razie potrzebujemy dostać się do środka i musimy znaleźć na to jakiś sposób. Nie stać nas na podchody, w które chce z nami grać ten durny zamek.
— Zapytajmy państwa Malfoy'ów o radę. - Zaproponował Harry.
— Już widzę jak chętnie nam pomogą. To węże i do tego martwe. Jak Ty w ogóle chcesz to zrobić? – Wesley jak zwykle podchodził sceptycznie do wszystkiego, co było związane z jego dawnymi arcywrogami.
— W mauzoleum, na ich grobie jest zaczarowany posąg. Powiedzą nam co zrobić.
— Warto spróbować. – Stwierdziła Hermiona.
Na cmentarz poszli piechotą, gdyż nie był aż tak daleko. Aż tak, warto to podkreślić. Było to pół godziny bitego marszu i dla czarodziejów używających Aportacji i Fiuu przy każdej możliwej okazji była to nie miła przygoda w niewygodnych butach. Jednak Harry nie zwracał uwagi na obtarcia tworzące się na stopach, jego myśli zaprzątało zgoła co innego. Otóż Potter starał się przekonać samego siebie, że zabranie jego przyjaciół do Mauzoleum Malfoy'ów nie jest niczym złym. Nie bał się tego, że Lucjusz ich obrazi i będzie się czepiał statutu krwi. Cała rodzina Malfoy'ów już dawno z tego wyrosła. Po prostu to miejsce od prawie dwudziestu lat było jego samotnią (chociaż nie do końca) oraz miejscem, w którym nie raz wypłakiwał serce, w którym nie musiał kłamać. Właśnie tam spędzał najgorsze chwile, gdy tęsknota zaczynała go przytłaczać lub gdy kłótnia z żoną zaszła za daleko i potrzebował ukoić zszargane nerwy. I w końcu również tam znajdował cień oraz schronienie, gdy blask fleszy dawała się za bardzo w kość.
To był jego sekret i pomimo, iż był święcie przekonany, że jego przyjaciele zrozumieją... To czuł się niekomfortowo odkryty prowadząc ich tam.
CZYTASZ
(Oh) Dear...
FanficW mojej głowie wygląda to mniej więcej tak: Draco i Harry istnieją sobie, z dala od siebie, w dwóch różnych państwach. Do interakcji są zmuszeni, bo (cholera jasna!) ich synowie zechcieli się zaprzyjaźnić, no i angielski Departament Tajemnic to dno...