Powrót do Anglii był tak łatwy i przyjemny jak można było się spodziewać. Cóż... Harry dalej miał na głowie sprawę psychopatycznego włamywacza(?), rozwód i porządny wstrząs emocjonalny. Co nie zmienia faktu, że w zasadzie nie miał zamiaru zajmować się niczym. Kompletnie niczym. Ziomek z bezużytecznymi, średniowiecznymi zaklęciami mordującymi, Ginny z jej "Nie zgadzam się!!! Pójdźmy na terapię małżeńską, albo oddaj mi wszystko, co kiedykolwiek miałeś!" i cały szok po (prawie)odzyskaniu Draco mogą go co najwyżej w różdżkę pocałować, a i to z jego wielką łaską. Ma teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Przykładem może być wariowanie i danie się wciągnąć w głupią grę Malfoy'a, na czymkolwiek miałaby ona polegać. Tak tez punktem 1 na swojej liście rzeczy do zrobienia uczynił wymianę wszystkich koszul (tych od Ginni szczególnie). Skończyło się to wykupowaniem wszystkich najbardziej pstrokatych i hawajskich koszul jakie da się znaleźć w całym magicznym Londynie. Naprawdę paskudnych, pstrokatych i hawajskich koszul, jak każdy może się spodziewać po guście Harry'ego, a raczej jego braku. Potem szedł tak ubrany do pracy i nawet szaty aurora, które były zaprojektowane tak, żeby wyglądał jak sam Apollo, nie były w stanie mu pomóc. Sprzedaż Czarownicy spadała na łeb na szyję, bo nawet brak kolorów na ruchomych zdjęciach nie był wstanie uratować nikogo od wypalenia oczu. I nawet interwencja Rona na niewiele się tu zdała, bo Harry "wiedział co robi". tak przynajmniej twierdził, bo wcale na to nie wyglądało. Wcale, a wcale... Ale cóż najlepszy przyjaciel Złotego Mężczyzny mógł zrobić? Jego zadaniem jest pozwolić przyjacielowi się stoczyć, powiedzieć "A nie mówiłem?" i zastosować swój plan B, by wyciągnąć idiotę z tarapatów. Dokładnie w takiej kolejności, z podkreśleniem kroku drugiego.
Tak się jakoś niefortunnie złożyło, że nie tylko Harry obrał sobie za punkt honoru zrujnowanie własnego życia, ale również jego mała, niewinna siostrzyczka robiła wszystko w swojej mocy, by go w tym wyręczyć. Okazała się nawet do tego stopnia parszywą kanalią, że Ron nie potrafił zmusić się, by w tym konflikcie stanąć po jej stronie, tak jakby to każdy od niego oczekiwał. Pal licho z tymi wszystkimi kłótniami, które wszczynała o byle pierdoły przez całe ich wspólne życie, pal licho to jak w kółko oczerniała Harry'ego na wszystkich spotkaniach rodzinnych i pal licho to, że próbowała nastawić przeciwko niemu ich własne dzieci. Była zraniona i pomimo, że nie popierał jej zachowania, stałby u jej boku i rzucał nienawistne spojrzenia na mężczyznę, którego kiedyś nazywał swoim najlepszym przyjacielem. Sprawa wyglądała jednak z goła odmiennie. Otóż Ginny robiła nie tylko wyżej wymienione świństwa, ale zaczęła wyciągać wszystkie brudy z życia Harry'ego i sprzedawać je Skeeter. To już było za dużo, więc Ron obecnie stał u boku swojego najlepszego przyjaciela i rzucał nienawistne spojrzenia swojej siostrze. Reszta gromadki Weasley'ów również nie była w stanie stanąć po stronie Ginny z jej zachowaniem i nie broniąc Pottera patrzyła z niesmakiem na jej poczynania. Z kolei brak wsparcia od jej własnej krwi pchał kobietę dalej w odmęty obłędu i krwawej zemsty i tak koło się zamykało.
Ale dalej... Ginny mogła Harry'ego co najwyżej w różdżkę pocałować. Pan Potter nie miał najmniejszego zamiaru dać wciągnąć się w jej żałosne gierki, gdyż był zajęty daniem się wciągnąć we wcale nie żałosne gierki swojego dalej-ciągle-niezmiennie-i-nieustannie-narzeczonego, których nie rozumiał. Ale były one lepsze pod każdym względem. Np. dlatego, że na starość (30 lat po ślubie) będą sobie siedzieli w bujanych fotelach przed kominkiem i się z tego śmiać, również dlatego, że ich autorem był jego Draco i to nieuchronnie ich znowu zbliży, no i w końcu dlatego, że za tym cholernie tęsknił. Problem polegał na tym, że od jego wizyty we Francji minęły już trzy tygodnie, a on nawet nie zauważył, żeby owe gierki się w jakikolwiek sposób rozpoczęły. A nawet wykonał I ruch! Przecież te koszule to skrzętnie uknuta intryga, by wypalić Draco oczy i właśnie takim sposobem zwabić go do Harry'ego. W przeszłości potrafił wparować w połowie hiper ważnego spotkania, bo właśnie się obudził i uświadomił sobie jak Potter musiał wyglądać. Czasami potrafił go nawet zmusić przy ludziach do ubrania się w to, co mu przyniósł. Skąd wiedział? Cóż... Malfoy twierdził, że nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek skazę na swoim wizerunku, a za takową uważał źle ubranego partnera. I można by pomyśleć, że skoro nie mieszkali razem, to nie było problemu, ale... większość nocy spędzali razem, dodatkowo Draco znał na pamięć zawartość nie tylko swojej szafy, ale również tej Pottera. Jedno zerknięcie wystarczyło mu, by wiedzieć czego brakuje i jak to będzie wyglądało na jego partnerze. A Harry'emu ze swojej strony mogło się czasem zdarzyć nałożyć jakąś starą koszulkę na ważne spotkanie... z bardzo prostego powodu. Zły Draco to zjawiskowy Draco.
CZYTASZ
(Oh) Dear...
FanfictionW mojej głowie wygląda to mniej więcej tak: Draco i Harry istnieją sobie, z dala od siebie, w dwóch różnych państwach. Do interakcji są zmuszeni, bo (cholera jasna!) ich synowie zechcieli się zaprzyjaźnić, no i angielski Departament Tajemnic to dno...