,,To jakaś magia."

18.3K 691 117
                                    

*Luke*

Victoria mocno mnie zaskoczyła. Myślałem, że szybko straci nad sobą kontrole, przecież jest wampirem dopiero kilka godzin, powinna od razu po wyczuciu krwi stracić panowanie, a wyszło tak, że musiałem ją do tego namawiać.

Paul mówił mi już wcześniej, że prezydent będzie chciał to zobaczyć. Jednak wolałem o tym nie wspominać Vici, wtedy nie zgodziłaby się przyjść ze mną tutaj, a nie chciałem jej zmuszać do tego.

Gdy Vici rzuciła się w stronę prezydenta, puściła moją rękę, w którą cały czas wbijała paznokcie. Złapałem ją za łokcie, nie pozwalając jej zrobić komuś krzywdy.

Kiedy dziewczyna tylko wstała kilku ochroniarzy zasłoniło swoim ciałem prezydenta, celując bronią w naszą stronę. Zdenerwowało mnie to. Zmieniłem moje oczy na czerwone i wysunąłem kły.

- Ostrzegam, że jeżeli zaraz nie opuścicie broni to sam przegryze wam gardła. - powiedziałem poważnym tonem głosu. Widziałem rosnący strach w ich oczach. Nikt nie będzie celował do mojej Vici. Gdybym ją puścił wszyscy tutaj najprawdopodobniej byliby już martwi.

Panowie w czarnych strojach opuścili lufy, a ja wróciłem do mojej normalnej postaci.

Dziewczyna cały czas się szarpała, warcząc na mnie i na wszystkich dokoła. Żądza krwi zawładnęła nią w stu procentach. Teraz nie była człowiekiem. Nie miała w tej chwili nawet jednej małej cząstki człowieka. Dlatego nie chciałem jej zmieniać. Chęć rozszarpania ludzi, aby dostać choć odrobinę krwi jest na tyle silna, że w pewnych chwilach jest się w stanie zrobić wszystko dla jednej kropli. To zmienia ludzi.

Jeżeli zapanuje się nad żądzą to zostaje się takim jakim było się przed przemianą, ale jeżeli to żądza zapanuje nad wampirem to wtedy zmienia się w prawdziwą bestie. Nie ma znaczenia czy jest obok ciebie przypadkowa osoba z ulicy czy ktoś z rodziny. Zginie na miejscu, wystarczy, że bestia wyczuje krew.

- Co by było gdybyś ją teraz puścił? Zabiłaby wszystkich tutaj? - zapytał przestraszony prezydent.

- Najprawdopodobniej tak, jednak mam pewne wątpliwości. - Paul zmarszczył brwi na moje słowa.

- Ona bardzo wiele przeszła w swoim życiu. Miała nawet złe wspomnienia z wampirami. Nie chciała ze mną tutaj przyjść, bo bała się, że zrobi komuś krzywdę. Myślę, że ten strach zahamował by ją. - wyjaśniłem.

- Sprawdźmy to, ale już nie tutaj. - prezydent wstał i poszedł w jakimś kierunku wołając nas za sobą. Nie musiałem ciągnąć dziewczyny, bo ona sama chciała rzucić się na prezydenta. Musiało to zabawnie wyglądać.

- Wejdź tu z nią. - wskazał na pomieszczenie z szybami kuloodpornymi zamiast ścian. W środku siedział przerażony chłopak. Vici jednak nie chciała ugryźć go tylko prezydenta. Jego krew czuła intensywniej niż tego dzieciaka.

- Słuchaj, nie bój się. Gdy rzuci cię na ziemie nie szarp się, bo to ją tylko zdenerwuje. Najlepiej patrz jej w oczy. Ja jestem tu od tego, aby dopilnować, żebyś wyszedł cały i zdrowy, dobrze? - patrzył na mnie wielkimi oczami.

Złapałem go za dłoń i zrobiłem maleńką rankę na jego palcu. Dziewczyna natychmiast rzuciła się w jego stronę, powalając na ziemie. Gdy już miała wbić kły w jego szyję, zatrzymała się. Chłopak patrzył przerażony w jej oczy. Walczyła sama ze sobą. Kucnąłem obok nich.

- Vici, nie chcesz go skrzywdzić. - powiedziałem łagodnie. Chłopiec tak jak mu poleciłem, nie szarpał się.

- Mała, naprawdę chcesz sprawić mu ból? - dotknąłem delikatnie jej ramienia. Zadrżała. Nagle wbiła w niego kły i zaczęła łapczywie pić jego krew. Nastolatek zaczął się szarpać. Za wszelką cene chciał się uwolnić.

Adoptowana // L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz