Luke
Nie mogłem uwierzyć w to, co ci skurwiele zrobili mojej Vici. Jak mogli ją tak traktować?! Wszyscy zostaną złapani i wtedy się nimi zajmiemy. Teraz muszę być przy Victorii.
Siedziałem z nią i w ciszy karmiłem ją bułką słodką. Jadła bardzo szybko, pewnie nie dawali jej nic do jedzenia. Zanim ją porwali była bardzo chuda, a teraz jest jeszcze gorzej. Była cała we krwi, a jej oczy w ogóle nie przypominały oczu. Miałem nadzieję, że jej rany szybko znikną.- Victoria. - westchnąłem cicho. Chciałem dotknąć jej policzka, ale natychmiast odsunęłam się od mojej ręki. - Nie bój się mnie. Przecież to ja. Luke. Twój Luke. - pod koniec szepnąłem. Nie odpowiedziała. Westchnąłem głośno. - Zaraz przyjdzie Ben. Razem z nim opatrzymy twoje rany. On ma dar uleczania. Pomoże ci. - powiedziałem cicho.
- J-ja m-mogę... - usłyszałem jej cichy głos. Oblizała lekko suche usta. Gdy to zobaczyłem miałem ochotę ją pocałować.
- Chcesz jeszcze jeść? - zapytałem patrząc na jej poobijaną twarz, mimo tego i tak była piękna. Kiwnęła głową. - Otwórz usta. - wykonała moje polecenie. Karmiłem ją tak jeszcze przez kilka chwil, aż w końcu do busa wszedł Ben.
- Cześć. - przywitał się. Podałam mu rękę, kiwając głową. - O Matko. - mruknął gdy zobaczył twarz Vici. Pierwsze co było widać z daleka to były jej oczy.
- Nie jest dobrze. - kucnął obok niej. - Oczy będzie trzeba oczyścić z brudu i myślę, że uda mi się je odratować. - chciał złapać ją za podbródek, chcąc lepiej się jej przyjrzeć, ale Vici szarpnęła się, a następnie skuliła.
- Spokojnie. - powiedziałem łagodnie.
- Nie dotykajcie mnie. - szepnęła ledwo słyszalnie i szczelniej okryła się bluzą.
- Możemy zawołać Isabelle. Ona oczyści twoje rany, a ja bez dotykania cię postaram się zagoić je. - zaproponował Ben.
- Nie chcę. Zostawcie mnie. - coraz mocniej napierała na ścianę auta.
- Jeżeli nie pozwolisz nam zrobić tego po dobroci, to będziemy musieli cię przytrzymać i zrobić to siłą. - skuliła się na moje słowa. Do busa wszedł Tay. Widziałem jak ze smutkiem patrzy na Victorię.- Zawieźcie ją do domu. Tam się ją zajmiecie. Zabierzecie ze sobą Ise. - klęknął obok mojej dziewczyny. - Myszko, pozwól sobie pomóc. - nachylił się i złożył na czubku jej głowy szybkiego całusa, zanim zdążyła się odsunąć. - My tu wszystko ogarniemy. - zwrócił się do mnie. Podałem mu rękę. Byłem mu ogromnie wdzięczny. Dzięki niemu mogłem spokojnie zająć się Vici. Bez niego nawet bym jej nie znalazł.
- Dzięki, stary. - poklepałem go po plecach. Wysiadł i po dłuższej chwili do środka weszła dziewczyna Taylor'a.
- Ja poprowadzę, ty posiedź z nią. - powiedziała Isa, wsiadając za kierownice. Kiwnąłem głową, ustawiłem dla Isy nawigację oraz przyczepiłem telefon do specjalnego uchwytu. Poszedłem do mojej ukochanej, wziąłem koc i okryłem ją. Wystraszyła się, ale po chwili była już spokojna. Popchnąłem Vici lekko, tak aby się położyła. Usiadłem obok niej. Położyłem jej głowę na swoje kolana. Chciała się wyrwać, ale przytrzymałem ją.
- Nie bój się, maleńka. Spróbuj zasnąć. - wplątałem palce w jej włosy masując delikatnie skórę głowy.
- Będzie ciężko wyleczyć jej wszystkie rany. - westchnął Ben, gdy dziewczyna już spała.
- Mam nadzieję, że ci się uda. - spojrzałem na spokojną twarz Vici.
- Jeżeli pierwszego dnia nie dam rady to dokończę drugiego. - lekko się uśmiechnął.
- Dziękuję. - odwzajemniłem uśmiech.
- Już widać po samej twarzy, że będzie ciężko. Biedna dziewczyna. - spojrzał na nią smutny.
- To wszystko moja wina. Mogłem jej nie zostawiać w domu. - miałem ochotę coś sobie zrobić. Jak mogłem być tak głupi i ją zostawić samą na tak długo?!
- Przestań. Nie możesz tak myśleć. Skąd mogłeś wiedzieć, że ona wpadnie na taki pomysł? - próbował mnie pocieszyć.
- Ale gdybym zabrał ją ze sobą, albo chociaż poprosił Tay'a, żeby z nią został to ona nie byłaby w takim stanie. - byłem wściekły.
- Nie możesz się obwiniać.
- Luke? - zapytała sennie Vici.
- Tak, maleńka? - odpowiedziałem szybko, spoglądając na jej twarz.
- Z-zimno mi. - przez jej ciało przeszedł dreszcz. Zacząłem ogrzewać ją swoją mocą ognia, a ona od razu bardziej wtuliła głowę i moje kolana. Uśmiechnąłem się lekko.
- Śpij spokojnie. Niedługo będziemy w domu. - szepnąłem, nadal masując jej głowę.
- Jak ktoś mógł zrobić jej taką krzywdę? Nie rozumiem co tacy ludzie mają w głowach. - powiedział Ben. - Nie wiem co bym zrobił, gdyby to moja dziewczyna była w takim stanie.
- Też tego nie rozumiem. Strasznie boli mnie to, że nawet mnie się boi. Nie chcę żeby znowu wszystkiego się bała. - Ben patrzył na mnie ze współczuciem.
Przez kolejne trzy godziny drogi nikt się nie odzywał. Ben zmienił się z Isą, bo dziewczyna była śpiąca, a przecież nie chcemy wypadku.
Nagle Victoria zaczęła się szarpać i krzyczeć. Znowu koszmary. Miałem nadzieje, że już nie wrócą. Posadziłem ją sobie na kolana i zacząłem śpiewać. Uspokoiła się. Trzymała ręce mocno zaciśnięte na mojej bluzie. Złapałem za koc i przykryłem ją, nie zdejmując dziewczyny z kolan. Spała wtulona w moją klatkę piersiową.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Niby jest już dobrze, ale czy na pewno?
Mam napisane kilka rozdziałów do przodu więc będą pojawiać się przez kilka dni codziennie ❤
CZYTASZ
Adoptowana // L.H.
Fantasy- Ty.. ty.. - nie skończyłam, zaczęłam jak najszybciej potrafię biec do drzwi. Chciałam uciec, najdalej jak tylko się da. Gdy już trzymałam zimną klamkę w dłoni na drzwiach pojawiła się duża dłoń chłopaka, która z łatwością zablokowała mi wyjście. *...