3

1K 30 2
                                        

Gdy Tomasz opuścił moje mieszkanie, od razu wparowałam wściekła do salonu, gdzie siedziała moja mama. Nie zrobiłam na niej żadnego wrażenia, za to ta dalej malowała swoje paznokcie, słuchając muzyki. Okropnej muzyki.
- Nie zamierzam uczyć się z tym chłopakiem pod jednym dachem! - Podniosłam głos, unosząc się na palcach. Sięgnęłam po pilot i wyłączyłam dudniącą Shakire. W tamtej chwili nie mogłam znieść nawet jej wokalu.
- Hej! - Zamknęła swój jeden z droższych, bordowych lakierów. W ogólnie nie pasowała do tego domu. Ten dom był po prostu przytulny, w porównaniu do niej.
- Co? - Zadałam retoryczne pytanie. Nie wiedziałam czy chciałam jej słuchać.
- Matka ciężko haruje! Ma prawo do odpoczynku!
- A ja mam prawo do uwagi! - Zacisnęłam chłodne palce. Czułam jak krew płynie w moich żyłach pospiesznie, a serce nie nadążało za rytmem. Porcelanowa twarz nabrała malinowej barwy. Nawet powietrze z uchylonego okna było wyczuwalne na skórze. Wszystko odczuwałam dwa razy mocniej, pod wpływem adrenaliny.
- Ten chłopak nie ma się pojawiać w tym domu! - Oznajmiłam po raz drugi. Mój palec wskazujący drżąco wskazywał na nią. Kobietę, która nigdy nie kochała swoich dzieci tak, jak powinna.
- Będzie! Chcesz kiblować rok w liceum?! Nie pozwolę na to! Dopóki nie poprawisz ocen, ten chłopak będzie tu przychodził! Za dużo pieniędzy wydałam na twoje szkolnictwo! - Z bezradności zaszkliły mi się oczy. Nagła złość przerodziła się w rozczarowanie oraz żal. Nie miałam zamiaru jej przepraszać.
- Co on niby takiego zrobił!? - Kontynuowała ostrym tonem. Wreszcie stanęła z kanapy.
Zastanowiłam się nad pytaniem. Ten chłopak nic nie zrobił. W tym najwyraźniej tkwił problem. Był podejrzany, a w jego towarzystwie czułam się źle. Może to wszystko przez aurę tajemniczy, która otaczała jego postać.
Bez odpowiedzi wybiegłam zapłakana z salonu. Czułam, że nie mam kontroli nad własnym życiem. Wrażenie ciągłego niepokoju nie opuszczało mojego serca. Nie powinnam płakać, ale nie wylewałam łez przez tego chłopaka. Raczej przez matkę. Jej reakcje i jej brak miłości.
Rzuciłam się na brata w jego pokoju. On siedział z telefonem na łóżku, najwidoczniej pisząc z kimś. Wyciszył wiadomości natychmiast, a jego zmarszczka na czole znikła. Otulił mnie swym ciepłym ramieniem, bym czuła się dobrze.
- Słyszałem hałas z dołu. - Rzekł, głaszcząc moje włosy. Podciągnęłam nosem. - Znowu się z nią kłóciłaś? - Przytaknęłam głową. - o co?
- O tego korepetytora. - Głos załamywał mi się i drżał niekontrolowanie. - Nie wydaje mi się on przyjazny. Czuje się z nim źle.
- Słusznie. - Ścisnął mnie jeszcze bardziej. Odczułam jego nerwowe spojrzenie wokoło.
- Powiedz mi wreszcie o co chodzi. - Domagałam się wyjaśnień. Ta tajemnica tylko denerwowała mnie na zapas. Kuba jedynie westchnął.
- Kiedyś. - Zaczął. - Miałem małą kłótnie z tym chłopakiem. Chodziło o Olę.
- To było na początku roku, gdy przyszedłeś ze skręconą kostką i rozciętym łukiem brwiowym? - Przytaknął głową. Oczy zaczynały mnie piec ze zmęczenia i płaczu.
Nie mówiliśmy nic więcej. Nie było takiej potrzeby. Ten moment przeznaczyliśmy na wsłuchiwanie się w muzykę mojej mamy z dołu.
- Byłeś u babci? - Zapytałam, gdy emocje już opadły. Pragnęłam zmienić temat. - Prosiła cię, byś przyszedł.
- Byłem. - Odrzekł. - Wiesz, że babcia wie wszystko. Nawet to, że mam zamiar zerwać z Olą.
- Takie rzeczy nie umykają jej uwadze. - Usiadłam przed nim na turecku. Jego flanelowa, czerwona pościel była zimna. Cały pokój był zimno-czerwony. Ten odcień pomalowanych ścian, nie kojarzył się z żadną namiętnością. Raczej zemstą.
Meble odbijały się kolorem próżni. Były zwyczajnie czarne. Choć, gdy ja na nie spoglądałam widziałam głębie. Coś w rodzaju niezidentyfikowanego obiektu, który tam się znajdował. Nie, nie miałam złudzeń i wszystko było ze mną w porządku, ale czarne meble to co coś więcej, niż meble. Może posiadają dusze.
Przez cały pokój rozciągał się czarny pas, namalowany grubym pędzlem. Kuba chciał, być oryginalnym. Nie pokazywał tego, bo się obawiał reakcji ludzi, ale pragnął mocno być innym. Pewnego razu poszedł do szkoły w dwóch innych trampkach. Od tamtego czasu nigdy nie wyraził się w inny sposób.
Po całej podłodze walały się ciężarki i jakieś taśmy. Jego hobby wydawało mi się skomplikowane. Nie rozumiałam tych ćwiczeń, prócz pompek, których nie potrafiłam. Do tego te machiny. Nawet tamta taśma, była niepojęta.
- Babcia opowiedziała swoją słynną historie z dziadkiem i zrozumiałem, że powinienem z nią zerwać. - Schował palce we włosy, jakby czegoś szukał. - Trudno tak przekreślić dwa lata.
- Znaliście się dłużej. - Dodałam. Ole znałam od szóstej klasy. Rozmawiałam z nią kilka razy jak przychodziła do Kuby. Dla niego, ona była zbyt szalona i natarczywa. Nie pasowali, a jednak tego nie mówiłam.
- Tak czy owak. - Wzruszył bezwładnie ramionami. - Powinnaś iść teraz do babci odnośnie Tomka.
- Tak. - Nie czekałam długo. Od razu zawitałam u jej progu. Po jej minie dostrzegłam, że ona już wie co się święci. Jak ona to robi?
- Nie podoba ci się ten Tomasz? - Zamknęłam drzwi i weszłam do środka. Cieszyłam się, że Lucyfer dotrzymywał mi towarzystwa. Usiadłam z nim na łóżku.
- Nie wiem pod jakim względem pytasz. - Zarumieniłam się i pogłaskałam kota po łysym grzbiecie. Nie miałam odwagi patrzeć w jej wszechwiedzące oczy.
- Mówię o całej posturze. - Wzrok miała skupiony na igle. Haftowała tak dużo, że większość jej prac sprzedawaliśmy. Starsze panie rzucały się na stragany.
- Babciu, on się wydaje jakiś dziwny, a mama tego nie rozumie. - Uchyliłam znów okno.
- Chcesz bym się przeziębiła? - Ponagliła spokojnie. Od razu je zamknęłam, a ta się uśmiechnęła. - Tak, słyszałam jak kłóciłaś się z matką. Znam tego młodzieńca. Uchyliłam drzwi. - O ty przebiegła kobieto! - Gadałam kiedyś z jego babciom. Dobry chłopak, po prostu czuje się niekomfortowo. Musi przywyknąć.
- Ale babciu! - Podniosłam głos załamana. - Nie chce mieć z nim lekcji!
- Nie będzie trwało to wieczność. Nie upieraj się tak. - Pokręciła głową. - Tak czy później ta znajomość się urwie.
- Oby. - Burknęłam. Miałam wrażenie, że tylko Kuba rozumie o co mi chodzi. Miałam ochotę wyjść i ukryć się pod ziemią.
- Kochanie, nie przejmuj się i idź zrób mi herbatę. - Zamyśliła się przez chwilę. - Jagodową tą suszoną taką. A! I nakarm Lucyfera. Później możesz go spławić na dwór.
- Jasne. - Wstałam. Choć nie cierpiałam dużej ilości pracy, teraz mogłam wreszcie odetchnąć ulgą.

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz