39

323 16 20
                                    

Czasem trudno opisać w słowach to co widzimy na pierwszy rzut oka. To samo przeżywałam ja, gdy w zamyśleniu badałam błękitne niebo nade mną. Chmury, które go pokrywały wydawały mi się bliższe, niż kiedykolwiek, bo razem tworzyły coś niepowtarzalnego.

Każda należała do innego, skrajnego punktu, które łączył się w całość. Jedna chmurka wyglądała jak skarbiec, druga jak niemowlę, a jeszcze kolejna jak wielkie serce. 

Być może nie są to wyłącznie puchate waty cukrowe, za jakie je bierzemy, a marzenia, które wylatują z naszych głów w powietrze. Może właśnie to serce nade mną jest tym, co wypłynęło mi z podświadomości i zostanie nade mną do końca. 

Do końca czasu, gdy marzenie stanie się rzeczywistością. 

Siedziałam na łące ponad dwie godziny wpatrując się wyłącznie w zachmurzone od marzeń niebo. Nie pragnęłam niczego innego, niż tylko tu zostać.

Zostać i się nie ruszać.

Bo gdybym to zrobiła, musiałabym patrzeć na pakujących się rodziców, którzy bez oporu wsiadają do samolotu i lecą do nowego kurortu. A tego nie mam zamiaru widzieć.

- Patrycja! - krzyknęła z daleka mama, która zabezpieczyła wielkim kapeluszem całą swoją twarz oraz pokaźny dekolt. - Nie pożegnasz się z matką?

- Do zobaczenia! Miłej zabawy! - odpowiedziałam z małym entuzjazmem. Plusem całego wyjazdu był wolny dom oraz fakt, że wreszcie od niej odpocznę. 

- Wy też się dobrze bawcie. - prychnęłam pod nosem. Oczywiście, że będę się świetnie bawiła we własnym domu, gdy wy będziecie na egzotykach. Świetna zabawa.

- Tak, na razie. - Kuba machnął ostatni raz dłonią, gdy oni wyjechali z podestu. Ich przygoda się zaczęła, a nasza skończyła. 

Choć dla niektórych może być normalne to, że rodzice chcą zwiedzić kawałek świata i odpocząć od obowiązków to niestety ja, nie potrafiłam tego zrozumieć. Tato stracił pracę, a matka pracowała w dość znanej korporacji, gdzie uzyskała awans. Zapewne cały nasz budżet wydawany był na bezsensowne zachcianki, które nic nie wnosiły do życia. 

Tym bardziej do pozostałych członków rodziny.

Kuba jeszcze raz spojrzał na mnie jakby z wyrzutem, a potem bez zastanowienia zamknął się w domu. Dalej był na mnie zły przez co jeszcze gorzej było mi mijać go chociażby w holu. Chciałam to jakoś naprawić, lecz nie miałam w sobie na tyle odwagi by to zrobić. Nie miałam zamiaru krzywdzić go jeszcze raz.

Mój telefon za wibrował w kieszeni, gdy postanowiłam usiąść. Na wyświetlaczu zobaczyłam potajemną wiadomość od Tomka. Postanowiłam ją odczytać.

Tomek - Cześć, mam nadzieję, że od ostatniego incydentu Kuba trochę ochłonął. Mógłbym przyjść i rozpocząć przerwane korepetycje? :)

Patrycja - Hej, i nie - nie ochłonął. Ciągle jest na mnie zły. Dla swojego dobra, nawet nie przychodź. 

Tomek - To może ty przyjdziesz do mnie?

Patrycja - To też wykluczone. Kuba ma moją lokalizacje w telefonie.

Tomek - To dość dziwne jak na brata... 

Patrycja - Wiem, ale jest po prostu nadopiekuńczy. Widzisz sam jak reaguje gdy coś zrobię wbrew jego woli.

Tomek - Nie pogadasz z nim? Nie odzywacie się do siebie od ponad czterech dni. 

Patrycja - Próbowałam, ale on nie ma zamiaru mnie słuchać. 

Schowałam telefon do kieszeni i zaniosłam kocięta na werandę. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić do póki nie przypomniałam sobie o lekach dla babci. 

Tym razem miały śliczną wyprasowaną zieleń. Nauczyłam się już komentować w myślach jej co nowsze tabletki od specjalistów. Czasem miałam wrażenie, że za dużo o tym wspominam i powinnam się zająć czymś bardziej "nastoletnim". Jednak fakt, że nic nie przywróci jej stanu jaki miała parę lat temu mnie przytłoczył. Bałam się dożyć tego wieku co ona. 

- Cześć babciu. - wślizgnęłam się do środka zastając coraz bardziej pomarszczonego Lucyfera. Leżał zmęczony i wycieńczony opieką nad dzieciaczkami. To też wzbudziło we mnie lęk, że jednak nieśmiertelny sfinks stał się ofiarą starości. 

- Patysia... - charakterystycznie zmrużyła oczy uwydatniając swoje kurze łapki. Chwyciła podaną przeze mnie szklankę i powolnie połknęła tabletkę. - Co tam u ciebie?

- Świat schodzi na psy... - westchnęłam bezradnie przystając obok okna. Nie chciało mi się siedzieć po dwóch godzinach na wyschniętej łące. 

- To dobrze... - stwierdziła. Zmarszczyłam brwi i zwróciłam się w jej stronę.

- To dobrze, że świat schodzi na psy? - zapytałam z niedowierzaniem. W odpowiedzi kiwnęła głową.

- tak. - odłożyła dokończony haft. - Bo od psów powinniśmy się uczyć.

Nigdy nie zastanawiałam się nad przysłowiem, które aktualnie straciło dla mnie sens. Sens, który w ogóle nie istniał. Przecież wszystkie te psy zawsze były dla nas oddane. Wybaczały nam błędy i nie osądzały. Być może dopiero wtedy, gdy na świecie będzie dziać się lepiej, powinniśmy mówić: Świat schodzi na psy, a nie teraz, gdy wszystko schodzi na ludzi.

- Jasne... - szepnęłam do siebie. Ile jest jeszcze takich zdań, które zostały stworzone bezpodstawnie? Które mają sens, a tak naprawdę go nie mają?

- Słyszałam wczoraj waszą kłótnie na korytarzu. - nadepnęła na pole minowe. Schowałam twarz w dłoniach i dopiero teraz poczułam piętnący się ból. 

- Nie wiem dlaczego Kuba tak bardzo się tym przejmuje. - wzruszyłam ramionami. 

- Myślałam, że się znacie. - zachichotała gardłowo. - Mam wrażenie, że Kuba nie jest jeszcze gotowy na wejście w dorosłość. Ciągnie nim zazdrość.

- Zazdrość? 

- Zazdrość. - potwierdziła. - Tomek próbował już starać się o względy ważnej dla niego osoby. Mógł stracić Olgę, a teraz boi się, że może stracić ciebie.

- Oh, to absurd! - oburzyłam się. Nie wierzyłam w to co właśnie mi przekazano.

- Jest to absurd dla ciebie. - pokreśliła. - On nie myśli jak dojrzały człowiek. Musi sam do tego dość.

- Ale babciu, on jest na mnie zły od czterech dni! - złapałam się za głowę. 

- To powiedz mu to o czym powinien wiedzieć. 

- O czym?

- O tym, że rodzeństwo jest na zawsze.

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz