Kuba prawie drwiąc głaskał mnie po głowie. Rozumiał co mi się śniło. Rozwód rodziców był wymysłem mojej wybujałej wyobraźni.
Cały dzień powracałam do zimnego wyrazu mojej matki. Jej twarz i te oczy. Były czymś w rodzaju twardego lodu. Co tamten sen miał mi uświadomić?
Może to, że rodzice już żyją jakby po rozwodzie. Ich umysły pracowały osobno, w ogóle nie współgrając. Nie przypominam sobie, by na naszych oczach trzymali się za ręce. Nawet jak byliśmy dziećmi.W szkole panował harmider. Ostatnia lekcja i ostatnie wypociny. Kuba dalej zwlekał z Olgą uśmiechając się do niej sztucznie. Wyglądał jak idiota.
- Cześć! - przywitał mnie damski głos. Obróciłam się i ujrzałam Hanię. Dziś spieła kucyk wysoko na głowie, odkrywając swoją delikatną twarz. Bez wątpienia miała różowawy odcień.
- Cześć. - uniosłam prawy kącik ust. Dalej nie było mi do śmiechu przez wczorajszy sen. Miałam wrażenie, że on coś zwiastuje. Coś niedobrego.
- Wiesz może gdzie jest Kuba? - zacisnęła palce na skórzanej torbie. Nie była wyższa ode mnie, wręcz wydawała mi się niższa.
- Poszedł z Olgą. - jej twarz nagle pochmurzała. Nie chciałam na to patrzeć. - Hej, chcesz ze mną pogadać?
- Jesteś jego siostrą. - wbiła wzrok w ziemie, a ja machnęłam rękami.
- Co z tego? Widać, że coś ci jest. - Usiadłyśmy na ławce, a ona bez skrupułów zaczęła mi się zwierzać.
- Nie znamy się bardzo długo. - zaczęła. - Ale Ola często mi o nim opowiadała. Pokazywała zdjęcia i mówiła jaki on jest delikatny...
- Delikatny? - Wytrzeszczyłam oczy. Dziewczyna kwinęła głową, jakby nie zrozumiała o co mi chodziło. Zmarszczyłam nos.
- Zauroczyłam się w nim. Jak powiedzieć o tym swojej przyjaciółce? Nie chciałam jej tego zrobić, myślałam, że są szczęśliwi.
- To się grubo myślisz. - Prychnęłam.
- Być może. - Westchnęła. Miała tak niewinny głos, że nikt nie mógł by oskarżyć jej o cokolwiek. - Teraz ze sobą piszemy za jej plecami. Okropnie mi z tym faktem.
- Zależy co piszecie. - Dotknęłam niepewnie jej ramienia. Rozmowa o moim bracie z nią, była dla mnie niezręczna. Lecz komu miała się wygadać.
- Jak koledzy. - Poczerwieniała. - Nic więcej.
- W takim razie nie ma się czego obawiać. - Spróbowałam się uśmiechnąć, gdy zadzwonił dzwonek na lekcje. W tamtym momencie był dla mnie wybawieniem. Obie udałyśmy się do swoich klas.
Nie chciałam jej mówić o planowanym zerwaniu Kuby z Olą. Ciągle to przekłada, a jej nie kocha. Nawet nie lubi.
Ustaliliśmy, że jeszcze się spotkamy. Niestety dokładnego terminu nie wiedziałam. Miałam tylko nadzieję, że Kuba o niczym się nie domyśli.
Laboratorium chemiczne było otwarte na szerok zapraszając moich rówieśników. Wpadłam tam jak szalona, zajmując miejsce obok Maksa. Obawiałam się, że Pani Łapczewska wyśle mnie do dyrektora. Do prawdy, potrafiła z niczego zrobić aferę na całą szkołe, a nawet dalej.
Naszczescie nie było jej jeszcze w klasie. Wszyscy rozmawiali z sąsiadami obok drwiąc i się wygłupiając.
- Ja nic nie umiem. - jęknął Maks odkładając czoło na podręczniku. Spojrzałam mu przez ramię na temat. Pierwszy raz go widziałam.
- To nie ta strona. - poprawiłam go.
- Wcale nie. - przetarł oczy. Ewidentnie zarwał nocke. - To jest ta.
- Jak to!? - wyrwałam książkę i przeczytałam uważnie. Przejechałam palcem po schematach kroplówek i zlewek.
- Bon sang! Przecież nie chce mi się teraz bawić w pranki. - wywrócił oczami.
- Przestań przeklinać po francusku. - upomniałam go podnosząc wzrok.
- Oh! Désolé! Lepiej tak, niż po polsku. - poprawił opadającą grzywke. - Skąd wiesz, że właśnie przeklnąłem? Może pochwaliłem twój wygląd?
- Nie jesteś do tego zdolny. - Próbowałam przyswoić choć trochę informacji. Tylko tego mi brakowało, bym została zapytana z chemii na koniec roku.
- Masz rację. - Zaśmiał się krótko. W tym momencie do laboratorium wpadła Pani Łapczewska. Ciemne, kręcone włosy ulizała w niską kitkę, którą przytrzymała ozdobną klamrą. Jej otyła postać ociężale zmierzała do biurka. Gdy usiadła wszyscy poszuliśmy jej ulgę. Jej wzrok był zimny niczym mojej matki, jednak ten czymś się różnił. W nim nie było tyle kpiny co szczerej nienawiści. Usta zawsze wykrzywione miała w grymasie.
Spojrzała po każdym rozchylając nozdrza. Maks ciężko przełknął ślinę kierując kolano w moim kierunku. Chciał poczuć się bezpieczniej dotykając mojego buta swoim. Ja także poczułam nie jaką ulgę.
- Jutro stawiam oceny końcowe. - wyraziła się głośno. W ręce zacisnęła długopis. - Dzisiaj chętnie popytam co niektórych.
Zadrżałam i schyliłam głowę w geście obrony. Nie umiałam nic. Byłam przekonana, że mieliśmy się uczyć czegoś innego.
Zdążyliśmy z materiałem, lecz z nudów Pani Łapczewska postanowiła powtórzyć pierwszy rozdział, który mieliśmy na początku roku. Rozumiałabym to, gdybym była na innym kierunku. Tym czasem było mi to zbędne.
- Numer 24. - Kolega z ławki przed nami podniósł się, zbyt pewny siebie. Na pewno się uczył.
- oraz numer... - Zacięła się i uśmiechnęła. - 5.
Tym razem dziewczyna z lewej, ostatniej ławki zgłosiła sprzeciw.
- Nic nie umiem! - Podniosła głos, by nauczycielka mogła ją usłyszeć.
- Jak to nic nie umiesz!? - Krzyknęła, a każdy drgnął z powodu tego ostrego tonu. Dziewczyna skuliła się. - W takim razie pała i uwaga do rodziców.
Lepiej być nie mogło. Żal zrobiło mi się na widok jej niewinnej, rudawej główki, która teraz z przerażenia ukryła się za zeszytem. Tylko Pani Łapczewska była tak surowym nauczycielem w tej szkole. Większość była miła lub po prostu neutralna.
- Numer 7! - wyczytała mój numerek, a ja wstrzymałam oddech. Maks poklepał moje kolano, a ja zrezygnowana stanęłam obok niego. Nie chciałam się tak szybko poddawać.
Nie jestem słabeuszem!
- Wymień kwasy karboksylowe. - Na laptopie zaczęła wpisywać jakieś uwagi i oceny. Moją uwagę zwrócił chłopak o blond włosach oraz przystojnej twarzy. Sprawiał wrażenie poważnego i wyrafinowanego. Pochylił się ku mnie i szepnął:
- Kwas mrówkowy... - Poczekał chwile, aż powtórzę, a następnie mówił dalej. - Kwas octowy...
Nie minęła nawet minuta, a ja powtórzyłam wszystko co powiedział. Szkoła była duża, więc nie dziwiło mnie to, że go nie kojarzyłam.
Po zadaniu kolejnych pytań w których pomógł mi nieznajomy, trochę zniesmaczona powiedziała:
- Trója, siadaj.Kolejno pisaliśmy i omawialiśmy wyższe kwasy karboksylowe. Zupełnie nie pojmowałam takich rzeczy.
Pojawił się też u mnie dyskomfort, bowiem nigdy nie potrafiłam nauczyć się czegoś sama. Przynajmniej przedmiotów ścisłych. Z nauczeniem się na pamięć całej inwokacji Pana Tadeusza nie było dla mnie problemem. Miałam wrażenie, że jestem po prostu głupia, ale szybko przegoniłam te myśli.
Że jestem humanistą nie znaczy, że jestem gorsza!
Na korytarzu spotkałam tego chłopaka, który chodził ze mną do klasy nawet o tym nie wiedząc. Podeszłam do niego pełna wigoru, zapominając o moim śnie.
- Cześć. Dziękuję, że pomogłeś mi podczas chemii. - Przechyliłam głowę w bok.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Schował książki do swojej metalowej szafki. - Jestem Mateusz.

CZYTASZ
Nowy Korepetytor _4Dreamers_
FanfictionPatrycja od zawsze miała problemy z matematyką. Nie przypuszczała, że jeszcze na koniec II liceum jej matka, postanawia zmienić korepetytora na Tomasza, czyli chłopaka, którego kojarzy z szkolnego korytarza. Problemem okazują się relacje między dwo...