32

317 17 7
                                    

Czas się zatrzymał. Liście na drzewach przestały szeleścić, a słońce nagle zgasło. Nie było wokół mnie żadnej ludzkiej formy, a tylko moja wyobraźnia, która próbowała nie stracić przytomności. Lecz to zrobiła.
Zemdlałam.
Obudziłam się dopiero po jakimś czasie. Gdy pomału otwarłam oczy dostrzegłam korę dębu, która rzucała na mnie cień. Na niej opierał się Łukasz. Chciałam wymamrotać jego imię zażegnać dawne spory i zacząć od początku. Tak bardzo ciągnęło mnie do starego życia i braku problemów.
Tak bardzo ciągnęło mnie do myśli, że mogłabym odzyskać dziadka...
Lecz zauważyłam Tomka po mojej prawej stronie, który w zamyśleniu wpatrywał się w zielone koniczyny. Siedział tuż obok i go mogłam dotknąć.
- Co się stało? - mruknęłam. Oboje wbili we mnie uważny wzrok. Chcieli się mną zaopiekować.
Naprawdę.
- Straciłaś przytomność, myślę, że to przez ten upał. - stwierdził Tomek nachylając się nade mną. Co nie wątpliwie wkurzyło mulata. - Jest Ci zimno?
- Nie... Nie jest. - próbowałam usiąść, ale stanowczo mi tego odradził.. Chwycił mnie za ramiona i lekko ułożył na ziemi.
- To chyba nie udar. - westchnął z ulgą. Zwrócił się do Łukasza. - Masz czystą wodę? Musi się czegoś napić.
- Nie, ale jak chcesz mogę iść do sklepu. - urwał, gdy kilka drobnych z kieszeni nieznajomego wylądowało na jego dłoni. Uśmiechnął się. - Zaraz będę.
Zostaliśmy sami. Ludzie wokół przyglądający się w zaciekawieniu wcale nas nie interesowali. Dla nas obojga nie istnieli.
Chciałam wykrzyczeć jak bardzo mi przykro. Że wszystko zniszczyłam i podeptałam.
Ale tak bardzo bolała mnie głowa, że mogłam jedynie szeptać.
- Ja... - zaczęłam kładąc rękę na jego nadgarstku. Patrzył na mnie jakoś bardziej pobłażliwie, nie na poważnie. - Tak Cię przepraszam. Ten chłopak co był tutaj...
- To twój były. - kiwnął głową. Zdziwiłam się, że nie byli sobie obcy. - Powiedział mi o wszystkim. Wrócił dla Ciebie z Londynu kilka dni temu.
- Coś wątpię, by tylko dla mnie. - zaśmiałam się krótko przedłużając nasze spojrzenia. Jego oczy lśniły nieznajomym mi blaskiem. Wyczułam w nich tajemnice i pewnego rodzaju zrozpaczenie. Musiałam wrócić do jego występu, które odbyło się na zakończeniu roku szkolnego.
- Twój występ na apelu był niesamowity. - określiłam szczerze. Widząc lekką drwinę w jego oczach kontynuowałam. - Naprawdę! To jak grasz pokazuje kim jesteś. Ty grasz i śpiewasz, by odkryć siebie. Ale jakoś dziwnie się w to wczułeś. Wczułeś się w tekst jakby był napisany przez ciebie. Utożsamiałeś się z nią nadzwyczaj pięknie. Czy czujesz się samotny?
Swoim kciukiem delikatnie pogładził mój grzbiet dłoni. Przyglądał się mu i nie odpowiadał przez długi moment.
- Widziałaś mnie kiedyś z kimkolwiek? Bym nie szedł szkolnym korytarzem samemu? - ogarnęło mnie nagłe współczucie. Tomka rzadko widziałam w szkole, to prawda, ale jeśli już to samemu. Nie miał znajomych, dopiero teraz to zrozumiałam.
- Ale dlaczego? Dlaczego jesteś sam? - zapytałam wkońcu. Uśmiechnął się mimowolnie będąc naprawdę szczęśliwym.
- Bo sam to wybrałem. - zerknął w niebo. - nie potrzebuję fałszywej grupy przyjaciół. Wystarczy mi jedna, wartościowa osoba.
- I... - niedokończyłam, bo między nas stanął Łukasz. Podał mi małą butelkę źródlanej wody.
Znów przerwał w ważnym momencie!
- Proszę. - kucnął przyglądając mi się. Z pewnością moja twarz była bledsza, niż zwykle. Od razu przypomniała mi się porcelanowa lalka w pokoju babci. Często upodabniała do niej współczesne ikony piękna.
- Te lalki są śliczne, ale puste. - zaczęła. - Strasznie się tłuczą, gdy upadną. Lepiej być lalką zrobioną z nici i materiału, bo wtedy nic nie jest przeszkodą, a jedynie wyzwaniem.
Wypiłam pół butelki, która zadziałała na mnie natychmiastowo. Moja dusza jakby wróciła na miejsce.
- Jest lepiej. - oświadczyłam. Zamiast tych kochanych, morkich oczu widziałam te miedziane, wykute ze sławy. Pomogły mi wstać.
- Odwiozę cię do domu. - powiedział Tomek. Chciałam przyjąć propozycję, ale wrącił się Łukasz.
- Ja ją zawiozę do domu. Dawno się nie widzieliśmy.

Byliśmy w połowie drogi. Ból niemalże przeszedł, a Tomek stwierdził, że pewnie nabawiłam się odwodnienia. Kazał mi pić więcej chłodnych napojów nie licząc kawy.
A akurat jej nie piłam.
W odzyskiwaniu dobrego samopoczucia pomagała mi także włączona klimatyzacja. Włączyłam ją od razu, gdy wsiadłam do białej suv-y.
Byłam tu nie raz i nie raz działy się tutaj rzeczy niedozwolone. Teraz jednak siedzieliśmy w milczeniu słuchając nudnego radia oferującego jeszcze nudniejsze fortepianowe kawałki. Oczywiście tylko Łukasz dobrze się bawił.
- Przeczytałaś mój list? - zapytał. Choć teraz nie miałam humoru na rozmowę to niezręczna cisza była dla mnie nie do zniesienia.
- Tak. Był bardzo poruszający. - prychnęłam ironicznie. Nigdy nie rozumiał moich docinek, dlatego wszystko co mówiłam traktował jak prawdę.
- Wiem. - wzruszył ramionami. - Tak czy owak bardzo się zdziwiłaś, gdy podszedłem.
- Przeczytałam go niedawno. - przyznałam wbijając wzrok w okno. Budynki mijaliśmy w zastraszającym tempie.
- Mozart'cie najlepszy! Wysłałem go dobry miesiąc temu. - zacisnął palce na kierownicy. Na jego skórze odbijały się mocne żyły, które kiedyś zawsze gładziłam. Teraz wyłącznie na nie patrzyłam.
- Rzadko zaglądam do skrzynki. - przed nami zauważyłam pierwszą krzyżówkę, która prowadziła do mojego domu. Byliśmy coraz bliżej.
Coraz bliżej rostania.
- Nic się nie zmieniłem, co? - przełączył stacje radiową na jeszcze bardziej żenującą. Niezauważalnie skuliłam się w fotelu.
Chciałam wrócić do Tomka, choć przyznałam, że kochałam Łukasza dalej. Lecz moje myślenie trochę się zmieniło, jakby nie mogło się zdecydować.
My z Kubą chyba jesteśmy tacy z natury...
Spojrzałam na jego skupioną twarz. Niektórzy skupieni ludzie mają groźny wyraz oczu oraz zwężone brwi. Takim typem był właśnie on.
Natomiast Tomasz miał ją zawsze przyjazną i pozytywną. Przykro mi było patrzeć, jak samotność ukrywał na zewnątrz.
A ja głupia tego nie widziałam.
Na odpowiedź Łukasza nie potrafiłam odpowiedzieć. Z wyglądu oraz samochodu nie zmienił się w ogóle, lecz w środku stał się jeszcze bardziej arogancki, niż był. Strasznie to we mnie uderzało tym bardziej, że był dla mnie wszystkim. Miałam nadzieję, że sława nie niszczy człowieka.
A jednak...
- Zatrzymaj się. - rozkazałam mu. Nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
- Co?
- Zatrzymaj się powiedziałam. - gdy uciszył silnik wyszłam z auta pochylając się nad oknem. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Myślisz, że przed durny list nagle będę z Tobą? Że wybaczę ci, że traktowałeś mnie jak śmiecia? Mylisz się i wiesz co? - poczułam jak ponownie łamie mi się moje serca. Jak znów kroi się na pół. Mój głos zadrżał. - Nie wrócimy do tego co było. Mam Cię dosyć i twojej arogancji. Możesz wracać do swojej zasranej Anglii i tego bzdetnego pianina, ale mnie zostaw w spokoju. Przykro mi, że tak zdebaściłeś moją miłość w stosunku do ciebie.

Odeszłam.
Lecz czy na zawsze?

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz