28

333 14 13
                                    

Jak zamroczona wybudziłam się ze snu. Od razu poczułam powiew letniego powietrza oraz promieni słonecznych, które ciepło otulały moją twarz. Jednakże to, czego chciałam najbardziej nie było przy mnie.
- Tomek? - zapytałam przewracając się na drugi bok. Nie było wokół mnie nikogo, a jedynie pusty materac łóżka. Pościel nie była nakryta.
Nie miałam siły wstać, więc patrząc w sufit przetarłam oczy rękoma. Piekły mnie, lecz tego nie żałowałam najbardziej.
Żałowałam tego, że mnie opuścił.
Jakoś dziwnie zbierało mi się na cichy lament, gdy nie było go obok. To tak, jakby zabrano mi drugą część mnie. To tak, jakby zabrano mi dobytek. To tak, jakby zabrano mnie całą.
Podniosłam się na łokciach słysząc, że ktoś wchodzi do pokoju. Był to Wojtek.
Rozejrzał się w ciszy po pokoju, aż jego wzrok spoczął na mnie. Miał na sobie czarne spodnie, które owinięte były w jedym miejscu łańcuchem. Podobały mi się.
- Elo. - przywitał się niechętnie. Chyba nawet tak proste, trzyliterowe słowo było dla niego trudne do wymównienia. Co dopiero "dzień dobry".
- Cześć. - odpowiedziałam. Dotknęłam jeszcze wilgotnych włosów. Nie były w dobrej kondycji.
- Ogólnie Tomek kazał mi przekazać, że pojechał po sok pomarańczowy. Wróci później. - Gdy kiwnęłam głową zamknął pokój.
Czy. On. Właśnie. Jechał. Po. MÓJ. ULUBIONY. SOK?
Nie było w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że zebrał się na to tak wcześnie. Spojrzałam na zegarek.
Godzina 6:45
Nie mogłam już leżeć. Wstałam, konkretnie naciągając na siebie koszulę. Musiałam udać się na dół po moje ubrania, lecz najpierw musiałam do niego zadzwonić.
Słysząc odgłos sygnału przyjrzałam się pogodzie. Wszędzie było błoto. Przeklnęłam pod nosem wyobrażając sobie jak idę w moich białych butach po takim gównie.
Nie doczyszcze ich. No nie ma opcji.
- Słucham. - powiedział Tomek. Poznałam jego głos niemalże od razu. Moje szare komórki się pobudziły.
- Powinnam już iść, a ciebie nie ma. - zwilżyłam spierzchnięte wargi. - Chciałam się pożegnać.
- Pojechałem tylko do sklepu. - usłyszałam jego uśmiech. Zrobiło mi się ciepło na sercu. - Zaraz wrócę. Zostań jeszcze chociaż na śniadanie.
- Tomek ja nie powinnam... - przerwał mi.
- Powinnaś. - warkot silnika ucichł, gdy skręcił w inną ulicę. Chciałam być tam z nim i czuć ten zapach spalin. - Poza tym, jakiś Maks Więckowski zaprosił mnie do znajomych na facebook'u. Masz go w znajomych. Kto to?
- Mój przyjaciel... - powiedziałam przez zęby. Jak go przyjmie to dopiero zaczną się kłopoty.
- Nie wiedziałem, że masz przyjaciela. - ochrząknął. Zmrużyłam oczy i próbowałam zachować brawurę.
- Przyjaźnie się z nim od dziecka. - zaczęłam. - Jesteśmy sobie bliscy.
- Ah tak... - pokręcił głową. - Już wysyłał mi jakieś wiadomości, ale nie miałem czasu odczytać.
- Odczytasz kiedy indziej. - zaśmiałam się kiwając na boki. Miałam nadzieję, że jednak tego nie zrobi.
- Pogadamy w domu. Jestem już blisko. - Lecz w oknie dostrzegałam jedynie auta w kolorze granatowym i białym.
- Jasne. - wzruszyłam ramionami. - Do zobaczenia.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wbiłam wzrok w szafę. Musiałam coś ubrać stosowniejszego i mniej wulgarnego. Nie wiedziałam czy jego rodzice są w domu, czy w pracy, więc na wszelki wypadek postanowiłam się przebrać.
Schyliłam się lekko poszukując długiej bluzy, która mogłaby służyć mi za sukienkę. Nie było żadnej o jaką mi chodziło, a poczułam jak zimno robi mi się na ciele.
Większość jego garderoby runęła ma ziemię jak ciężka artyleria. Westchnęłam lekko, gdy wreszcie jedna z żółtych bluz nadawała się do mojego pomysłu. Założyłam ją przez głowę i rozejrzałam się po podłodze. Wszędzie walały się jego ubrania. Żadne z nich nie było poskładane.
- cholibka... - szepnęłam sama do siebie. Co prawda mogłam wrzucić to do szafy i o tym zapomnieć, lecz nie chciałam. Gdy otworzyłam ją po raz pierwszy gościł tam nie ład, przez co trudno było tam wybrać porządne, dopasowane ubranie. Nawet koszulki nie były poskładane.
Postanowiłam zrobić coś w zamian. Takie letnie porządki zrobione przeze mnie nie zaszkodzą. Wyrzuciłam z pułek wszystko. Bez wyjątku.
Nie było tego dużo. Kilka bluz, t-shirtów i spodni. Miałam gdzieś to, że rycie komuś w prywatnych rzeczach jest niegrzeczne.
Ja mogę hah...
Przyłożyłam do twarzy jego szarą bluzę. Nie pachniała nim, a zwykłym proszkiem do prania.
Jak myślałam...
Z wysiłkiem włożyłam ostatnią koszulkę do szafy. Wszystko prezentowało się dobrze. Utworzyłam rządki, gdzie były wyłącznie spodnie, a na kolejnej półce kolorystycznie poskładane były bluzy.
- Finito! - potarłam ręce. Cieszyłam się, że udało mi się uporać z tym w porę, bo usłyszałam go z dołu.
- Jestem! - krzyknął. Pościeliłam łóżko jak najszybciej potrafiłam i usiadłam na nim. Udawałam, że przeglądam instagrama. Nie chciałam, by po moim zachowaniu domyślił się co zrobiłam. Byłam z siebie dumna, a najbardziej z niego. Gdy wszedł serce podskoczyło mi do gardła.
- Cześć, co tam? - zapytał uradowany. - Już wstałaś?
- Mhm. - mruknęłam podnosząc wzrok. Czułam pobudzenie jakbym wypiła trzy kubki czarnej kawy.
- Nie wiesz jak zimno jest na dworze. - zaczął. - Miałem założył bluzę, a nie koszulkę.
- To się przebierz. - poradziłam mu, a on strzelił palcami.
- Dokładnie miałem to zrobić. - podszedł do szafy, lecz nim ją otworzył siągnął t-shirt. Nie byłam pewna czy powinnam mówić cokolwiek.
Przyjrzałam się jego lekko wyrzeźbionym plecom. Jego łopatki delikatnie odbijały się na skórze, a ona sama była wręcz nieskazitelna. Wyobraziłam sobie za dużo.
Oj, za dużo.
Odwróciłam wzrok milknąc. Miałam ochotę uderzyć się w głowę za moje brudne myśli. Ale przy nim były one niekontrolowane. Działy się bez mojej woli.
- Matko Boska! - znów usłyszałam jego głos. Spojrzałam na niego. Stał jak zaczarowany. - Ty to zrobiłaś?
- Nie, wróżki. - nerwowo zachichotałam. Wyglądał na naprawdę zadowolonego.
- Dziękuję! Ale naprawdę nie musiałaś. - sięgnął po białą bluzę i jednym szusem ją założył. Byłam trochę zawiedziona.
- Nie ma sprawy. - Domknęłam oczy w uśmiechu, gdy poczułam jego dłoń na moim nadgarstku. Pomógł mi wstać i z leniwym uśmiechem przyciągnął do siebie.
- Wiesz co jest najlepsze w tym wszystkim? - zapytał, a ja w odpowiedzi machnęłam głową. - To, że aby uszczęśliwić człowieka nie trzeba rzeczy wielkich. Wystarczą drobiazgi, by stać się szczęśliwym.
Miałam tak wielki mętlik w głowie, że nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa. Przytulił mnie po chwili pomagając mi się rozluźnić.
Jego uścisk był tak przyjacielski, że w pewnym momencie mnie to ukłuło. Zrozumiałam, że on wcale nie chce niczego więcej.
Być może Maks się mylił...

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz