24

339 15 18
                                        

Samotnie wędrowałam między drzewami. Na moją głowę kapały krople świeżego deszczu. Nikt, prócz mnie nie poruszał się po parku, a przecież jeszcze niedawno było tak wielu ludzi. Ich odstrasza deszcz, mnie niekoniecznie, gdy moim celem jest dotarcie do jego domu.
Serce mi wręcz kołatało z ekscytacji myśląc, że niedługo tam będę. Nie miałam nic, czym mogła się okryć, więc zmokłam stuprocentowo. Jedyne co chroniłam to makijaż, by nie spłynął mi na policzki.
Z kieszeni szortów wyciągnęłam telefon i z trudem udało mi się go odblokować. Miałam wrażenie, że wyślizgnie mi się z ręki. Dostałam dwie wiadomości. Od niego.

Tomek - Nie mów, że idziesz w tym deszczu.
Tomek - Nie ma takiej opcji zostań w domu.
Tomek - Halo?
Tomek - Na pewno idziesz.
Tomek - Patrycja, czekaj na mnie ja podjadę autem, byś nie zmokła.

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Troszczył się o mnie chyba bardziej, niż Kuba, choć tego dalej nie byłam pewna. Odpisałam krótko.

Patrycja - Jestem już blisko.

Zatrzymałam się i rozejrzałam. Była taka ulewa, że ledwo co widziałam. Nie było jednak zimno tylko trochę chłodno. Zatrzymałam wzrok na białym, jednopiętrowym domu. Kolejno spojrzałam na adres, który mi podał i charakterystykę.
- To chyba ten... - szepnęłam. Ruszyłam jak strzała, bo czułam, że zanosi się na burze. Przysięgam, że jak wychodziłam pogoda była wyśmienita. Wszystko popsuło się tak znienacka.
Otworzyłam furtkę i wyminęłam wypielęgnowane grządki warzyw.
Pewnie jego mamy...
Lecz adres się nie zgadzał. Przeklnęłam pod nosem. Nie chciałam zawracać, a tym bardziej do niego dzwonić. Schroniłam się pod daszkiem i chwilę odczekałam w zamyśleniu.
Znów o nim myślałam. O jego niebieskich, wręcz błękitnych oczach i słomianych włosach. Musiałam przestać.
I tak go nienawidzę.
Albo sobie to wmawiam.
Nagle drzwi się otworzyły. Odskoczyłam przerażona, ale gdy zobaczyłam kto w nich stoi serce mi podskoczyło aż do gardła.
- Patrycja! - zaciągnął mnie od razu do środka i złapał za ramiona. - Mówiłem byś została w domu.
- Jak wychodziłam to nie padało. - jego dotyk powodował u mnie uścisk w brzuchu. Postanowiłam go napiąć i nie dać się emocjom.
- Myślałem, że każdy człowiek przewiduje złą pogodę. - uśmiechnął się, a jego przejęcie zniknęło na twarzy. Lecz nadal błyszczało w oczach.
- Przewiduje na razie tylko burze. - uniosłam prawy kącik ust, nie pozwalając sobie na nic więcej.
- Przyniosę Ci coś suchego. - odpowiedział i zanim zdążyłam na niego nakrzyczeć za zły adres jaki mi podał, on zniknął w mgnieniu oka. Łokciem oparłam się o ścianę, by jej nie zanadto zmoczyć.
Brakowało jeszcze tego...
- Proszę. - podał mi duży, szary dres. Wyglądał na męski. - To jest mój. Jeśli nie będzie Ci pasował to przyniosę Wojtka.
- Wojtka? - zwątpiłam.
- To mój młodszy brat. - założył ręce na klatce piersiowej. - Potrafi czasem dogryść, więc nie przejmuj się nim.
- Jasne. - następnie pokazał mi gdzie znajduje się ich łazienka. Weszłam tam i zamarłam.
Wyglądała zupełnie tak jak chciałam, by prezentowała się moja. Marmur i duża wanna zajmująca większość przestrzeni.
Czego chcieć więcej?
Zaczęłam ściągać spodnie. Były tak mokre, aż przyklejały się do skóry. Zaczęłam zrzucać  z siebie bluzkę, gdy nagle usłyszałam otwierające się drzwi.
- Zapomniałem dać Ci ręcz... - złamał się w pół zdania i zakrył pośpiesznie oczy ręką. Nerwowo się zaśmiał. - Przepraszam Cię najmocniej! Nie jestem przyzwyczajony pukać do drzwi w moim domu.
Stałam osłupiała osłaniając się mokrą koszulką. Moja cała twarz wyglądała jak wielki, czerwony burak.
Przemoczony burak.
Podeszłam niepewnie i chwyciłam ręcznik. Jego postura była tak niewinna, że nie mogłam się denerwować. Odpowiedziałam tylko:
- Nie szkodzi, ale uważaj następnym razem.

Wyszedł trzaskając drzwiami, a ja prawie osunęłam się na ziemię. Tak wiele razy czytałam to w książkach, ale nie miałam pojęcia, że coś takiego wydarzy się i mi.
Wysuszyłam ciało i włosy i założyłam jego dresy. Były o wiele za duże, ale musiałam sobie jakoś poradzić. Spodnie zwężyłam sznurkiem, a bluzkę zostawiłam jaka była. Choć rękawy wystawały maksymalnie poza moje nadgarstki to i tak słyszałam, że jest to w modzie. Czemu by nie spróbować?
Czekał poddenerwowany na korytarzu, a gdy podniósł spojrzenie na mnie, przestał się wierzgać.
Staliśmy w mroczącej ciszy patrząc na siebie. Miał na sobie biały T-shirt i piękne, czarne, dresowe spodnie.
W jego domu było dość zimno, więc wcale nie było mi w jego stroju gorąco. Tym bardziej przez panującą pogodę na dworze.
On jako pierwszy opuścił głowę z uśmiechem, a ja chciałam walnąć siebie prosto w nos.
Wyjdę na wariatkę! Boże święty!
- Uroczo wyglądasz. - przyznał lekko zaróżowiony. Wstrzymałam powietrze, a po chwili odpowiedziałam cichutko.
- Dziękuję. - założyłam sobie czarny kosmyk włosów za ucho. Zaczynały się pomału kręcić.
- Pokaże Ci pokój. - zaprowadził mnie na górę przez białe schody. Na górze był dwa pokoje. Jeden jego - drugi pewnie Wojtka.
Otworzył je, a moim oczom ukazały się piękne, jasne meble. Biała szafa zajmowała większość przedniej ściany. Prócz tego było mało uporządkowane biurko i wielkie łóżko na które zapragnęłam się rzucić.
- Jak masz tu pięknie. - zachwyciłam się stając na jego środku. Rozejrzałam się uważnie i wyjrzałam przez okno. Oślepił mnie blask pobliskiego pioruna.
- Mama Cię nie uczyła, że nie wolno wyglądać poza okno w czasie burzy? - zaśmiał się i lekko je zasłonił żaluzjami.
- Oh nie traktuj mnie jak dziecko. - skrzywiłam się. Ciągle się uśmiechał. Nie warto cały czas tego pisać.
- Lubię po prostu czasem się kimś zająć. - był blisko. Bardzo blisko.
Instynktownie lekko się odsunęłam, ale po chwili domyśliłam się, że wcale nie miał złych zamiarów. Chciał normalnie porozmawiać.
Mój mózg szwankuje.
- Chcesz coś do picia? - zapytał odpalając laptopa. Gdy grzmotnęło podskoczyłam, czego on naszczęście nie widział.
Strasznie bałam się burzy. To wręcz moja fobia. Bałam się jej najbardziej za dziecka, lecz wtedy żył dziadek, który zawsze głaskał mnie po głowie i uspokajał.
Dorastając wcale to nie mijało, a gdy on zniknął z ziemi musiałam nauczyć się siedzieć cicho pod kocem i czekać, aż to okropieństwo minie. Nawet Kuba nie potrafił mnie uspokoić.
Po prostu nie jego uścisk mnie uspokajał.
- Jeśli masz sok pomarańczowy to chętnie. - powiedziałam niepewnie. Kiwnął głową.
- Jasne, tylko zejdę po niego. - pomału opuścił pokój, a ja usłyszałam kolejny grzmot, który odbił się echem po Warszawie. Usiadłam na łóżku i domknęłam oczy.
Może faktycznie to fobia, a nie tylko zwykły strach?
W tamtym momencie musiałam się kontrolować i nie trząść się jak śledź wyciągnięty w wody.
Nie mogę pokazywać mu moich słabości.

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz