9

500 19 0
                                    

Tomek ciągle trzymał delikatnie moją dłoń kreśląc krzywą oś liczbową. Razem siedzieliśmy już ponad dwie godziny, w ogóle nie skupiając się na zadaniach. Pomału zaczynałam go lubić, choć tego nie pokazywałam. Jego spojrzenie skupiało się przede wszystkim na palcach, by nie sprawić mi bólu. Ceniłam go za to.
- Na pewno wiesz, że po lewej stronie od zera są liczby na minusie. - Sprostował, a ja kiwnęłam głową. - To dobrze, bo teraz zaczniemy poważne ćwiczenia.
Przesunął moją prawą rękę na przód kartki i narysował linię, odmierzoną po kratkach. Odważyłam się i mój wzrok umieściłam na nim. Był bardzo blisko, wręcz za, jak na pierwszy raz. Nagle coś we mnie pękło. To negatywne nastawienie, które do niego żywiłam zamieniło się w zwyczajną obojętność. Patrząc na niego nie czułam niczego. Nawet złości.
- Czemu to robisz? - Wyszeptałam. Obrócił twarz w moją stronę zdziwiony. W jego czarnych źrenicach błysnęło światłem pomarańczowym z nutą złota. Promienie z okna padały w sposób nadzwyczajny, nadając kolorytu jego cerze. Piegi stały się jeszcze bardziej widoczne, a usta gładkie i malinowe. Lekko się uśmiechnął.
- Co robię? - Wyglądał jakby ze mnie drwił. Zdenerwowało mnie to.
- Nie znamy się, a ty dotykasz mojej dłoni. Przecież mogłeś iść lub pisać za mnie. - Podniosłam głos o oktawę za wysoko. Gwałtownie stał się zmieszany. Zachowuje się jak świruska!
- Dotykanie ręki jest naturalne. - Próbował się zaśmiać przyjaźnie, co wyszło zbyt
gorzko. - Mówiłem Ci, że musisz wyćwiczyć rękę, dlatego nie piszę za ciebie. Właśnie, chciałabyś, żeby chłopak dotykał cię bez pytania?
- Nie... - Odparłam niemal od razu. Miałam nadzieję, że to zrozumie i przestanie znęcać się nad moim bandażem. Zamiast czystej bieli, stał się plamistym materiałem, całym od niebieskiego tuszu.
- Cóż... to musisz się przyzwyczaić, że tak nie będzie. - Niewinnie przygryz wargę i się zaśmiał. Zmarszczyłam brwi i przestałam zwracać na niego uwagę. Irytacja dała górę. Była tak mocna, że próbowałam samodzielne chwycić za długopis, ale bez skutku. Byłam trochę zawiedziona, że ta obojętność tak szybko zniknęła.
- Przepraszam. - Ochrząknął. - Dokończymy temat i dam Ci już spokój.
- Raczej mojej ręce. - Prychnęłam. Westchnął ciężko zmęczony. Sądziłam, że jego dzień był idealny, jednak teraz zachował się jakby nie mógł już go znieść. Zawahał się zbliżając krzesło.
- Mogę dotknął Pani dłoni? - Zapytał subtelnie pochylając tłów do przodu. Zatrzymało się moje racjonalne myślenie. Krótko odparłam:
- Tak...

Dochodziła późna godzina. Zasiedział się dużej, niż powinien. Oboje ziewnęliśmy zanadto wyczerani na końcowe, najtrudniejsze zadanie.
- Będę się zbierał. - Przeciągnął się i ociężale wstał. Ja także stanęłam na ziemi rozluźniając mięśnie ręki. Tomek napisał nią kilka, całych stron samych bzdetnych działań.
Dzięki niemu zrozumiałam choć jedną trzecią tematu. Reszta dla mojej głowy była niepojęta.
- Miło było. - Uśmiechnął się i gdy podszedł do drzwi, te się otworzyły.
- Już się zbierasz? - Zapytała moja mama. Z wrednej baby przerodziła się w milutką, kochającą matkę. Okropnie niecierpiałam tego sztucznego zachowania. Wywróciłam oczami.
- Późno już. - Naparł na klamkę, kładąc głowę na framudze.
- Zostań chociaż na kolacji. - Proponowała z wielkim uśmiechem.
- Pani nie da się odmówić. - Pokręcił głową.
- Oh kochany. Twoja mama by mnie ukatrupiła, gdybyś przyszedł do domu głodny.

Przy stole udzielali się tylko oni. Ja i Kuba grzebaliśmy w weganskiej zapiekance próbując opanować nerwy. Mama patrzyła na chłopaka maślanymi oczami pełna zainteresowania. Tomek natomiast unikał jakichkolwiek ukratkowych spojrzeń.
- Napijesz się? - Spytała opierając głowę na łokciu.
- Nie piję. - Zmarszczył nos i nabił na widelec pszenny makaron, oblany serem.
- To może herbaty? - Uniosła wymalowane brwi. Nawet one były sztuczne. Wszystko było sztuczne.
- Bardzo chętnie. - Przytaknął, a mama spojrzała na mnie, dodając do głosu nutkę troski.
- Patrysiu, zrobisz jakąś owocową? - Pochyliła się.
- Z wielką przyjemnością. - Odpowiedziałam ironią, na co zaśmiał się Kuba. Ja także cicho zachichotałam. Jedynie mama niczego nie rozumiała. Przysięgam, że w oczach Tomka dostrzegłam pewne uznanie. Może podobało mu się, gdy byłam opryskliwa? Dziwny człowiek.
Po chwili stałam i zagotowałam wodę. Szukając ziół poczułam na sobie wzrok. Dokładnie na moich włosach, związanych w wysokiego kucyka. Zatrzymałam się i dyskretnie odwróciłam głowę. Każdy był zajęty sobą. Żadna osoba nie spoglądała wyżej, niż za swój talerz, prócz mojej zajętej mamy. Wymachiwała rękoma na wszystkie strony, nie patrząc na to, że o mały włos nie przywaliłaby Tomkowi.
Zdezorientowana wróciłam do dawnej czynności.
Znów czułam to uczucie na sobie, ale tym razem nic nie robiłam.
"Nie warto" - Pomyślałam i do kubka wsypałam dwie łyżeczki cukru.
- Dzięki, że zapamiętałaś. - Stwierdził Tomek, a każdy spojrzał w jego strone. Mój brat wyglądał, jakby był gotowy mu przywalić, a moja mama wręcz przeciwnie. W każdym momencie mogła wstać i dać nam błogosławieństwo.
- Też daje dwie łyżeczki cukru, więc nie trudno tego zapomnieć. - Położyłam herbatę obok jego talerza i usiadłam na miejscu. Moja mama się zaśmiała.
- Ja myślałam, że wy tylko korepetycje macie. - Poklepała Tomka po ramieniu, a ten cały poczerwieniał przez dawke adrenaliny.
- Bo mamy. - Przerwałam. Ona nic nie odparła. Po prostu zlała mnie jak na co dzień. Tomek dopasował się do mojej odpowiedzi.
- To prawda. Czasem wychodzimy poza materiał i uczę Patrycję na łyżeczkach cukru. - Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie. Matka udawała wielkie rozbawienie, prawie dławiąc się powietrzem.
- Czego można nauczyć na łyżeczce cukru?
- Proporcji. - Powiedział, a ja nie mogłam zrobić czegokolwiek. Cały czas patrzył na mnie. Nie ruszałam się z miejsca zdumiona. Cukier i proporcje. Co to ma wspólnego?
Ten nagle zaczął tłumaczyć zawzięty, a każdy słuchał, czy było to ciekawe, czy nie. Miał w sobie taką pogodę ducha, że aż żal było nie patrzeć na jego uradowaną twarz. Nawet Kuba słuchał z intrygą.
Gdy skończył, brat kopnął mnie pod stołem nogą.
- Typson jest chory. On umie matematykę. Powiedz mi, jak? - Szepnął mi do ucha, a ja wzruszyłam ramionami.
- Niezły w fachu. - Stwierdziłam nieśmiało. Kuba zabił mnie wzrokiem i zacisnął zęby.
- Palant. - Dodał ostro, a następnie wbił w niego wzrok. Przez chwilę spotkali się ze sobą. Kuba był speszony w porównaniu do radosnego Tomka. W moich oczach prezentowali się jak wulkan i zachód słońca. Jeden miał wybuchnąć, a drugi zwiać i pojawić się znowu. Tak wyraziła bym tą dwójkę na obrazie, w głowie, ale na pewno nie na liczbach. Taki był minus matematyków. - nie myśleli tak twórczo jak humaniści.
- Naprawdę dziękuję za pyszną kolacje. - Tomek wstał i gestem dłoni pożegnał się z każdym. Przystanął dopiero przy mnie wiedząc, że nie może uścisnąć mojej ręki.
- Dowidzenia na kolejnych zajęciach. - Chwycił lekko za bandaż i ucałował go chcąc odkupić ból jaki doznałam podczas godzin spędzonych z nim.
- Na razie. - Wymamrotałam. Wiedział, że ma przewagę.
Skubany...

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz