29

324 11 8
                                    

Perspektywa Kuby
Całą szopkę mogłem uznać za bzdetną jak co roku. Nie było żadnej osoby, która wykazywałaby swoje zainteresowanie ciągłym gadaniem do mikrofonu.
Razem z moją paczką siedzieliśmy w tylnym rzędzie sali. Wszyscy wpatrywaliśmy się zamroczeni w dyrektorkę stojącą przed nami. Miała na sobie czerwoną spódnice sięgającą do kolan. Zawsze wyróżniała się odrębnym stylem, niż inni nauczyciele. Posiadała wiele, bardzo barwnych bluzek, które zmieniała każdego dnia. Na przykład w poniedziałki nosiła wyłącznie zielone. W piątek natomiast różowe. Po kilku latach nauki jest to zauważalne.
Spuściłem wzrok na Janka, który dziwnie schylał się przy grzejniku. Myślałem, że coś mu doskwiera po wczorajszej imprezie, więc odezwałem się:
- Ej, stary? Wszystko w porządku?

Spojrzał na mnie jakby nie zrozumiał o czym mówię. W ręku trzymał zapaloną fajkę, której dym zaczął unosić się w powietrze. Szybko rzuciłem ją na podłogę i zdeptałem.
- Oszalałeś!? - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Pozwalałem mu palić wszędzie gdzie chciał, a nawet sam spróbowałem, lecz babcia wybiła mi to z głowy. Stwierdziła, że jeśli chcę dożyć jej wieku muszę zrezygnować z pewnych rzeczy. Dlatego też, że nie zacząłem nałogu jaki posiadał Janek.
- Chyba ty oszalałeś. Wiesz, że wydałem na to kasę? - oburzył się. Mówiliśmy do siebie szeptem, by nikt poza nami tego nie słyszał.
Miałem ochotę wyjść z nim na zewnątrz i zapomnieć o tamtej sytuacji, lecz wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Musiałem brnąć dalej modląc się, by nauczyciele tego nie zauważyli.
- Nie interesuje mnie ile na to kasy wydałeś. - syczę mrużąc oczy. - Nie w tym miejscu.
- Zamknij się. - prychnął. Usiadł jak zwykle, bardzo luźno, ledwo siedząc na krześle. Przyzwyczaiłem się do jego ciągłych głupich zachowań. Były codziennością, ale go lubiłem i przeżyłem z nim za wiele, by zwracać na to całą swoją uwagę.
- Kotek, co wy tu robicie!? - odwróciłem się w swoją prawą stronę. Olga patrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem. Nie mogłem niczego powiedzieć.
- Ja... - zacząłem niepewnie. - Znaczy on... - ocknąłem się we właściwym momencie czując na sobie wzrok Hanii. Nagle odzyskałem myślenie.  - Opowiem Ci później. Tutaj nie warto.
- Oczywiście kotek. - uśmiechnęła się i skupiła uwagę na nauczycielce. Jeszcze chwilę przyjrzałem się jej asymetrycznej twarzy. Była piękna jak kwiat róży, ale tak samo jak ona potrafiła mnie zranić. W bardzo intymnych sytuacjach często znajdowałem tamtą Olgę, którą zapamiętałem. Czasem wracała, ale nie wiedziałem czy dla mnie.
Hania spuściła wzrok na ręce i zaczęła się nimi bawić. Nie słuchała już nikogo nawet swoich myśli. Nie miałem pojęcia skąd taka nagła zmiana humoru.
Uderzyło ją to, że rozmawiam ze swoją dziewczyną? No away...

Perspektywa Patrycji.
Maks przeglądał niewinnie tindera przeciągając palcem w lewą lub prawą stronę. Ja także miałam ochotę wyjść i mieć to za sobą.
Wakacje były czymś na co czekało się cały rok. Nie miałam już cierpliwości czekać. Naszczęście nadchodził koniec ceremonii.
- Co myślisz o niej? - zapytał Maks przechylając się lekko w moją stronę. Dziewczyna wyglądała na zwyczajną. Ciemne, proste włosy i niebieskie oczy. Kiwnęłam głową.
- Ładna. - określiłam jednym słowem i rozejrzałam się po sali. Chciałam zobaczyć tą złotą burzę włosów oraz morskie oczy, lecz nigdzie ich nie było. Zaczęłam wytężać wzrok.
- Ty, już przestań go tak szukać. - sturchnął mnie w ramię. - Pewnie gdzieś tam jest. Mówiłaś, że Ci się nie podoba.
- Bo nie podoba. - skłamałam. Jego ironiczny uśmiech mówił sam za siebie.
- Ta, ja cię znam dziewczyno. - wywrócił oczami i wrócił do poprzedniej czynności. Po wystąpieniu chórku szkolnego przyszedł czas na ostatnią przemowę dyrektorki. Krzesło aż mnie paliło.
- Moi drodzy uczniowie oraz rodzice tutaj zebrani. Dziękuję za przybycie, jednakże zanim skończymy... - opadłam na oparcie, gdy nagle usłyszałam coś co wywołało u mnie dreszcze na samą myśl. - Chciałabym zaprosić tutaj na środek jednego z naszych utalentowanych uczniów. Chcemy zakończyć ceremonię w sposób inny, niż dotychczas.
Zsunęła się ze sceny i zaprosiła G O. Tomka we własnej osobie. Wyglądał przepięknie w białej koszuli. Zaczęłam się rozpuszczać.
- Matko Boska... - wyszeptał Maks chwytając mnie za ramię. Oboje zapatrzyliśmy się na niego jak tępi.
Podszedł do stojącego z boku fortepianu. Serce prawie wypadło mi z piersi.
- On umie grać!? - kręciło nam się w głowach. Maks zaczął robić zdjęcia i nagrywać filmy.
- Mówił tylko, że potrafi śpiewać... - umilkłam, gdy rozpoczął. Ehem odbił się pierwszy dźwięk nut, a potem kolejny i kolejny. Grał jak najęty, skupiony. Wyglądał jakby widział klawisze po raz pierwszy raz w życiu. Radował się każdym udanym dźwiękiem.
Ochrząknął i przybliżył się do fortepianu zaczynając pierwszą wzrotkę:

Myślałam, że znalazłam drogę
Myślałam, że znalazłam wyjście, (znalazłam)
Ale ty nigdy nie odchodzisz, (nigdy nie odchodzisz)
Więc chyba muszę tutaj zostać

Och, mam nadzieję, że pewnego dnia stąd ucieknę
Nawet jeśli miałoby to potrwać całą noc, czy setki lat
Potrzebuje miejsca aby się ukryć, ale nie mogę znaleźć takiego w pobliżu
Chcę poczuć się żywa, na zewnątrz nie mogę zwalczyć mojego strachu

Czyż to nie urocze, być całkiem samemu
Serce ze szkła, a mój umysł z kamienia
Rozerwij mnie na kawałki, skórę i kości
Cześć, witaj w domu

Chodząc po miasteczku
Szukając lepszego miejsca, (szukając lepszego miejsca)
Coś chodzi mi po głowie
Zawsze wplata się pomiędzy

Ale wiem, że pewnego dnia stąd ucieknę
Nawet jeśli miałoby to potrwać całą noc, czy setki lat
Potrzebuje miejsca aby się ukryć, ale nie mogę znaleźć takiego w pobliżu
Chcę poczuć się żywy, na zewnątrz nie mogę zwalczyć mojego strachu...

W połączonych ze sobą nutach słyszałam pustą nadzieję na lepsze jutro. W pewnym momencie wzrócił wzrok na mnie. Nie tyle ile wołał mnie o pomoc, a coś czego nie potrafiłam określić.

Czyż to nie urocze, być całkiem samemu
Serce ze szkła, a mój umysł z kamienia
Rozerwij mnie na kawałki, skórę i kości
Cześć, witaj w domu*

Nie rozumiałam czy w środku siebie czuje się osamotniony. Może nie ma znajomych, może nie widzi na codzień rodziców... Ale był przecież taki radosny. Tekst piosenki uznałabym za normalny, gdyby nie fakt, że Tomek utożsamiał się z melodią. Był częścią niej i w ten sposób pokazywał co czuje.
Po sali rozniosły się wiwaty i brawa. Lecz my oboje nie byliśmy z nich zadowoleni.
Bo teraz znaliśmy swoje prawdziwe oblicza.

*Billie Eilish - lovely (przetłumaczenie na język polski.)

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz