7

566 19 0
                                    

Nacisnęłam dzwonek Pani Gosi, oczekując aż otworzy drzwi. Kuba stał za mną, przyglądając się zdziczałym kurom. Biegały i próbowały wzbić się w powietrze, co było niemożliwe w ich wypadku.
- I tak skończycie w rosole. Moim najprawdopodobniej. - Powiedział gdy kobieta pojawiła się u progu. Jej podwórko wyglądało jak jedna wielka wieś. Nie zauważył jej, ale ona jego owszem.
- Nie sprzedam ci tych kur ty niewdzięczniku! - Krzyczała piskliwym, irytującym tonem. Oboje wywróciliśmy oczami. Te wrzaski już na nas nie działały. Trzymałam serwetki przed jej tłustą sylwetką, dopóki nie wyrwała mi ich z ręki.
- A ty pewnie z jakimiś chłopakami się szlajałaś znowu dlatego ręka w bandażu! - Nawet gdyby to bolało, byłam gotowa dać jej tą ręką w twarz. Często denerwowały mnie zachowania różnych osób. To jednak już nie moja wina.
- Moja siostra nie jest dziwką. - Zacisnęłam zębt mocno, gdy Kuba wypowiedział te słowa. Zapadła grobowa cisza, która unosiła się nad nami. Brat splutł ręce na wysokości klatki piersiowej, czekając, aż kobieta odda należyte pieniądze.
- Ile to tam kosztować miało... - Wyjęła karteczkę, która wepchana była pomiędzy materiałami. - Ah... Dobrze, poczekajcie chwile. - I zniknęła sprzed oczu.
Ciepła dłoń Kuby opadła przyjaźnie na moje ramię. Ta kobieta nie rozumiała, że posiadałam przyjaciół. Niekoniecznie płci damskiej.

- Stara ropucha. - Rzekł Kuba, gdy byliśmy już w domu. Właśnie oglądałam z nim serial na Netfixie, który zapowiadał się bardzo ciekawie. I zboczono. Nie miałam zamiaru tego oglądać, ale zostałam zmuszona. Po kilku minutach wciągnęłam się tak bardzo, że zapomniałam o incydencie z dzisiaj.
- Nie przypominaj mi o niej. - Zacisnęłam wargi w zamyśleniu. - Przez Wolfiego nie mogę pić herbaty.
- Nie umiesz jedną ręką? - Zaprzeczyłam ruchem głowy. - Nie będę twoją prawą ręką. Zapomnij.
- Wszystko robisz jakbyś miał dwie lewe, więc wolę mieć moją jedną. - Sprostowałam. Babcia postanowiła wypuścić wszystkie koty, więc te bezzastanowienia przybiegły do nas. Lucyfer był już dość stary i zmęczony, więc usiadł mi na kolanach, jak Serafina. Nie mogłam ich głaskać naraz czego pewnie oczekiwali. W zamian otuliłam ich swoim ramieniem. Red była wstydliwa. Widziałam jak niepewnie wchodzi do pokoju i siada pomiędzy mną, a Kubą. Chyba w cieniu czuje się najlepiej. Wolfie za to znęcał się nad starą już kanapą. Obgryzał ją i drapał jak mojego palca.
- Przydałby mu się jakiś drapak. - Powiedziałam patrząc na niego.
- Ale kaktus. - Zaśmiał się Kuba. - Raz na zawsze przestał by obgryzać wszystko i wszystkich.
- Przestań być takim zwyrolem. - Powieki zaczęły ciężko opadać w dół. Nie potrafiłam tego kontrolować. Rozluźniłam mięśnie i wyobraziłam sobie Poniedziałek, który miał nadejść za kilka godzin. Nie chciałam wracać do szkoły. Do matematyki.
- Nie jestem zwyrolem. - Zmarszczył brwi Kuba. Zaśmiał się zbudzając mnie z błogiego nastroju.
- Ktoś tu chyba powinien iść już spać. - Wydłużał denerwująco każdą głoskę, jakby mówił do dziecka.
- Nie prawda. - Próbowałam zaprzeczyć. Długo to nie trwało, bo usnęłam.

Siedziałam jedząc monotonne śniadanie w kuchni. Gdy zasnęłam, Kuba okrył mnie kocem i wyszedł zostawiając mnie z kotami. Przez Serafine na swoim ubraniu miałam tysiące siwych włosów. Mama jeszcze się niezorientowała, ale babcia chciała jej na spokojnie wytłumaczyć co zaszło. Tylko ona miała wpływ na matkę.
- Zrobiłeś dobre naleśniki. - Przytoczyłam idąc ku ścieżce do szkoły. Nienawidziłam ciężkiego plecaka, który dodawał mi niezbętne pięć kilo. Przesadziłam. Wiem, ale miałam wrażenie jakbym naprawdę miała na plecach roczne dziecko.
Kuba natomiast lubił tą ciężkość. Sądził, że to pewien rodzaj treningu dla pleców i nóg. Nie wiem co chciał jeszcze w sobie ćwiczyć. Lada chwila, a wyglądałby jak młodsza wersja Pudziana.
- Prawda? Robię najlepsze jedzenie w mieście. - Podniósł głowę. Pobladł co dostrzegłam na słońcu.
- Co się stało? - Zapytałam wbijając wzrok na dziedziniec. Szła Ola w całej swojej okazałości. Na niedalekiej ławce widziałam Maksa. Mojego przyjaciela.
- Kochanie!!! - Krzyknęła padając mu w ramiona. Kuba próbował być szczęśliwy, co nie było jednak szczere. Nie wypił kawy. Jego spadek po szkole pójdzie maksymalnie w dół.
- Ola... - Przytulił ją i zaczął rozmowę. - Jak weekend?
- Nie uwierzysz! - Podekscytowała się. - Cały dzień rysowałam obrazy. Wiesz ile mi się udało namaliwać? Trzy pełne w tym ciebie!
- Wow! - Powiedział bez przekonania. - Jestem bardzo zmęczony. Możemy iść do automatu? - Sprytny jest...
- Oczywiście! - Wzięła go pod ramię i poszła. Nie wiedziałam kto robił źle. Czy on, bo nie potrafił zerwać, czy ona, bo była tak bardzo natarczywa.
Nie zastanawiałam się długo. To było ich życie. Nie moje.
- Cześć Maks. - Podeszłam do niego, a on wtulił się we mnie. Był niższy o kilka centymetrów. Bez moich wysokich fil. Teraz wydawało mi się, że przewyższam go o głowę.
- Siemka. - Usiadł znowu, a ja obok niego. - Co słychać?
- Nic ciekawego. - Wzruszyłam ramionami. - Mam trzy nowe kociątka i podrażnioną ręke!
- A to przez co? - Zapytał zmieszany. Opowiadałam mu wszystko jak leci. O korepetytorze, o kłótni z mamą, o kotach i o nieszczęsnej dłoni.
- Wyśle ci później notatki w lekcji.
- Co to da jak nie będę mogła ich przepisać. - Nie mogłam pojąć jego zamiarów.
- Ale to nie będzie trwało wieczność, kochana. - Usłyszawszy dzwonek wstał i ruszył do holu. Ja szłam tuż obok. Czułam się w ten sposób bezpiecznie w tłumie nieznanych mi w większości osób.
Nagle zderzyłam się z czymś wielkim na wzór człowieka. Błagałam o jedno, by nie był to Tomek.
- Oh! Cześć! - Powiedział uśmiechnięty jak zawsze. Jego twarz nigdy nie była w stu procentach ponura. Miałam wrażenie, że śmieje się zawsze, nawet gdy świat się wali na jego głowę.
- Cześć. - Chwyciłam ramiączek plecaka i spuściłam wzrok na nasze buty. Posiadał identyczne. Cholibka.
- Przygotuj materiały na Wtorek. - Próbował nawiązać ze mną kontakt. Nieskutecznie. Kiwałam tylko głową i modliłam się w myślach, aby już uciekał na swoje lekcje.
Maks stał obok przyglądając się wszystkiemu. Komentował wszystko twarzą, bo wiedział, że nie może nic powiedzieć. Gdy tamten odszedł powiedział:
- No kochana, ja bym matematykę pokochał na twoim miejscu.

On był Maksem. Ja byłam Patrycją. Tomek był Tomkiem. Niezależnie kto zrobiłby coś na twoim miejscu, nie jest tobą. Nie mogłam dogadać się z mamą odnośnie zajęć z tym chłopakiem. Dlatego zrobię to sama.
Z nim.
I wreszcie będę na swoim miejscu.

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz