10

491 16 2
                                    

Po szkole, późnym południem udałam się do babci z nowymi lekami, przypisanymi przez lekarza. Widziałam je pierwszy raz na oczy, a już mogłam twierdzić, że działały jak witaminy. Typowo białe, prostokątne pudełeczko wypchane po brzegi malutkimi tableteczkami, które kosztowały nas fortunę. Chciałam, by był lek który faktycznie pomógłby mojej babci.  Te jedynie miały uśmierzyć ból w sercu i w skruszonych kościach. Bałam się starości jak niczego innego. Ten czas to oczekiwanie na koniec ostateczny.
Gdy weszłam do pokoju dostrzegłam jej postać, która patrzyła rozmazanymi oczami w okno. Przypominała mi małą dziewczynkę jaką byłam kiedyś ja. Czekałam, aż dziadek wróci z pracy i pogra ze mną w szachy. Choć był strasznie zmęczony, zawsze poświęcał swój czas. Kuba nie przebywał z nim tak często. Wolał bawić się z kolegami. Jak bardzo za nim tęsknie...
- Przygotuj się, bo Tomek już jedzie. - Szepnęła wystawiając dłoń, ku drodze pod domem. Faktycznie wyjechał swoim nieznanym mi czarnym autem z miasta i kierował się na nasze malutkie osiedle. Przybierałam nerwowo nogami, próbując powstrzymać złość do matki. To przez nią musiałam zmagać się z tym człowiekiem.
- Ja też z dziadkiem długo się nie lubiliśmy. - Obróciła się w moją stronę pełna ciepłego uśmiechu. Pogodziła się z wielką stratą, jaką musiała zaakceptować rok temu. Prócz mojej matki, każdy ubolewał i pocieszał babcie, choć my także tego potrzebowaliśmy.
- Co masz na myśli? - Wyprostowałam się i przestałam wierzgać dolnymi kończynami. Babcia nie spuszczając ze mnie wzroku, przetarła pomarszczone czoło.
- Nie udawaj Patryciu, że Tomasz jest ci obojętny. - Zaczęła. Nie dałam żadnej reakcji, bo byłam tak zamroczona, że czekałam tylko na to, kiedy powie coś więcej. - Ja z dziadkiem byliśmy największymi wrogami. Pewnego razu okazał taką czułość wobec mnie, że bez pamięci uwielbiłam go.
- Co zrobił? - Usiadłam na łóżku głaszcząc Lucyfera. Kociątka spały w legowisku w razie, gdyby matka wróciła wcześniej z pracy.
- Uratował mi życie. - Zaśmiała się. - Ale o tym powiem Ci kiedy indziej.
- Kuba też nie lubi Tomka. - Zmieniłam pospiesznie temat. Miałam nadzieję, że nie usłyszy ona dzwonka, który dobiegł nas z dołu.
- Rozmawiałam z nim o tym. - Przytaknęła głową. - Kazałam mu pokazać swoją dojrzałość. Jego miłość do Olgi nawet nie istniała. A teraz idź i otwórz drzwi Tomkowi. Może on także pomoże Ci w ciężkiej chwili.
Westchnęłam niezadowolona i zeszłam z Lucyferem w dół. Zdawał się być głodnym, więc postanowiłam go nakarmić, gdy ugoszczę Tomka. Zatrzymałam lewą rękę na klamce i zawahałam się. Może odjedzie, albo będzie zrezygnowany moim ciągłym zachowaniem? Czułam jednak, że nie mogę porzucić go jak śmiecia.
- Cześć! - Przywitał się i zapytał. - Jak ręka?
- Nie jest źle. - Stwierdziłam i wpuściłam go do środka. - Poczekasz chwilę? Muszę nakarmić Lucyfera.
- Kogo? - Zmarszczył brwi i spojrzał w dół. Ten łasił się do jego nóg. - To jest Lucyfer?
- Tak. - Nim dążyłam zrobić cokolwiek, Tomek chwycił kota i przyjrzał mu się uważnie. Wyglądał na zauroczonego, a wręcz zakochanego.
- Jaki jesteś piękny! - Uśmiechnął się szeroko i puścił go wolno. - Mogę nakarmić go z tobą?
- Jeśli chcesz... - Wzruszyłam ramionami i ruszyliśmy do kuchni. Jak myślałam sfinks siedział na przeciw swojej musztardowej miski. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam puszkę konserwy.
- Mojemu kotu też daję konserwy. - Powiedział. Nic nie rzekłam na ten fakt, bo wydawał mi się niepotrzebny. Po raz pierwszy od kilku lat trafiła mi się puszka tak trudna do otwarcia, że nie mogłam nic z nią zrobić. Próbowałam otworzyć ją jeszcze kilka razy, aż wymiękłam i odłożyłam ją na blat.
- Pomogę. - Zachichotał niskim głosem i bez większego wysiłku ściągnął wieczko. Następnie wsypał ją do miski i uchylił okno. - Ten zapach jest okropny.
- Zgodzę się. - Założyłam jeden kosmyk za ucho, odkrywając moją twarz. Przystanął i spojrzał na mnie. Czułam się dziwnie bezpiecznie. Jego wzrok skupiał się na mojej twarzy. I jedynie na niej. Mój natomiast wędrował po podłodze, szukając mentalnego schronienia. Nasłuchiwałam muzyki jaką włączył Kuba na małym głośniczku. Była słyszalna w całym domu i to ona wyrwała nas z niezręcznego spotkania.
- Przygotowałaś materiał, prawda?

Moja mama nie wracała z pracy bardzo długo. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ mogłam decydować sama za siebie. Trochę spokoju przyda się domownikom.
Tomek specjalnie dla mnie kupił większy długopis, by pisało się wygodniej. Niby błacha rzecz, a jednak zrobiło mi się miło. Pomyślał o mnie.
- Więc, aby podzielić ułamki...
- Musimy w drugim ułamku zamienić licznik z mianownikiem i wszystko pomnożyć.
- Dobrze... - Zmarszczył brwi i uśmiechnął się z dezaprobatą. - Czyli powtórkę z czwartej klasy podstawówki masz zaliczoną.
- Chociaż tyle. - Oparłam się o oparcie krzesła i poprawiłam bandaż.
- Mogę zobaczyć? - Spytał.
- Co zobaczyć?
- Twoją dłoń. - Rzekł pewnie. Zanim podjęłam inicjatywę, pomału plątałam materiał.
- To wygląda obrzydliwie.
- Nie szkodzi. - Chwycił ją prawie nie wyczuwalnie. Patrzyłam na jego zaciekawienie malujące się na twarzy. Podniósł moją rękę, by  ściągnąć bandaż.
Poczułam jak palce rozluźniają się, a na skórze odczułam powiew zimnego wiatru. Ból sprawiało mi napięcie w mięśniach.
Tomek nic nie mówił. Okręcał moim nadgarstkiem, przyglądając się. Faktycznie nie wyglądała, aż tak źle. Większość zadrapań zrosła się, zostawiając cieniutkie blizny, które zauważalne były z bliska. Opuszki palców miałam ciągle czerwone, ale nie opuchnięte.
- To wygląda jakby podrapał Cię kot... - Stwierdził, trzymając moją dłoń w swojej. Drugą przejeżdżał po bliznach. Łaskotało mnie to, przez co się delikatnie uśmiechnęłam.
- Wolfie to kociątko. - Powiedziałam, a ten znów spojrzał na mnie swoim przeszywającym wzrokiem.
- To wszystko wyjaśnia. - Jeszcze raz zbadał rękę i związał ją sztywno. - Do wesela się zagoi.
- Mam nadzieję. - Po raz pierwszy szczerze się do niego uśmiechnęłam.


Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz