83.

1.9K 70 0
                                    

Rano obudziłam się jako pierwsza. Cichaczem wyszłam spod kołdry i nie mogąc się powstrzymać cmoknęłam Davida w skroń, a Anayę w czółko. Tak niesamowicie słodko wyglądali, gdy spali obok siebie. Nie mogę uwierzyć, że niegdyś niemożliwa dla mnie rzecz, całkiem niedawno moje marzenie, teraz jest rzeczywistością. Moje marzenie leży przede mną i słodko śpi. Jedno i drugie marzenie. Cicho wydostałam się z sypialni i poszłam do kuchni, by coś zjeść. Miałam ochotę jęczeć z rozkoszy, gdy moje bose, rozgrzane stopy spotykały się z chłodnymi płytkami i panelami. Przysięgam, że śpiąc z Davidem i Anayą pod jedną kołdrą czułam się niczym kurczak podczas obróbki termicznej. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej jogurt i owoce. Głównie maliny i jagody. Wyjęłam jogurt do miski i posypałam płatkami zbożowymi, na koniec przyozdobiłam świeżymi owocami. Z gotowym posiłkiem ruszyłam w stronę salonu i niczego nieświadoma rzuciłam się na kanapę tak, jak zwykle. Dziś jednak spotkało się to z niezadowolonym jękiem i poruszaniem się kołdry. 

-Boże Rey!- jak poparzona gwałtownie podniosłam się i spojrzałam na przyjaciółkę, wsadzając sobie przy okazji ogromną łyżkę czegoś ala musli do ust. 

-Jezu Katy...-mruknęła zaspana. W tym momencie przypomniałam sobie w jakim stanie wczoraj stanęła w drzwiach mojego mieszkania i przecież ona jest w ciąży!- Czy poranek w twoim domu zawsze tak wygląda? W takim razie współczuję Davidowi...

-Nie, nie zawsze. Nic ci się nie stało? Strasznie cię przepraszam, po prostu wczoraj tyle się działo i ja...

-Dobra już się nie tłumacz okej?-podniosła się i spojrzała na mnie. Powiem szczerze, że wcale nie wyglądała tak źle. Miała jedynie podbite oko i rozciętą wargę.- Nic mi nie jest. 

-No, a jak się czujesz? W końcu jesteś w ciąży.

-Tak...-wyglądała jakby moje słowa były dobrym powodem, by pogrążyć się w melancholii. Usiadłam koło niej, nie spuszczając z niej wzroku i nie przestając jeść- Wiesz, dość sporo wczoraj myślałam nad tym co się stało. 

-Tak? I doszłaś do jakiegokolwiek wniosku? Czy skończyło się jak zwykle?

-Tak. Doszłam.- nie chciałam jej nic mówić, bo widziałam, że już jest trochę poirytowana- Doszłam do wniosku, że chcę urodzić i wychować to dziecko. Nawet choćbym miała to zrobić sama. A Lukowi na pewno nie wybaczę. Zobacz, jak ja przez niego wyglądam. 

-Nie tak źle.-wzruszyłam ramionami

-Serio?

-Tam jest lusterko. Sama zobacz...-wskazałam na małą szafkę obok kanapy. Dziewczyna wzięła je i przejrzała się dokładnie, po czym wzdychając odłożyła je na miejsce.- I z dzieckiem na pewno sama nie zostaniesz. Pomogę ci. 

-Dzięki Katy.-uśmiechnęła się i przytuliła mnie, co oczywiście odwzajemniłam.- Wiesz, chciałabym jednak iść do lekarza. Sprawdzić czy z dzieckiem na pewno wszystko dobrze. 

-Jasne, pójdę z tobą. Poczekaj tylko, przyniosę ci jakieś ubrania i kosmetyki.- wcisnęłam jej w ręce prawie pustą miskę- Możesz dojeść...

-Resztki?

-Słonie chyba nie są pod ochroną, nie? Więc nie trzeba ich dokarmiać...

I'm Rich BitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz