24.

3.1K 91 3
                                    

Dziś dzień przedstawiania projektu. Nie ważne, że po wczorajszym spotkaniu nie mogłam spać całą noc i teraz będę wyglądać jak zombie. I tak muszę stawić czoła szkole, więc wstałam z łóżka i pokierowałam się do łazienki. Stojąc przed lustrem stwierdziłam, że nie chcę już w nie patrzeć. Miałam jeszcze trochę czasu więc postanowiłam wziąć prysznic, by choć trochę się orzeźwić. Wmasowałam w moje ciało różne żele pod prysznic, które na etykiecie miały napis 'pobudza' i faktycznie poczułam się odrobinę lepiej. Kiedy poczułam się dostatecznie czysta owinęłam swoje ciało ręcznikiem i wysuszyłam moje włosy. Swoją drogą powinnam się wybrać do fryzjera. Poszłam do pokoju, by przygotować sobie ubrania na dzisiejszy dzień. Ostatecznie wybrałam czarne kabaretki, ogrodniczki, białą koszulkę z długim rękawem i białe trampki. Kiedy już się ubrałam, umalowałam i uczesałam wzięłam plecak i zeszłam na dół w poszukiwaniu kluczyków do samochodu. Nie muszę chyba opisywać mojego rozczarowania kiedy ich nie znalazłam. Westchnęłam głośno zdając sobie sprawę, że jestem zmuszona na pieszy spacer. Zamknęłam dom i wyszłam na ulicę. Moje szczęście już od samego rana dawało o sobie znać poprzez silny wiatr, który akurat zerwał liść z palmy naprzeciw której stałam. Liściem tym dostałam w głowę i się wywaliłam. Jeszcze gdyby tego było mało jeden z Airpodsów, które miałam akurat wkładać do uszu, wypadł mi na ulicę i został zmiażdżony pod kołami przejeżdżającego samochodu. Jęknęłam zrezygnowana i padłam na plecy. Wpatrywałam się w bezchmurne niebo Kalifornii. Wprost cudowny widok, szkoda, że nie dla mnie. Przymknęłam oczy nie zważając na fakt, że za chwilę mogę zginąć pod kołami jakiegoś samochodu. Poleżałam chwilę, aż w końcu zdecydowałam się otworzyć oczy. Z początku nic nie widziałam, ale kiedy tylko obraz się zaostrzył odskoczyłam i od razu usiadłam. 

-Boże! Myślałem, że zemdlałaś...-powiedział łapiąc się ręką w okolicy serca i siadając na chodniku

-David?! Skąd ty się tu wziąłeś?!

-No...-westchnął i ręką wskazał w prawą stronę. Spojrzałam tam i faktycznie zobaczyłam jego granatowe Maserati. -...codziennie tędy jeżdżę. Jakoś cztery kilometry od twojej szkoły jest moja uczelnia...

-Dobrze wiedzieć...-podrapałam się po karku

-Można wiedzieć dlaczego leżysz na chodniku?

-No bo...Mam pecha okej?! Dostałam liściem i moja słuchawka wpadła pod samochód...

Na jego wiecznie spokojnej twarzy wymalowało się zdziwienie, rozbawienie i chyba trochę kpina. W końcu złapał się za brzuch i wybuchnął niepohamowanym, głośnym śmiechem. 

-Dostałaś...palmą?- zapytał śmiejąc się 

-Liściem palmy...-poprawiłam go

Kiedy w końcu David przestał się dusić powietrzem i śmiać się siedział tylko naprzeciw mnie i przyglądał mi się rozbawiony. W końcu wstał i pomógł wstać również mi. Cóż za gentelman. Swoją drogą ciekawy zbieg okoliczności. Akurat tą drogą jeździ tak?

-Podwieźć cię?- zapytał wciąż rozbawiony 

-Tak...-odpowiedziałam bez owijania w bawełnę i wsiadłam do jego samochodu. David pokręcił głową z rozbawieniem i również posadził się na miejscu kierowcy. 

Cóż za niesamowity zbieg okoliczności...

Uwaga, bo uwierzę! 

I'm Rich BitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz