*Pov Jade*
Siedząc na matematyce, w ogóle nie mogłam się skupić. Moje myśli krążyły dosłownie wokół wszystkiego tylko nie wokół równań różniczkowych. Doszłam do wniosku, że i tak nic dzisiaj z tej szkoły i z lekcji pożytecznego nie wyniosę, dlatego postanowiłam trochę skrócić sobie te męczarnie. Po dzwonku skierowałam się do szafki po swoją skórzaną kurtkę i już miałam ruszyć w kierunku drzwi, kiedy poczułam, jak ktoś łapie moją dłoń.
- Wybierasz się gdzieś? - po głosie wiedziałam, że to Perrie, dlatego odwróciłam głowę w jej stronę, powoli nachyliłam się nad jej uchem i wyszeptałam, krótkie tak.
- Przecież mamy jeszcze kilka lekcji.
-No wiem i co z tego? I tak nie mogę się skupić dzisiaj na niczym, więc raczej nic mi to nie da, jak zostanę. A tak będę miała więcej czasu, żeby przygotować się na wieczorną imprezę. - powiedziałam i puściłam dziewczynie oczko. - Chcesz iść ze mną?
-Ja no nie wiem, chyba zostanę. - odpowiada cicho.
- No tak panna idealna, musi zostać. - powiedziałam słodkim głosem.
- Nie mów tak. Chyba wiesz, jaka jest moja sytuacja. - odpowiada tak cicho, że ledwo ją słyszę.
- Wiem, ale sama mówiłaś, że chcesz zacząć żyć własnym życiem. Może już pora, co? Zresztą co ja będę Ci dawać rady, nie jestem dla ciebie nikim ważnym. Nie będę cię namawiać to twoja decyzja. - powiedziałam i spojrzałam w dół, dopiero teraz zorientowałam się, że przez ten cały czas Perrie trzyma moją dłoń.
- Jesteś moją przyjaciółką, przynajmniej tak myślałam. - odpowiada i patrzy mi prosto w oczy.
- Serio mówisz? - pytam zdziwiona, a ona tylko kiwa głową. - Wiesz, nie wiedziałam, że już ze znajomych z klasy przeszłyśmy na poziom przyjaciółek. W sensie cieszę się z tego, tylko myślałam, że za krótko się znamy i nooo wiesz, o co mi chodzi.
-Wiem, wiem. Posłuchaj, dla mnie to nie jest ważne, ile się znamy i jak dużo o sobie wiemy. Znamy się dopiero parę tygodni, a już zrobiłaś dla mnie więcej niż moi znajomi przez kilka lat znajomości.
-Oh to dobrze. A teraz przyjaciółko, muszę iść, bo chce wyjść, zanim zadzwoni dzwonek na lekcje.
Nie chętnie uwolniłam swoją dłoń, a następnie obróciłam się i ruszyłam do drzwi. Przeszłam przez nie i wolnym krokiem ruszyłam chodnikiem przed siebie. Nie musiałam długo czekać, żeby usłyszeć za sobą kroki. Powoli na mojej twarzy pojawił się głupi uśmieszek, który szybko ukryłam, kiedy usłyszałam jak Perrie woła, żebym się zatrzymała.
- Jednak się zdecydowałaś? - pytam.
- Tak. Doszłam do wniosku, że pora zacząć żyć, tak jak ja chcę, a nie jak chcą inni. Koniec z byciem idealną. Teraz wszystko się zmieni. - mówi dumnie blondynka.
- Jesteś pewna? Nie chcę, żebyś potem żałowała, albo żebyś miała jakieś kłopoty. Bo nie o to w tym wszystkim chodzi. - mówię.
-Tak, jestem pewna. I tak jakbym była w jakichś kłopotach to mi pomożesz.
-Pewnie. - mówię, a Perrie łapię moją dłoń i ciągnie mnie w stronę szkolnego parkingu.
-Przyjechałam dzisiaj samochodem mamy, więc nie musisz iść na przystanek. Pojedziemy do galerii, a potem odwiozę Cię do domu.
Droga do galerii ze szkoły wcale nie była taka długa, zajęła nam jakieś 15 minut. Tak naprawdę nie chciałam tu przyjeżdżać, bo i tak nie planowałam kupować jakichś ciuchów na imprezę, bo po co się tak stroić? I tak wszyscy pewnie będą pijani i nie będą pamiętać, jak wyglądałam. Jednak Perrie zaplanowała sobie małe zakupy, więc ja dotrzymałam jej towarzystwa. No nie powiem, chodzenie z blondynką zmęczyło mnie bardziej niż zajęcia WF-u. Ledwo weszła do jednego sklepu, to zaraz z niego wybiegała, bo w sklepie naprzeciwko zobaczyła coś ładniejszego, i tak przez jakąś godzinę. Kiedy w końcu kupiła sukienkę, która swoją drogą była naprawdę śliczna, poszłyśmy coś zjeść. Przez ten cały czas dużo rozmawiałyśmy i czas mijał nam bardzo radośnie i przyjemnie.
Po wyjściu z restauracji byłam pewna, że Perrie odwiezie mnie teraz do domu, jednak jak się okazało, nie było tego jeszcze w planach dziewczyny. Mieszkałam w tym mieście już jakiś czas, ale rzadko kiedy wychodziłam z domu, żeby jakoś bardziej je zwiedzić, dlatego nie miałam zielonego pojęcia, gdzie Perrie mnie wiozła. Jechałyśmy jakiś czas przez miasto, a później wjechałyśmy w jakąś polną drogę, potem jechałyśmy lasem i serio coraz ciekawsza byłam, gdzie ona mnie zabiera. Jak się okazało, dojechałyśmy do jakiegoś stawu czy jeziora, nie byłam pewna, co to jest.
Perrie wyszła z samochodu i bez słowa ruszyła przed siebie, nawet nie oglądnęła się za siebie, żeby sprawdzić, czy idę za nią. Myślałam, że idzie coś sprawdzić i zaraz wróci, jednak ona oddalała się ode mnie coraz bardziej, więc pobiegłam za nią. Kiedy nasze kroki się zrównały, dziewczyna zaczęła opowiadać mi co to za miejsce. Powiedziała, że odkryła je jakoś dwa lata temu i zazwyczaj przyjeżdża tutaj, gdy chce być sama, pomyśleć nad czymś, zrelaksować się i odpocząć.
- Nikt nie wie o tym miejscu, dlatego proszę, nie mów o nim nikomu, dobrze? - powiedziała i w końcu odwróciła się do mnie i spojrzała mi w oczy.
- Dobrze, nie ma problemu. Tylko czemu akurat mi postanowiłaś powiedzieć o nim? - zapytałam cicho.
- Nie wiem, po prostu chciałam się z kimś tym podzielić, no i padło na ciebie. - uśmiechnęła się i opadła na ziemię.
Zrobiłam to samo i zaczęłam się rozglądać dookoła. Było tu mega spokojnie, kilku młodych ludzi spacerowało po niedługim moście, kilku siedziało na trawie, a jeszcze kilku stało przy budce z lodami.
- Pezz mogę Cię o coś zapytać. - przerwałam panującą ciszę i spojrzałam na dziewczynę.
- Tak, jasne. - odpowiedziała.
- Jak to jest z Tobą i Zaynem? Chodzi mi o to, że od kilku dni dziwnie się przy nim zachowujesz. On cię przytula, ty się odsuwasz, uśmiechasz się smutno przy nim, unikasz go czasami na korytarzu. A tak zawsze wyglądaliście na szczęśliwych, zakochanych i w ogóle, a później zaczęłam zauważać te szczegóły... Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.
- Ehh nasza relacja jest dosyć skomplikowana. Wiem, że na pierwszy rzut oka wygląda, jakbyśmy świata poza sobą nie widzieli, ale Ci, co przebywają bliżej nas, widzą więcej. Zayn jest typem buntownika, imprezowicza, flirciarza więc mimo tego, że czuję się z nim dobrze, przeszkadzają mi nieco te cechy. Czasami przy mnie flirtuje z innymi dziewczynami, co nieco mnie smuci. Czasami, gdy na imprezach upije się, przyłapuje go na całowaniu się z innymi dziewczynami lub obmacywaniu ich. Oczywiście na następny dzień on tego nie pamięta, ale i tak mnie przeprasza i mówi, że to się więcej nie powtórzy, a ja jak głupia wierze i mu wybaczam. - dziewczyna bierze drżący oddech i wbija wzrok w niebo.
- Przykro mi Pezz... Nie myślałaś o zakończeniu tego związku?
- Myślałam i to wiele razy. Ale nie mogę się przełamać. Za każdym razem, kiedy jestem gotowa zrobić ten krok, słyszę o tym, jak idealni dla siebie jesteśmy, widzę jego uśmiech i moje serce pęka. - spogląda na mnie i widzę, jak pojedyncza łza spływa po jej policzku.
Nie kontrolując swoich ruchów, nachylam się w jej stronę, podnoszę rękę i delikatnie ścieram jej łzę z policzka. Moje spojrzenie znów skrzyżowało się z jej. Moja dłoń nadal była na jej policzku, serce zaczęło mi bić szybciej, w brzuchu znów poczułam to dziwne uczucie. Perrie delikatnie się uśmiechnęła, jednak nie odsunęła się ode mnie. Spędziłyśmy w tej pozycji parę dobrych chwil, po których dziewczyna, powiedziała, że powinnyśmy już jechać, żeby zdążyć, uszykować się na wieczór.
Zaproponowałam jej, że jeśli chce to może przygotować się u mnie i wtedy będziemy mogły razem jechać. Ucieszyłam się, kiedy zgodziła się na ten pomysł, dlatego też bez przeciągania wróciłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do mnie.

CZYTASZ
Everything Has Changed || Jerrie
RomantizmPerrie Louise Edwards - popularna, dobrze ucząca się nastolatka. Kapitan szkolnej drużyny cheerleaderskiej i przewodnicząca szkoła. Dziewczyna ma wszystko o czym każda zwykła nastolatka może pomarzyć, wspaniały chłopak, cudowne przyjaciółki i bajecz...