Płatki czekoladowe z mlekiem, sok pomarańczowy oraz dwie grzanki z serem. To właśnie z samego rana przygotowała sobie Veronica.
Wczoraj postanowiła odpuścić sobie picie alkoholu tak samo jak niebieskooki Tom czy Robert - ale to oczywiste ze względu na dawne uzależnienie mężczyzny.
W ten słoneczny poranek wstała najwcześniej i postanowiła posprzątać, aby Elizabeth z powrotem nie miała do wszystkich - prócz czarnookiej- pretensji.
Mimo, iż minęło już trochę czasu od wyczyszczenia domu, brunetka nadal samotnie krzątała się po pomieszczeniu.
Podczas spożywania przygotowanego przez siebie posiłku usłyszała kroki w domu.
- To ty posprzątałaś? - zapytał, tak jak mogła się domyśleć, Tom który odpuścił sobie wczoraj alkohol.
- Tak, nie chcę aby znów Lilibeth wymyślała jakiekolwiek tortury na tych trupach - powiedziała cicho, przez zmęczenie które tego dnia opanowało jej ciało.
- No tak, ostatnim razem nie było zbyt miło - zaśmiał się Tom co kobieta natychmiast odwzajemniła
- Chcesz coś do jedzenia to mogę Ci zrobić - uśmiechnęła się patrząc jak mężczyzna rozciąga się, kierując wzrok na jej talerz.
- Spokojnie dam sobie radę.
Brunetka w odpowiedzi kiwnęła lekko głową, posyłając aktorowi uśmiech, który od razu został odwzajemniony.
W pomieszczeniu nastała cisza, w której każdy z nich zanurzył się w swoich myślach. Brunetka zastanawiała się jak radzą sobie bez niej w pracy, zwłaszcza jak czuje się jej podopieczny.
Jakiś czas temu dostała pod swoją opiekę małego labradora. Był on bity przez swoich, byłych już, właścicieli a przez to, że musiał przejść parę skomplikowanych operacji został w klinice zamiast udać się do schroniska.
Dwudziestopięciolatka bardzo polubiła szczeniaka, ale niestety ze względu na swojego kota nie mogła go przygarnąć. Minęły już dwa tygodnie, a wszyscy ludzie, którzy przychodili aby go poznać, rezygnowali ponieważ pies miał traumę i bał się innych. Nie potrafiła zrozumieć, że ktoś z takiego względu odtrąca zwierzę, przecież to wiadome, że on potrzebuje czasu aby zaufać człowiekowi.
Z zamyśleń wyrwał ją Tom, który coś do niej mówił.
- O czym tak myślisz?
- O niczym ważnym - uśmiechnęła się lekko do chłopaka
- Wyglądasz na zmartwioną, więc jednak coś musi się dziać
Kobieta po chwili postanowiła opowiedzieć mu całą historię psa, jak i niesprawiedliwego traktowania go przez ludzi. Opowiadając chłopakowi te przykre zdarzenia miała łzy w oczach. Osoby, które znały ją bliżej wiedziały, że do zwierząt ma o wiele więcej empatii niż w stosunku do ludzi.
- Ostatnio moja siostra mówiła coś o adopcji psa, jak chcesz to mogę jej zapytać czy byłaby chętna. Wyjaśnię jej też sytuację, żeby potem nie było kolejnych zawodów - powiedział niebieskooki, łapiąc dziewczynę za rękę i delikatnie gładząc kciukiem. Kiedy zobaczył wzruszenie i przejęcie kobiety gdy opowiadała mu całe wydarzenie, jej nastrój przeszedł również na niego. Przeszło mu także przez myśl, że kobieta jest idealną osobą na idealnym stanowisku, gdyż na pierwszy rzut oka widać jak bardzo przejmuje się losem zwierząt.
- Naprawdę?
- Oczywiście, jak zjem to mogę do niej zadzwonić w tej sprawie, myślę że powinna się zgodzić
- Dziękuję, naprawdę nie wiesz ile to dla mnie znaczy
- Nie ma najmniejszego problemu, przecież to tylko niewinny szczeniak, zasługuje na dobre życie. Ja sam przygarnąłem psa, który nie miał ciekawej przeszłości
- Masz psa? - uśmiechnęła się do mężczyzny, a jej chumor zaczął się stopniowo poprawiać
- Tak, czekoladowy koker. Znalazłem go na ulicy, nadal nie wiem co tam robił, ale był bardzo przerażony. W pierwszej kolejności zabrałem go do weterynarza, zapytał mnie czy wezmę go do domu czy ma dzwonić do schroniska. Stwierdziłem, że czemu by nie, przecież nie mam żadnych przeciwskazań do tego mam dużo miejsca w domu, nie muszę się nikogo pytać o zdanie. No i wyszło na to, że Bobby mieszka ze mną od pięciu lat i jest moim najlepszym przyjacielem.
- Dobrze zrobiłeś, każde zwierzę zasługuje na dobre życie z kochającym właścicielem. Ja mam na przykład kota, zwykły czarno-biały dachowiec. Mam go odkąd skończyłam szesnaście lat, moja mama nie chciała żadnego zwierzęcia po tym jak nasza kotka zginęła przez potrącenie samochodem. A ja wracając raz ze sklepu spotakałam stare znajome, które powiedziały mi że mają kota do oddania, inaczej wyląduje on na ulicy. Nie zastanawiałam się w ogóle, po chwili do domu niosłam małego kociaka, a w głowie miałam już ułożoną historię dla mamy. Do tej pory myśli, że wbiegłam na ulicę aby nie potrąciło go żadne auto. Od tego wydarzenia jest on ze mną zawsze, zabrałam go ze sobą nawet tutaj z Włoch.
- A jak się wabi?
- Monte - zaśmiała się kobieta - długo zastanawiałam się jak mogłabym go nazwać te imię przeszło mi tylko przez myśl. Ale kiedy poszłam do weterynarza i kazał mi on podać jego imię to było pierwsze co mi przyszło gdy na niego spojrzałam. Nie mam pojęcia czemu
- Ciekawe imię, nie powiem - zaśmiał się razem z brunetką
- A co wam tak wesoło? - spytała Elizabeth wchodząc do kuchni
- Nie ważne, po prostu bądźcie ciszej - wtrącił szybko chłopak przedmówczyni, który jak zwykle przy złym samopoczuciu czepia się wszystkich i wszystkiego. Miał szczęście, że każdy rozumiał iż było to tylko chwilowe zachowanie i za niedługo zmieni się w potulną, cynamonową bułeczkę.
- Trzeba było nie pić! - krzyknęła Veronica prosto do ucha Tom'a, po tym jak usiadł obok niej.
W geście sprzeciwu usłyszała nie jeden, a parę jęków.
- No tak, zombiaki wstają po dziesiątej- powiedziała zaraz po tym jak dostrzegła kolejne cztery skacowane twarzyczki.
CZYTASZ
Lasagne & Tea || Tom Hiddleston
Fanfiction25-letnia Veronica to samotna weterynarz mieszkająca w Londynie. Rodzina dziewczyny mieszka w jej ojczystym kraju - Włoszech. Jedyna bliska jej osoba, która znajduje się niedaleko, to jej najlepsza przyjaciółka - trzy lata młodsza Elizabeth. Jest on...