Rozdział XXVI

1K 74 15
                                    

- Może gdzieś wyjedziemy na jakiś czas? - zapytał Tom, przytulając Liz do swojej klatki piersiowej, podczas gdy dziewczyna wciąż siedziała mu na kolanach. - Co ty na to?

- Mam studia i pracę - mruknęła, bawiąc się materiałem jego czerwonej koszuli w kratę. Zmieniła swoją pozycję i wciąż siedząc na mężczyźnie, wystawiła swoje nogi za podłokietnik fotela.

- Weźmiesz wolne - powiedziała Veronica, wzruszając ramionami i z lekkim uśmiechem przyglądając się parze. Kiedy tylko blondynka wyszła z jej domu, rzucając w jej stronę paroma przezwiskami, wszystkie negatywne emocje opuściły jej umysł i ciało, pozostawiając jedynie zmęczenie. - Dwa tygodnie nic ci nie zrobią, a zawsze możesz, poświęć dwie godziny dziennie na naukę - posłała w jej stronę przyjazny uśmiech, wiedząc, że Elizabeth i tak ulegnie wizji relaksujących, przedwczesnych wakacji.

- No może macie rację - niezbyt udolnie próbowała zatrzymać cisnący się jej na usta uśmiech, który po chwili ukazał się w całej okazałości.

- Na pewno mają. Tom musi ci się odwdzięczyć - zaśmiał się blondyn i popijając swój ulubiony napój, przyjrzał się dziewczynie - Miałaś trochę nerwów ostatnio, wiesz praca, studia jeszcze doszła do tego Olivia - przechylił głowę delikatnie w bok, wygodniej układając się na wielkiej kanapie.

- Zapomniałbym - odchrząknął młody aktor, przyglądając się czarnookiej oraz jego przedmówcy - Dziękuje, że pokazaliście mi całą intrygę Olivii. - przeczesał nerwowo swoje ciemne loki ręką, która lekko drżała przez całą sytuację - Już drugi raz dałem się nabrać i już drugi raz każdy widział jej kłamstwa oprócz mnie.

- Ja tak naprawdę nic nie zrobiłem - wzruszył ramionami Hiddleston, łącząc swoje ręce, leżące na jego udzie - Veronica wszystko wymyśliła, ja robiłem tylko to, co kazała - zaśmiał się, patrząc na brunetkę, która uśmiechając się szeroko, przechyliła głowę w bok. Po chwili jednak parsknęła cichym śmiechem i kręcąc głową, spuściła wzrok na swoje kolana.

- Mi by nic nie powiedzieli w tej firmie - posłała mu znaczące spojrzenie, mówiące, że tak naprawdę to on był najważniejszą częścią planu - Ważniejsza jest osoba, która wykona daną czynność, a nie ta, która będzie kazała ją zrobić.

- Od kiedy ty jesteś skromna - prychnęła niebieskooka i sięgając ręką w stronę stołu, wzięła z niego jedno kruche ciastko z kawałkami czekolady. Uniosła lekko dłoń, po czym kierując ją w stronę swoich ust, wgryzła się w kruszonkę, cały czas się uśmiechając.

Przez chwilę w salonie nastała cisza, zupełnie niepodobna do wydarzeń sprzed parunastu minut, kiedy cały dom wypełniały krzyki i płacz. W głębi duszy cieszyła się, że wyjeżdżając z Włoch, miała wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić własny dom. Gdyby mieszkała w takim samym mieszkaniu jak w Bolonii, wszyscy sąsiedzi usłyszeliby z jakim problemem się zmagała.

Kiedy mieszkała jeszcze w rodzinnym domu, często słyszała kłótnie swoich sąsiadów. Nigdy nie potrafiła postawić się w sytuacji, w której to ona byłaby źródłem hałasu. Za dzieciaka, kiedy tylko taka wizja pojawiła się w jej głowę, odczuwała lekki wstyd. Prawdopodobnie było tak, gdyż w jej domu nie używano krzyku, nie licząc dziecięcego, a kojarzył on się jej z czymś złym.

Teraz kiedy analizowała całą sytuację, wiedziała, że przed wkroczeniem Hollanda i Elizabeth, ją również poniosło, czego bardzo żałowała.

- A gdzie mielibyśmy jechać? - spytała Liz, patrząc na swojego chłopaka i poprawiając kosmyki jego kasztanowych włosów, które roztrzepał przez nerwowe poprawianie. Zmarszczyła brwi, kiedy jeden z niesfornych włosków nie chciał wrócić na miejsce. Właśnie tego nienawidziła w tych cholernych falach - bez warstwy żelu, za nic nie chciały się ułożyć.

- Może do Nowej Zelandii? - zmrużył oczy w zastanowieniu i przyciągając dziewczynie do swojej klatki piersiowej, ułożył swój podbródek na czubku jej głowy - Albo Francji - dodał, bawiąc się szczupłymi palcami kobiety oraz ciągle kręcąc jej pierścionkiem na wszystkie strony.

Siedząca na jego kolanach brunetka, pokiwała jedynie głową, wyrażając zgodę na obydwa pomysły swojego chłopaka. Tak naprawdę było jej obojętne, gdzie pojadą, bardziej liczyło się dla niej to, że będą tam razem.

- A ja pojadę do Las Klinikas i będę zwiedzać psie żołądki - prychnęła Veronica, wywołując radosny śmiech swoich towarzyszy. Ona również cicho się zaśmiała, kładąc się na miękkiej powierzchni. Ułożyła się na boku, podkładając sobie pod głowę poduszki w taki sposób, że znajdowała się w pozycji półsiedzącej.

Zacisnęła powieki, odrzucając od siebie ogarniające zmęczenie. Potrzebowała dużej dawki snu po dwóch całkowicie zarwanych nocach. Jednak potrzeba rozmowy z bliskimi jej osobami, znajdowała się wyżej w jej hierarchii.

Zupełnie jakby ktoś czytał jej w myślach, usłyszała dźwięk swojego telefonu, wydobywający się z jej torebki. Natychmiast wyjęła urządzenie, czując na sobie wzrok jej kompanów. Kiedy tylko spojrzała na ekran swojej komórki, na jej twarzy rozkwitł szeroki uśmiech.

- Nie będzie wam przeszkadzać, jeśli wyjdę na chwilę? - zapytała, przelatując wzrokiem po wszystkich obecnych w jej salonie osobach.

- Oczywiście, że nie - uśmiechnął się niebieskooki, wciąż przyglądając się dwudziestopięciolatce.

Kobieta wstała i powoli ruszyła w stronę swojej kuchni. Tom był bardzo zdziwiony, kiedy usłyszał jej głos, mówiący coś do osoby, z którą rozmawiała. Pierwszym szokiem był fakt, iż kobieta rozmawiała po Włosku, czego mógł się spodziewać, jednak było to dla niego zaskoczeniem. Drugą rzeczą była nagła zmiana głośności, ze zwykle stonowanej i cichej barwy głosu, przeszła w okropnie głośną. Do tej pory myślał, że to mit, iż Włosi, zamiast zwykłego i naturalnego tonu - krzyczą.

- Z kim gadasz?! - zawołała Elizabeth, która słysząc, że jej przyjaciółka mówi w swoim ojczystym języku, natychmiast się uśmiechnęła.

- Z Sawerio! - krzyknęła ze śmiechem czarnooka, a Tom usłyszał bardzo przyjazny dla uszu akcent. Nie przypuszczałby, że język włoski może mieć tak ładne brzmienie, nawet jeśli jest w nim pełno krzyku.

- Pozdrów go! - zaśmiała się, kręcąc głową. Holland natomiast słysząc imię wypowiedziane przez brunetkę, uniósł kącik swoich ust.

- To jej brat? - zapytał Tom, patrząc na Elizabeth, której nie schodził uśmiech z twarzy.

- Tak - pokiwała głową, przyglądając się aktorowi - Chyba najlepszy z jej braci - parsknęła śmiechem, zakładając dłonie na kark swojego chłopaka.

- Dlaczego najlepszy? - zapytał, biorąc łyk zimnej już herbaty, która przez dłuższy czas leżała nietknięta.

- Poznałam prawie każdego z jej rodzeństwa i Sawerio jest po prostu najzabawniejszy - wzruszyła ramionami, po czym kontynuowała - Ciągle kłóci się z Veronicą, ale to bardziej takie zaczepki. Jest on jedyną osobą, której Veronica nie umie się odgryźć. Do tego zawsze się ze mną we wszystkim zgadza.

Skończyła, a w tym samym momencie do pomieszczenia weszła brunetka, lekko kręcąc głową. Usiadła na swoje miejsce, czyli tuż obok niebieskookiego Toma i schowała telefon do swojej torby. Spojrzała na swoich towarzyszy i uśmiechnęła się lekko.

Hiddleston uświadomił sobie, że znów stała się tą bardziej opanowaną wersją siebie. Tak naprawdę miło było słuchać jej krótkiej, ale żywej konwersacji z bratem. Nie rozumiał nic, oprócz imienia mężczyzny, ale słuchanie głosu kobiety, mówiącej w innym języku było ciekawe i chętnie posłuchałby tego jeszcze dłużej.

- Nic nie zrozumiałem, ale bardzo miło się słucha, jak mówisz po włosku - zaśmiał się, a brunetka bez wahania odwzajemniła to. Posłała mu radosne spojrzenie, a kiedy tylko się uspokoiła, przeniosła je na swoją przyjaciółkę i zapytała:

- To kiedy wyjeżdżacie?

Lasagne & Tea || Tom Hiddleston Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz