Rozdział XXXVII

956 58 4
                                    

- Okej, ale wyjaśnij mi, dlaczego zamiast świętego Mikołaja macie jakąś czarownice? - zapytał Tom, śmiejąc się, kiedy wspólnie z Veronicą siedzieli w pokoju głównym jej kliniki weterynaryjnej.

- No wiesz, dla ciebie dziwna jest Befana, a dla mnie święty Mikołaj - odwzajemniła jego śmiech, biorąc do rąk kubek pełny soku pomarańczowego. Upiła z niego mały łyczek i posyłając mężczyźnie spojrzenie, zapytała - Chcesz może wiedzieć coś jeszcze?

- Dowiedziałem się dużo, ale ciągle mnie zadziwiasz - stwierdził szeptem, odkładając kubek se swoją herbatą z mlekiem na mały, brązowy stolik. - Dajesz - kiwnął głową, dając kobiecie znak, aby kontynuowała.

- Mi też trudno było przyzwyczaić się do brytyjskich tradycji - zamyśliła się na chwilę, po czym, kiedy tylko do głowy przyszła jej kolejna myśl, która mogła zadziwić niebieskookiego, dodała z wielkim uśmiechem - Autobusy nigdy nie przyjeżdżają, tak jak jest zapisane w rozkładzie jazdy.

- Czekaj, jak to? - zapytał zdziwiony, patrząc na nią z otwartymi oczami, jednak na jego twarzy wciąż pozostawał lekki uśmiech.

- Normalnie, autobusy albo się spóźnia nawet parę godzin, albo nie przyjadą w ogóle - wzruszyła ramionami, zupełnie jakby była to codzienność.

- Ale... - spojrzał na nią zupełnie niezrozumiałym wzrokiem i lekko otwartymi ustami - Dlaczego?

- Wiesz, Włosi niezbyt dbają o punktualność - zacisnęła usta, przechylając głowę lekko w bok - Jeśli spóźnisz się na spotkanie z nim, najprawdopodobniej tego nie zauważy. Dlatego odkąd tu przyjechałam, to trochę się tym stresuję, bo tu jest całkowicie odwrotnie i ludzie są wrażliwi w tej sprawie.

- Włosi są.... - oparł się o swój czerwony, bujany fotel i zmarszczył brwi w zamyśleniu - dziwni. Nie obraź się, ale to wszytko jest takie... obce.

- Muszę Ci w tym przyznać rację - kiwnęła głową, wpatrując swój wzrok w dywan z przeróżnymi wzorkami, który był w bardzo ciepłych i przyjemnych dla oka barwach.

- A co z kwestią religii we Włoszech? - spytał ciekawy, powodując uśmiech oraz małe iskierki w oczach kobiety. Uwielbiała ona mówić o swoim państwie, zwłaszcza jego zwyczajach czy dziwnych dla innych państw rzeczach.

- No to wydaje mi się, że wiesz, że jest to kraj katolicki - powiedziała po chwili przemyślenia, mocniej otulając się swoją narzutką - Ale osobiście razem z moją rodziną jesteśmy ateistami.

- Czyli prawie jak wszędzie - kiwnął głową, kładąc swój łokieć na stoliku oraz opierając na swojej dłoni podbródek. - A jak spędzasz święta w tym roku? I nie pytam i tradycje, tylko tak normalnie.

- Jadę do domu - przygryzła wargę na samą myśl o swojej rodzinie, za którą tak potwornie tęskniła - Zawsze wszyscy się zbieramy z rodzeństwem i czasami wujostwo, ale w tym roku ich raczej nie będzie. - spojrzała prosto w jego błękitne tęczówki, które przyglądały jej się z ekscytacją, której nie do końca rozumiała - Mogę pokazać ci zdjęcia, jak to wyglądało z tamtego roku.

Wyjęła telefon, od razu, gdy mężczyzna energicznie pokiwał głową. Powoli włączyła urządzenie, po czym zaczęła przeglądać swoją galerię w poszukiwaniu zdjęć z jej rodzinnych świąt. Kiedy tylko takowe znalazła, przysunęła się w stronę Toma i podała mu swoją komórkę.

Na zdjęciu była Veronica wraz ze swoją rodziną przy wielkim stole, który, tak jak się domyślał, znajdował się w salonie. Przyjrzał się jej szerokiemu uśmiechowi i bardzo szybko zauważył, jak dobrze wyglądała w świątecznym swetrze. Szybko przeleciał wzrokiem po twarzy innych i wyłapał bardzo dużo podobieństwa między nimi, a samą kobietą. Przykuł szczególną uwagę do dań na stole, których nigdy wcześniej nie widział, jednak nie chciał zamęczać brunetki swoimi zbędnymi pytaniami. Po chwili analizowania zdjęcia, zmarszczył brwi i spojrzał na czarnooką.

- Hm? - mruknęła, zauważając lekko zmieszany wzrok mężczyzny.

- We Włoszech robicie dwa miejsca wolne? - wyjaśnił, jeszcze raz patrząc na wszystkie siedzenia. Wykluczył możliwość, że po prostu ktoś się spóźnił, ponieważ znając Veronice, nie pozwoliłaby wtedy na zrobienie zdjęcia.

- Tak właściwie to jedno jest dla mojego brata - powiedziała z już mniejszym uśmiechem i przyjrzała się zdjęciu z lekką tęsknotą.

- Boże przepraszam, zupełnie zapomniałem - powiedział zmieszany, uważnie przyglądając się reakcji brunetki. Czuł się bardzo niekomfortowo, wiedząc jak wielką głupotę powiedział, a rzeczywistość była bardzo łatwa do domyślenia się. Przełknął głośno ślinę, mając nadzieję, że nie spowodował u kobiety negatywnych emocji, co było prawie, że niemożliwe. Ona jednak posłała mu wyrozumiałe spojrzenie i przesuwała dalej palcem po ekranie.

Wspólnie oglądali zdjęcia ze świąt rodziny Masseria i czasami śmiali się z opowiadanych przez dziewczynę historii. Niebieskooki szybko zapomniał o swoim małym wypadku i poczuł cudowny klimat. Uwielbiał spędzać czas z Veronicą, a teraz kiedy miał do tego jak najwięcej wymówek - robił to w kółko. Po jakimś czasie ciemnowłosa wyłączyła telefon i oparła się o swój fotel, tak samo, jak mężczyzna. W tym samym momencie obrócili głowy i patrzyli sobie głęboko w oczy - tak po prostu, bez żadnego skrępowania czy niepewności. Żadne z nich nie zauważyło, że to drugie ma lekko podniesione kąciki ust, jednak łatwo było zauważyć delikatne promyki w oczach.

Jednak tą cudowną i zarazem cichą chwilę przerwało głośne szczekanie psa w pokoju obok. Oboje szybko zerwali się ze swoich miejsc, aby upewnić się, że ze zwierzakiem wszystko dobrze. Kiedy tylko Veronica otworzyła drzwi, jej oczom ukazał się pies siedzący tuż przed nimi i energicznie machający ogonem. Tom uklęknął obok niego i głaszcząc go po głowie, szepnął cicho ze śmiechem:

- Oj młody

Lasagne & Tea || Tom Hiddleston Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz