Rozdział XXXV

1K 62 16
                                    

- Masz wszystko? - zapytała Elizabeth, patrząc na Veronice, która, mimo braku gipsu, wciąż wspierając się kulami, chowała wszystkie swoje dokumenty do torby.

- Tak, możemy już jechać do domu - powiedziała, prostując swoje plecy i patrząc z uśmiechem na przyjaciółkę.

Powolnym tempem ruszyły w stronę samochodu niebieskookiej, który był zaparkowany niedaleko wejścia do przychodni.

Kawałek dalej zauważyły grupkę młodych dziewczyn, spoglądających dziwnie w ich stronę.

- Fanki Toma - szepnęła do drugiej z kobiet Veronica, lekko się przy tym śmiejąc.

- Ciekawe, który typ - uśmiechnęła się półgębkiem, Elizabeth zerkając na czarnooką - Te co chcą mnie zabić, czy raczej te przyjaźnie nastawione.

- Oby nie to pierwsze, ja już się w gipsie nachodziłam - stwierdziła brunetka, marszcząc lekko brwi.

Dla niej było to niewyobrażalne, aby ktokolwiek miał zaatakować kogokolwiek, ze względu na jego drugą połówkę. Wiedziała jednak, że zdarzają się osoby, które nie mają żadnych zahamowań i mogą zrobić im krzywdę.

Już na początku związku Elizabeth i Toma, niebieskooka dostawała mnóstwo gróźb na swoich portalach społecznościowych. Wszystkie ustawiła na prywatne, jednak ci, co chcieli jej coś koniecznie powiedzieć, potrafili przyjść pod jej uczelnie bądź pracę.

Na szczęście z czasem wszystko minęło, a dziewczyna nie musiała się obawiać wyjścia z domu, pozostał jedynie lekki lęk.

- Przeżyłyśmy - oparła się o swoje siedzenie Elizabeth, zapinając powoli pasy.

- I tak byśmy przeżyły, mam broń - zaśmiała się Veronica, kiwając głową na tylne siedzenia, na których kobiety ułożyły jej kule.

Lilibeth kiwnęła jedynie głową z lekkim uśmiechem na twarzy. Odpaliła samochód, po czym wyjeżdżając z parkingu, wjechała na prostą drogę.

- I jak ci poszły ostatnie dni z Harrisonem? - zapytała, uważnie obserwując rekcję przyjaciółki.

- Dałam radę - westchnęła głośno, przypominając sobie ostatnie osiem dni, w których Osterfield zastąpił Toma.

Stwierdził on, że nie może spokojnie spać, kiedy nie wie, czy u Veronici wszystko w porządku. Takim sposobem zapadła decyzja, że to on będzie mieszkał razem z nią u Toma i będzie jej pomagał.

Brunetka czuła się niekomfortowo, kiedy mężczyzna pomagał jej w niektórych czynnościach. Było to zupełnie inaczej niż kiedy to Hiddleston pomagał jej w codziennych czynnościach. Nie wiedziała, czy jest to spowodowane jej dawną relacją z Harrisonem, czy jej, ostatnim czasem, dużym zainteresowaniem aktorem.

- Wolałaś być z Tomem? - poruszyła brwiami niebieskooka, z lekkim uśmiechem wciąż skupiając się na drodze.

- W sumie to tak - skrzywiła się kobieta, przyznając prawdę. Dobrze wiedziała, co pojawiło się w głowie jej przyjaciółki, jednak nie potrafiła nie przyznać, że dni spędzone z Hiddlestonem były tymi najlepiej spędzonymi.

- A odzywał się od tamtej pory? - zapytała, mrużąc lekko oczy i skręcając w prawo, w małą spokojną uliczkę.

- Nie - pokiwała lekko głową na boki, patrząc przez szybę po jej stronie i przyglądając się losowym rzeczą, aby pozbyć się smutku, który nagle opanował jej myśli.

- Może był zajęty - powiedziała w geście pocieszenia Liz, powoli parkując na podjeździe do jej domu. - Chodź, wychodzimy.

Obydwie kobiety wyszły z samochodu, po czym niebieskooka podała Veronice kule z tylnego siedzenia, aby ta mogła szybciej dojść do mieszkania.

- Cześć - od progu można było usłyszeć głos dwóch mężczyzn, który wydobywał się z przestronnego salonu.

Kobiety po szybkim zdjęciu obuwia ruszyły w stronę dwójki przyjaciół, szepcząc ciche przywitanie.

- I jak było - zapytał uśmiechnięty Harrison, podchodząc do brunetki i przytulając ją lekko. Kobieta skrzywiła się i niechętnie oddała uścisk.

- Wszystko dobrze, tylko na razie muszę chodzić o kulach i mam wolne w pracy - powiedziała szybko Veronica, nie chcąc wdawać się w żadną dłuższą konwersację z blondynem.

Powoli usiadła na białej wygodnej kanapie, odkładając obok niej swoje kule i oparła swoje zmęczone plecy o zagłówek mebla.

- Na ile masz zwolnienie? - zapytał Tom, posyłając w stronę dziewczyny przyjacielski uśmiech.

- Na dwa tygodnie, ale chyba wrócę wcześniej - wzruszyła ramionami, niezbyt szczerze odwzajemniając jego uśmiech - Posiedzę z wami trochę i jadę do domu. Muszę tam ogarnąć, z resztą nie będę siedziała u was ciągle.

- Spokojnie - zaśmiał się Holland, kręcąc lekko głową - Jesteś tutaj mile widziana.

- Co robiliście jak nas nie było? - zapytała Elizabeth, przerywając ciszę, w której każdy jedynie przyglądał się sobie nawzajem. Czarnooka, która przeważnie rzucała nowymi tematami do rozmów, czuła się zbyt nieswojo w towarzystwie blondyna, aby to robić.

- Trochę pogadaliśmy o wyjeździe i ogólnie o tym, co się u nas ostatnio działo - powiedział Harrison, uważnie przyglądając się brunetce. - W końcu dawno się nie widzieliśmy. - stwierdził, odwracając swój wzrok, na co kobieta z ulgi wypuściła powietrze.

Bardzo ją irytował natrętny sposób bycia mężczyzny, który samym swoim spojrzeniem potrafił wprowadzić ją w zakłopotanie. Nie była do niego źle nastawiona, wręcz przeciwnie, lubiła go, jednak nic więcej. A teraz kiedy wiedziała, że niebieskooki coś do niej czuje bez wzajemności, czuła się z tym po prostu źle, mimo że nic nie zrobiła.

O wiele bardziej odpowiadało jej towarzystwo Hiddlestona, który mimo swojej opiekuńczości, nie był aż tak natrętny.

Lasagne & Tea || Tom Hiddleston Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz