Rozdział XVII

1.1K 66 10
                                    

- Mogę tu spać? - spytała Elizabeth, kiedy tylko Veronica otworzyła drzwi swojego domu. Na zewnątrz była ulewa, a ciemna brunetka cała się trzęsąc, powstrzymywała płacz, stojąc na ganku. Czarnooka nie musiała pytać, od razu wiedziała, że po jej wyjściu musiała nastąpić jakaś kłótnia, która zmusiła Liz do opuszczenia domu.

- Oczywiście, wejdź - otworzyła szerzej drzwi, po krótkiej chwili przyglądania się przyjaciółce. Młodsza z kobiet weszła do domu, cały czas będąc w dziwnym transie. - Możesz wziąć prysznic i jakieś ciuchy na przebranie, wiesz gdzie je znaleźć. - spojrzała na niebieskooką, której wzrok utkwiony był w przestrzeni przed nią. - Jak się ogarniesz, to przyjdź do salonu.

Już po chwili dziewczyna aktora, zniknęła za szarymi drzwiami łazienki. Veronica tkwiła przez chwilę w miejscu, patrząc na zamknięte wejście do toalety, po czym ruszyła w stronę kuchni.

Wstawiała wodę na herbatę i usiadła przy swoim stole, zastanawiając się, o co Eli mogła się pokłócić z Tomem, aby wczesną nocą przyjechała do niej. Dopiero kiedy usłyszała gotująca się wodę, wstała, przecierając swoje zmęczone oczy.

Zalała zieloną, uspokajającą herbatę, po czym położyła ją na hebanowym stole, leżącym w salonie. Opadła na granatową kanapę w zamyśleniu, przyglądając się, unoszącej się parze z napoju. Podniosła się, podchodząc do pufy, która zrobiona była z pewnego rodzaju skrzyni i wyciągnęła z niej duże, ciepłe koce. Jednym z nich otuliła się, a drugi ułożyła obok siebie, aby Elizabeth również mogła się przykryć.

Odwróciła się, kiedy tylko usłyszała za sobą ciche pociąganie nosem. Spojrzała na swoją przyjaciółkę, która mając łzy w oczach, przyglądała się jej. Veronica poklepała miejsce obok siebie, dając jej znak, aby usiadła i na spokojnie z nią porozmawiała. Niebieskooka zrobiła to i rozkładając koc, położyła go na swoje kolana. Wzięła herbatę do rąk, biorąc szybkiego łyka, co za skutkowało bólem w gardle.

- Dziękuję - szepnęła, starając się nie płakać. Nigdy nie lubiła tego robić, a zwłaszcza przy kimś i nieważne czy była to obca osoba, czy jej najlepsza przyjaciółka.

- Ej nie masz za co - powiedziała i lekko się uśmiechając, złapała za jej ramię w pocieszającym geście - Chcesz o tym porozmawiać, czy nie masz już dzisiaj siły? - spytała, uważnie obserwując jej reakcję. Nie chciała, aby Elizabeth zmuszała się do wyznań, uważała, że jeśli dziewczyna potrzebuje ciszy i spokoju, to powinna to dostać.

- Nie chcę o tym rozmawiać - szepnęła, kładąc się na kanapie oraz układając swoją głowę na nogach Veronici - Nie dzisiaj - dodała, zamykając oczy, a jej usta opuściło lekkie westchnięcie. - Włącz jakąś muzykę - otuliła się bardziej kocem i zacisnęła mocniej powieki.

Czarnooka natychmiast spełniła prośbę Liz i sięgając po telefon, wyszukała playlistę z ich muzyką. Już po chwili można było usłyszeć pierwsze nuty piosenki "Born to die" od Lany del Rey, czyli jednej z ulubionych piosenkarek Veronici.

Obydwie kobiety zaczęły śpiewać cicho piosenkę, co dało im chwilę ucieczki i relaksu. Elizabeth pociągnęła ostatni raz nosem i przetarła oczy dłońmi. Ostatnie godziny nie należały do najlepszych, a nawet śmiało mogła je wpisać do najgorszych momentów jej życia. Teraz natomiast, kiedy razem z drugą brunetką, siedziała i śpiewała ich ulubione piosenki, jej humor znacznie się poprawił. Niby był to jeden moment, w którym śpiewają zwykłą piosenkę, a jednak tak bardzo na nią wpłynął. Może, to fakt lubianej przez nią melodii, a może zwykle poczucie zrozumienia ze strony przyjaciółki, która jej to czego tak bardzo potrzebowała - ucieczkę od tamtego świata.

- Veronica? - szepnęła nadal cicho niebieskooka, otwierając oczy i patrząc na biały sufit. - Pamiętasz, jak się poznałyśmy? - zapytała, uśmiechając się lekko do przyjaciółki.

Ona sama nigdy nie zapomniała tego dnia. Kto by się spodziewał, że zupełnie przypadkiem, pozna swojego kompana na resztę życia. Było to dla niej jedno z najmilszych wspomnień, jakie mogła teraz przywołać.

- Oczywiście, małolato - zaśmiała się szczerze dziewczyna, a przy jej oczach można było zauważyć, urocze kurze zmarszczki, które towarzyszyły jej od zawsze.

Kobiety rozmawiały do późnej nocy, dopóki nie przerwało im tego nużące zmęczenie. Kiedy tylko czarnooka ułożyła się w pozycji leżącej, wypowiedzi zaczęły się robić coraz cięższe. Ich tematy skończyły się razem z przyjściem snu, który dopadł je w tym samy czasie. Dwie kobiety śpiące na kanapie, rozwalone koce, dwa do połowy wypite kubki herbaty - to zauważyłby każdy, kto wszedłby do salonu na obrzeżach Londynu.

~~~~~

Obóz letni, gorące promienie słońca, drugi posiłek dnia. Wszędzie wokół biegały dzieci i nastolatkowie, w przedziale wieku od dziesięciu do piętnastu lat, a za nimi opiekunowie, którzy mogli nimi zostać, jeśli byli powyżej osiemnastego roku życia.

Jednym z tych opiekunów była osiemnastoletnia Veronica Masseria, która bacznie sprawowała swój dyżur na podwórkowej stołówce. Powoli rozglądała się wokół siebie, uważając, aby nie przegapić choćby jednego dziwnego zachowania. Może według niektórych takie pilnowanie dzieci było przesadą, ale nie na tym obozie. Wszyscy podopieczni dali już popalić wcześniejszym opiekunom, a brunetka była zdeterminowana, żeby nie być następną osobą ośmieszoną na oczach wszystkich.

- Uważaj, jak chodzisz! - krzyknął rudowłosy chłopak, stojąc nad jakąś dziewczyną - Co z tobą nie tak, że nawet na nogach nie umiesz się utrzymać! - odparł, wywołując tym śmiech wszystkich osób wokół.

- Spokój - krzyknęła Veronica, podbiegając do siedzącej na ziemi dziewczyny - Wszystko dobrze?- zapytała, mierząc niską brunetkę wzrokiem.

- Boli mnie tylko kostka - powiedziała cicho, a jej policzki zarumieniły się lekko.

- Chodź ze mną - pomogła wstać młodszej brunetce i kierując się w stronę domku, wyznaczonego jako pokój urazów, krzyknęła - Ktoś tu zaraz przyjdzie, do tej pory ma być spokój.

Tak jak powiedziała, tak było. Wszyscy podopieczni na obozie mieli przed nią lekki respekt, kiedy podczas kłótni tego samego rudzielca z jakimś dzieckiem, szybko go, tak jak to określili, zgasiła. Od tamtej pory wszyscy bardziej się jej słuchali, ale mimo to pozostawała ostrożna, nigdy nie wiadomo co przyjdzie tym rozbujanym emocjonalnie nastolatkom do głowy.

- Już powinno być okej - powiedziała, po tym, jak owinęła kostkę dziewczyny bandażem, wcześniej smarując ją specjalną maścią. - Przyłóż sobie lód, jak wrócisz do swojego domku - podała jej owinięte w ręcznik opakowanie z lodem.

- Dziękuję, proszę pani - odparła grzecznie nastolatka, uśmiechając się lekko.

- Przestań, nie jestem aż tak starsza od ciebie - skarciła ją dziewczyna - Veronica - wystawiła do niej rękę, uśmiechając się szczerze.

- Elizabeth - uścisnęła wystawioną dłoń dziewczyny, kiwając lekko głową.

Lasagne & Tea || Tom Hiddleston Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz