Rozdział XLIX

907 102 20
                                    

- Ej co się stało? - powiedział zmartwiony Tom, prostując się gwałtownie na łóżku, kiedy po odebraniu telefonu od Veronici, usłyszał jej główny płacz. - Vi powiedz mi, co się stało, jestem tutaj - szepnął, nie świadomie zdrabniając jej imię, tak jak zawsze robił to w swojej głowie, lecz bał się mówić to na głos.

- Monte - cicho powiedziała, po czym w słuchawce odbił się kolejny szloch. Co chwilę było słychać pociąganie nosem, a ręce niebieskookiego zesztywniały, kiedy tylko usłyszał imię kota kobiety.

- Co się z nim stało? - zapytał spokojnie, lecz czuł, jak jego mięśnie spinają się, a całe ciało przeszył gorący dreszcz.

- Od paru dni czuł się gorzej, ale - wzięła głębszy wdech, po czym przełykając słabo ślinę, dokończyła - dzisiaj nie miał na nic siły i w pewnym momencie z pyszczka zaczęła lecieć mu piana.

- Boże, Veronica - szepnął Tom, zaciskając usta w cienką linię i wbijając swój wzrok w podłogę w jego sypialni - Wszystko będzie dobrze.

- Nie będzie - wtrąciła i szybko oddychając, starła łzy ze swoich policzków - Niewyleczalna choroba, która jest we wczesnych etapach niemożliwa do wykrycia. Jedyne co mogę zrobić to go uśpić - na ostatnich słowach załamał jej się głos, a dopiero co wytarte policzki znów zakryte byku powłoką słonych łez.

Przed jej oczami pojawiały się obrazy małego rozbrykanego kociaka, który zrzucał każdą najmniejszą rzecz z mebli w jej domu we Włoszech. Krzyk jej mamy, która kazała jej lepiej opiekować się kotem, bo jeśli tego nie zrobi, ten wyląduje za drzwiami. Mimo gróźb Veronica wiedziała, że kobieta nie miałaby serca wyrzucić takiej małej przybłędy, była na to zbyt dobra.

Nawet kiedy ten rozrabiaka był już większy, wciąż był dla niej najważniejszą istota na ziemi. Kiedy jego chłodne futerko kładło się obok jej brzucha w środku nocy.

Kiedy zawsze obserwował uważnie, jak ta robi sobie śniadanie, a swoje własne zaczynał jeść, dopiero kiedy ta również zaczęła.

Kiedy włamywał się jej do łazienki, kiedy ta się kąpała i przynosił jej tam zabawki, ponieważ wtedy akurat miał na to najlepszy humor.

Kiedy gryzł ją po ręce, za każdym razem jak przychodziła wyczerpana i zdarzyło jej się uronić kilka łez. Teraz też by to robił. Ale nie mógł. Te wszystkie rzeczy, ich wspólna rutyna, wspólne poleganie na sobie miało tak po prostu zniknąć.

Już nigdy nic z tego się nie powtórzy. Nie będzie co noc dotyku futra, nie będzie jego wzroku podczas robienia śniadania, nie będzie wspólnego spożywania posiłków, nie będzie wsparcia od futrzastego przyjaciela. Znika jedno małe istnienie, a dla kobiety było to jak zniknięcie połowy jej świata.

- Nie wiem naprawdę co powiedzieć, jestem tragiczny w pocieszaniu ludzi - przyznał mężczyzna, wplątując dłoń we włosy i zagryzając nerwowo wargę. W jego oczach pojawiły się łzy, które nie do końca wiedział, czy było reakcja na wiadomość o kocie, czy o sam smutek kobiety, który nieznośnie go przybijał.

- Nie musisz nic mówić, po prostu zostań na rozmowie, muszę mieć kogoś przy sobie, a nie chce zawracać nikomu głowy - uspokoiła go kobieta, kładąc się na łóżku i patrząc pusto w sufit.

Przez następne parę godzin siedzieli oni na rozmowie bez słowa. Żadne z nich nie ważyło się odejść nawet na krok od telefonu. Jedyne co było słychać to ich oddechy, które z czasem zaczęły wybrzmiewać w tym samym tempie.
                             ~~~~~

- Masz być najbardziej niegrzecznym kotem w całym kocim niebie, rozumiesz? - Tak brzmiały ostanie słowa Veronici do biało czarnego kota, leżącego na stole w jej klinice weterynaryjnej.

Z łzami spływającymi po policzkach odsunęła się o krok, wprost w ramiona Toma, który objął ją z całej siły i patrzyła swojemu wiernemu towarzyszowi prosto w oczy. Po chwili jej znajomy z pracy wstrzyknął jej kotu dożylnie preparat, który miał sprawić, że żwirze odejdzie szybko i bez bólu.

Kiedy tylko piękne zielone oczy zamknęły się, brunetka obróciła się z głośnym płaczem w stronę mężczyzny, chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi.

Stali tak przez długi czas, a Hiddleston nie miał zamiaru puszczać dziewczyny choćby na chwilę. Nawet dla niego było to trudne pożegnanie i nie mógł sobie wyobrazić, co czuje kobieta.

- Chodźmy już - oderwała się nagle i ostatni raz patrząc na swojego wiernego przyjaciela, opuściła budynek, żegnając się wcześniej ze wszystkimi.

Bez słowa weszła do auta aktora i kierując głowę w stronę szyby, zamknęła oczy, cicho płacząc. Ten usiadł nie miejscu kierowcy i ruszył z miejsca, nie przerywając ciszy wiszącej w powietrzu.

- Miał godne pożegnanie i jestem pewien, że nie poszedł do kociego nieba. On jest tutaj - powiedział Tom, patrząc na czarnooką, której wzrok przykuł swoimi słowami - Jest tutaj jako koci duch i jest zły. Wściekły, gryzie cię po rękach, ponieważ teraz ma dużo energii i nie pozwoli, aby jego właścicielka była smutna, tak jak w chwili jego pożegnania, gdzie nie mógł już zaradzić temu, że ta płacze.

Mimo słów, które bardzo wstrząsnęły kobietą i wywołały u niej kolejne dreszcze smutku, ta przestała płakać. Przecież ten głupi dachowiec nie gryzie jej na marne.

Lasagne & Tea || Tom Hiddleston Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz