Rozdział XLIV

871 83 8
                                    

- Czyli nie zrobili ci problemu? - zapytała Elizabeth, wysiadając razem z dwójką swoich pasażerów z auta i kierując się w stronę drzwi wejściowych jej domu.

- Mieli pretensje, że powinienem bardziej uważać, ale w nagrywkach nie będzie przeszkadzać - odpowiedział niebieskooki, powolnym krokiem idąc za kobietą i wchodząc do jej mieszkania - Czyli mogę lecieć za dwa dni z resztą.

- Ty przynajmniej się nie wpakowałeś w Sony - zaśmiała się Veronica, udając się do salonu, gdzie można było usłyszeć śmiech Hollanda. Każdy z nich doskonale wiedział, że brązowooki miał wiele problemów przez umowę z firmą, ale nie mógł niestety nic na to poradzić.

- Trafiła mi się lepsza postać - puścił oczko do przyjaciela, siadając na fotelu obok białej kanapy. Westchnął głęboko, zamykając oczy i unosząc swoją głowę w stronę sufitu. Pierwszy raz od długiego czasu mógł odpocząć od hałasu, problemów i niepotrzebnych przemyśleń. W tym momencie jego umysł był spokojnym miejscem, przez które przewijały się myśli jedynie o tym, co może powiedzieć do swoich znajomych.

- Nie dostanę żadnych spojlerów? - zapytała błagająco czarnooka, patrząc na obu mężczyzn. Oni jedynie zaśmiali się i pokiwali głową na boki - No proszę cokolwiek.

- My też nie wiemy wszystkiego - odpowiedział wymijająco Hiddleston, posyłając jej uśmiech.

- Dobra, mam nadzieję, że ożyjecie jakoś, bo wątpię, że będziecie tylko we wspomnieniach - założyła ręce na piersi, opierając się plecami o wielką białą poduchę na kanapie. Wypuściła głośno powietrze, patrząc się na swoich towarzyszy i uśmiechnęła się lekko, nie mogąc zbyt długo udawać podirytowanej.

- Zacząłeś się już pakować? - zapytała niebieskooka, wchodząc z napojami dla każdego w pokoju.

- Przed wyjazdem do rodziny trochę spakowałem, dodatkowo walizka, którą miałem tam ze sobą, czyli zostały mi już tylko najpotrzebniejsze rzeczy i jestem gotowy - posłał jej przyjazny uśmiech, mówić w pośpiechu. Zabrał od kobiety swoją herbatę z mlekiem i biorąc jej łyk, odłożył filiżankę na stół.

- Chcecie zamówić pizze na kolację? Prawdopodobnie widzimy się ostatni raz przed wyjazdem razem, więc możemy porobić coś ciekawego - zaproponował aktor grający Spider-Mana, zaciskając wargi w cienką linię. Wszyscy mu przytaknęli, po czym Veronica zamówiła im jedzenie na daną godzinę.

- To mamy jeszcze jakie pięć godzin, co chcecie porobić? - poprawił się na siedzeniu niebieskooki, ponieważ jego żebra powoli zaczynały boleć w stałej pozycji.

- Tak podstawowo - zaśmiała się czarnooka, patrząc na swoją przyjaciółkę i wyciągając telefon - Możemy pograć w pytania, mam do tego aplikacje.

- Czemu nie - wzruszył ramionami Holland, obejmując Elizabeth w talii. Spojrzał na nią i posłał jej lekki uśmiech, podczas gdy Veronica losowała im pierwsze pytanie.

- Do Toma - spojrzała na niebieskookiego, który szybko połączył z nią swój wzrok. - Którą swoją cechą najbardziej się martwisz?

Tom westchnął głęboko. To było chyba najgorsze, jakie mogła mu zadać. Nie znał jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Nie lubił wielu swoich cech charakteru i mimu wielu prób ich zaakceptowania, było mu trudno.

- Myślę, że cechy jako czegoś konkretnego nie mam - zaczął, odwracając wzrok od reszty. Przymrużył oczy i po chwili kontynuował - Bardziej sposób, w jaki je okazuje.

- O okej, rozumiem - pokiwała kobieta głową, ponownie patrząc na swój telefon - Teraz pytanie dla mnie - zaśmiała się, widząc swoje imię wyskakujące na jej ekranie - Osoby o jakich cechach cię przyciągają?

- I wygląd i charakter - wtrąciła Liz, wtulając się w bok swojego chłopaka. Posłała przyjaciółce wredny uśmiech, po czym najzwyczajniej odwróciła wzrok.

- Więc nie mam jakiś wielkich wymagań, ale z wyglądu lubię niebieskie oczy - zaczęła, wgapiając się w swoje ręce i przygryzając wargę - A z charakteru lubię inteligencję, albo po prostu jak ktoś akceptuje mnie jako mnie, że nie muszę nic udawać - dokończyła, a w jej głowie przewinęło się jeszcze jedno krótkie zdanie, na które nie miała wystarczającej odwagi, by je wypowiedzieć.

Albo ktoś, kto nie jest pewny pokazywania swoich cech.

                             ~~~~~

- Dobra, masz wszystko? - zapytała Veronica, siedzącą na łóżku niebieskookiego, podczas gdy ten dopakowywał ostatnie, najpotrzebniejsze rzeczy.

- Wydaje mi, że tak, jak coś zabraknie, to dokupię - powiedział, posyłając w jej stronę przyjazny uśmiech. Wstał i rozciągnął się, podczas gdy jego kości w karku zaczęły strzelać.

- Starość nie radość - mruknęła czarnooka, z uśmiechem przyglądając się mężczyźnie.

- Przezabawne - powiedział sarkastycznie, mrużąc na nią oczy - Jeśli już masz podlewać u mnie kwiatki, to nie złam sobie nogi, okej?

- Teraz ty się popisałeś poczuciem humoru - mimo wszystko się zaśmiała, wstając z łóżka i kierując się do wyjścia z pokoju.

Obydwoje przeszli przez długi korytarz i doszli do drzwi wyjściowych. Mężczyzna nałożył na siebie swój szary płaszcz i wziął rączkę walizki w swoją dłoń.

- Ja na długo nie jadę, powinienem wrócić za dwa tygodnie - zdradził jej, mimo że wcześniej nie mogła od niego wyciągnąć nawet daty powrotu. Kobieta uśmiechnęła się lekko i podeszła do niego lekko się przytulając. Tom oddał uścisk i zamykając oczy, wziął głęboki oddech.

- Czyli Loki nie żyje - stwierdziła, robiąc udawaną smutną miną i odrywając się od niebieskookiego - No to co, połamania żeber - zaśmiała się, kiedy mężczyzna wyszedł przed drzwi, aby udać się do samochodu stającego pod jego apartamentem.

- Tylko nie przelej mi ich - krzyknął na pożegnanie, coraz bardziej oddalając się od kobiety.

- Nie martw się - odpowiedziała, zamykając drzwi i cicho wzdychając. Weszła do środka, patrząc, w jakich miejscach znajdują się kwiaty. Mimo wszystko nie chciała powtórzyć danej sytuacji.

Na szczęście wszystkie kwiaty leżały albo na ziemi, albo na poziomie jej pasa, więc nie musiała się o nic martwić.

Opadła ciężko na wygodną kanapę w salonie mężczyzny. Dał jej zadanie, aby prócz podlewania kwiatów, sprawdzała, czy w domu wszystko jest. Niestety mężczyzna niezbyt ufał firmie ochraniającej, która już raz zawiodła, co skończyło się na szczęście bez żadnych strat.

Kobieta spojrzała w górę i zaśmiała się, kiedy zobaczyła tam hak, na którym coś prawdopodobnie wisiało. Szybko się domyśliła, że Tom specjalnie dla niej ściągnął kwiat z sufitu i położył go na podłodze. Na jej twarzy pozostał uśmiech, kiedy przez jej umysł przeleciały dwa krótkie słowa - martwił się

Lasagne & Tea || Tom Hiddleston Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz