- Wujku Tom, ale ja nie chcę jeszcze wracać - powiedziała słodkim głosem, obrażona blondynka trzymając niebieskookiego za rękę. Dziewięcioletnia dziewczynka, mimo iż mężczyzna szedł w tym momencie znacznie wolniej niż na codzień, musiała co jakiś czas biec aby nie zostawać w tyle.
- Wiem malutka - westchnął, będąc zmęczonym ciągłym tłumaczeniem dziewczynce, że była już późna godzina. - Jest już strasznie ciemno, latarnie się już świecą, a wiesz, że oznacza to, że pora wracać do domu, tłumaczyłme ci już to. A po drugie musimy nakarmić Sonica, chyba nie chcesz żeby był głodny? Hm? - zapytał, po czym przykucając wziął blondwłosą na ręce. Blondwłosa odruchowo objęła mężczyzne, wtulając się w niego.
- Masz rację wujku, nie chcę aby burczało mu w brzuszku - spojrzała się na widok, rozpostrzeniający się przed nimi. - A będę mogła ja go nakarmić? - spytała patrząc tym razem w ciemne niebo, które rozświetlał jedynie słaby blask lamp ulicznych oraz miliardy małych, białych punkcików, zwanych gwiazdami.
- Oczywiście - uśmiechnął się do blondwłosej otrzepując jej różową bluzę z resztek piachu, który musiał się osiąść przez zabawę w piaskownicy - Ale tak, najpierw nakarmimy, a raczej ty nakarmisz, Sonica, potem zjemy zdrową kolację i na koniec idziemy grzecznie spać - nacisnął palcem wskazującym na jej drobny nosek, wywołując tym gestem jej śmiech.
- No dobrze - szepnęła dziewczynka coraz bardziej opadając z sił, po wyczerpującym popołudniu na placu zabaw - Ale jutro też pójdziemy się tam pobawić? I może tym razem weźmiemy lalki i zbudujemy dla nich wielki zamek? Proszę wujku - wydęła swoją dolną wargę i patrząc wprost na jego twarz zrobiła szczenięce oczy.
- Dobrze, ale masz być grzeczna - uśmiechnął się do niebieskookiej.
Mężczyzna nigdy nie umiał odmówić blondynce, a co dopiero teraz kiedy wpół śpiąca, z maślanymi oczkami błagała go o tak banalną rzecz, jaką było budowanie zamku z piasku.
~~~~~
- Sonic! - po domu jednej z sióstr Hiddleston rozległ się krzyk aktora - Sonic gdzie jesteś? - krzyknął ponownie, powoli odkładając dziewczynkę na ziemię. Blondwłosa szybko zciągnęła swoje fioletowe buciki na rzepy oraz ruszyła w stronę salonu, w poszukiwaniu psa.
- Wujku Tom! Tutaj jest krew - na płaczliwe wykrzyczane słowa dziewczynki mężczyzna pobladł i ruszył w to samo miejsce co ona - Wujku, Sonic się nie rusza!
Gdy wbiegł do salonu na środku dostrzegł leżącego małego szczeniaka, przy którego pyszczku można było zauważyć ciemną krew oraz klękającą przy nim dziewięciolatkę.
- Wujku Tom, trzeba coś zrobić - załkała dziewczynka, głaszcząc go po głowie, omijając miejsca z zaschniętą krwią - Sonic proszę, jesteś jeszcze malutki, mama mówi, że nawet taki mały jak ja, nie mogą cie jeszcze zabrać aniołki.
- Wsiadaj do auta, jedziemy do weterynarza - powiedziała po chwilowym szoku, po czym biorąc koc do ręki, owinął nim psa.
- Wujku dzisiaj jest święto, nie znajdziemy blisko żadnego gabinetu dla piesków - zadrżała przez kolejną falę płaczu.
- Zaufaj mi malutka, nic mu nie będzie. Wsiadaj do auta, masz klucze - podał jej kluczyki od samochodu, po czym wyjmując telefon wybrał numer do Veronici - Idź, znam jednego weterynarza bliżej. I nie martw się, Sonicowi nic nie będzie.
Blondwłosa wyszła z domu, a Tom po chwili usłyszał trzaskanie drzwiami auta. Po paru sygnałach, gdy jego ręce trzęsły się jak nigdy, po drugiej stronie komórki zabrzmiał tak bardzo znajomy mu głos, który teraz był jak zbawienie.
- Halo? - szepnęła Veronica, w której Tom pokładał wszystkie swoje nadzieję.
- Sonic miał wypadek, krawi z pyszczka, nie mam pojęcia co się stało - powiedział prosto z mostu a w jego oczach zebrały się łzy, które, jak nigdy, były ciężkie do opanowania.
- Będę za dziesięć minut w klinice - powiedziała zszokowana, a zanim, bez zbędnego gadania rozłączyła się, mężczyzna usłyszał jej kroki, świadczące o biegu kobiety.
~~~~~
- Napewno nic mu nie jest? - szepnęła zmęczona dziewięciolatka, jedną ręką głaszcząc śpiącego psa, a drugą przecierając swoje zmęczone oczy.
- Na dwieście procent - powiedziała, nie okazując żadnych oznak zmęczenia, czarnooka kobieta - Wiesz, musiał po prostu coś zjeść, albo ostrego, albo kującego w gardło. Ale nic mu się nie stało, jego organizm musiał to z siebie usunąć, i wiem, że wyglądało to bardzo strasznie, ale nie jest groźne - uśmiechnęła się pocieszająco do małej blondynki.
- Dziękuję - szepnęła niebieskooka, przytulając kobietę - Bałam się, że coś mu się stało. Nie chciałam żeby stała mu się krzywda, mogłam bardziej uważać.
- Ale to nie jest niczyja wina. Nie zawsze można upilnować psa, trzeba by było cały czas być przy nim, a to jest niemożliwe - objęła mocniej dziewczynkę, lekko gładząc jej plecy - A teraz radzę wam jechać do domu, jest już późno, musicie iść spać. Jutro przyjdźcie do mnie do domu, narazie chce mieć go na oku - skierowała te słowa do stojącego przed nimi mężczyzny, który, opierając się o ścianę, przyglądał się im z uśmiechem.
- Oczywiście - podszedł do nich biorąc zmęczoną dziewczynkę na ręce - Jutro przyjedziemy po Sonica, co? - spojrzał na swoją chrześnicę, na co pokiwała lekko głową, nie mając siły nawet nic powiedzieć - Dziękujemy za ratunek.
- Taki mój obowiązek. Nie pozwoliłabym aby cokolwiek się mu stało. - uśmiechnęła się patrząc w stronę psa. Po chwili, jednak, jej wzrok padł na niebieskookiego mężczyzne, a jej uśmiech powiększył się - Gdyby coś się działo to dzwońcie, nieważne czy z Soniciem czy z innym zwierzakiem.
CZYTASZ
Lasagne & Tea || Tom Hiddleston
Fanfiction25-letnia Veronica to samotna weterynarz mieszkająca w Londynie. Rodzina dziewczyny mieszka w jej ojczystym kraju - Włoszech. Jedyna bliska jej osoba, która znajduje się niedaleko, to jej najlepsza przyjaciółka - trzy lata młodsza Elizabeth. Jest on...