Niebieskooki położył się zmęczony na wygodnym łóżku w jednej z sypialni w domu Hollanda. Spojrzał przez wielkie okno, widząc ciemne niebo, które nieco przypomniało mu odcień tęczówek jego tymczasowej współlokatorki. Do tego na ciemnogranatowym, prawie czarnym, tle widać było miliony jasnych elementów. One również przypomniały mu dziewczynę i jej błysk w oku, który pojawiał się za każdym razem, kiedy śmiała się z jego żartu bądź słuchała jego opowieści z różnych okresów życia - tych dobrych, jak i złych.
Minęło parę dni od małego wypadku Veronici, a co za tym idzie parę dni od ich codziennego widywania się i mieszkania razem. Towarzystwo kobiety nie przeszkadzało mu w żadnym stopniu. Właśnie dzięki temu zauważył, jak często pojawiała się ona w jego głowie i myślach. Jak często wypędzała trudne momenty w jego życiu, nawet przy nim nie będąc. Wystarczyło jedno wspomnienie jej szerokiego uśmiechu, a jego dzień wydawał się zupełnie inny - lepszy.
Cały jej wygląd i charakter był dla niego czymś niesamowitym.
Niby niepozorna brunetka z czarnymi oczami i wiecznym uśmiechem na twarzy, ale jednak posiadała coś innego. Miał wrażenie, że prócz czarnych tęczówek, ma ona w nich małe brylanciki, które potrafiły bardzo zawrócić w jego głowie. Zawsze podobały mu się oczy niebieskie, zupełnie jak te jego. Jednak kiedy poznał tę kobietę, wiedział, że zawsze żył w błędzie. Często mówi się, że w niebieskich oczach można utonąć, i jest to zupełna prawda. Jednak to w czarnych tęczówkach Veronici widział drogę, która zawsze pomoże mu odnaleźć się w sytuacji.
Jej uśmiech był zawsze szeroki i zawsze potrafił podnieść innych na duchu. Nawet w najgorszych chwilach ciszy, kiedy nie miał pojęcia co powiedzieć, ona posyłała w jego stronę uśmiech, a wszystkie jego zmartwienia odpływały gdzieś daleko.
Odkąd ją poznał, wiedział, że była bardzo niezależna i zawsze próbowała udowodnić swoją rację. Nie lubiła, kiedy inni porównywali ją i byli zbyt pewni swojego zdania co do niej. Udowodniła to, kiedy Robert nie uwierzył w jej umiejętności podczas rzutu piłeczką do celu. To właśnie wtedy po raz pierwszy w jej oku zobaczył mały połyskujący punkcik. I właśnie wtedy wiedział, że wygrana należy do niej.
Widział także jej wady jak upartość i zbytnie podążanie za emocjami. Jednak dążył ją sympatią na tyle, aby móc sprawnie ignorować je, a nawet polubić.
Zawsze, kiedy coś jej nie pasowało, marszczyła brwi i mierzyła kogoś wzrokiem. Zawsze, kiedy się denerwowała, zagryzała wargę oraz bawiła się dolną krawędzią swojej bluzki. Zawsze, kiedy poczuła się urażona, odwracała wzrok i zaciskała zęby. Zawsze, kiedy ktoś nie chciał jej słuchać i dalej próbował udowadniać jej swoją rację, wzdychała głośno, zakładając ręce na piersi.
Niektóre jej zachowania były lekko dziecinne, jednak jemu to nie przeszkadzało. Wiedział, że nawet jeśli przez chwilę ma ona taki humor, to pod dziecięcym zachowaniem, kryje się dojrzała i emocjonalna kobieta.
Westchnął zirytowany, obracając się na brzuch i kładąc z cichym jękiem swoją twarz na białą poduszkę. Była późna godzina, a on nadal nie potrafił wyciągnąć ze swojej głowy obrazu znikającej za drzwiami do swojej sypialni roześmianej Veronici, która idąc po schodach, wciąż śmiała się z jego opowieści spoza planu poszczególnych filmów Marvela.
Przez jego zmęczony umysł ciągle przelatywały wspomnienia, które dzielił z kobietą. Pierwsze spotkanie, impreza nad jeziorem, wizyta w jej gabinecie, wspólna kawa, pierwsze przytulenie oraz moment, w którym wszedł do salonu tego domu i zobaczył ją zapłakaną i trzymającą się za nogę.
Widział ją w tak wielu wersjach i z tak różnymi emocjami - zestresowaną, pijaną, przestraszoną, szczęśliwą, zrelaksowaną, podekscytowaną oraz wijącą się z bólu.
Z wielkim trudem, ale szczerze przed samym sobą musiał przyznać, że uwielbiał każdą z tych wersji.
Uwielbiał widok zestresowanej, jak mu się wtedy wydawało, nieśmiałej kobiety, która przybiegła spóźniona na spotkanie, przez swoje rozkojarzenie.
Uwielbiał widok jej skacowanej twarzy, która błagała o jakiekolwiek ratunek, gdy weszła do kuchni, samej ratując wszystkich przed bólem głowy i złym humorem Elizabeth.
Uwielbiał moment, w którym spojrzała na niego z wdzięcznością w oczach, kiedy wyprosił starszego faceta, który na nią krzyczał, z kliniki.
Uwielbiał przypominać sobie, jak po raz pierwszy go przytuliła i zacisnęła dłonie na materiale jego koszuli, a on mógł bez wstydu objąć ją w talii i zaciągnąć się zapachem jej perfum.
Najbardziej uwielbiał widzieć ją radosną, co na szczęście zdążało się bardzo często. Uwielbiał jej szeroki uśmiech oraz towarzyszące mu kurze łapki przy oczach.
Przypominał sobie słowa siostry, która wróciła do domu, w którym on zajmował się swoją chrześnicą. Pamiętał dokładnie, jak usiedli na jasnej kanapie, popijając herbatę z mlekiem, której czarnooka wręcz nienawidzi.
Rozmawiali o wielu rzeczach, ludziach i wydarzeniach z ostatnich tygodni, w których się nie widzieli. Wspomniał o Veronice, a jego siostra szybko podłapała temat.
- Miło, że wreszcie sobie kogoś znalazłeś.
- Niedawno ją poznałem, nic do niej nie czuję. Wiem, że kiedyś szybko się zakochiwałem, ale to się zmieniło.
- I dlatego, kiedy o niej mówisz, tak się szczerzysz?
Odkąd ją poznał, z dnia na dzień dwudziestopięciolatka coraz bardziej mu się podobała.
Od pamiętnej rozmowy z siostrą oraz sytuacji z auta, kiedy poczuł się dziwnie, widząc kobietę w męskiej bluzie, z dnia na dzień coraz bardziej odpychał od siebie myśl, że może być ona kimś więcej niż koleżanką.
Odkąd tego wieczoru położył się do łóżka, wiedząc, że oprócz obecności Veronici za ścianą jest ona w jego głowie, z minuty na minutę i z sekundy na sekundę, musiał pozwolić sobie samemu, na zaakceptowanie faktu istnienia brunetki, również w jego sercu.
CZYTASZ
Lasagne & Tea || Tom Hiddleston
Фанфик25-letnia Veronica to samotna weterynarz mieszkająca w Londynie. Rodzina dziewczyny mieszka w jej ojczystym kraju - Włoszech. Jedyna bliska jej osoba, która znajduje się niedaleko, to jej najlepsza przyjaciółka - trzy lata młodsza Elizabeth. Jest on...