Rozdział II

1.8K 88 10
                                    

- No dobra, ale co ja mam ubrać - spytała Elizabeth rozmawiając przez telefon z Veronicą. Dziewczyny umówiły się, że spotkają się półgodziny przed otwarciem, niedaleko wejścia do Wesołego Miasteczka.

- Nie mam pojęcia Liz, tylko weź się ubierz jak normalny człowiek - mówiła już coraz bardziej poirytowana czarnooka. Ona sama zdecydowała się ubrać czarne dżinsy i białą, lekko prześwitującą, bluzkę na ramiączka, a na to katanę. Miała nadzieję, że jej przyjaciółka nie ubierze się jakoś "specjalnie", nie chciała wyglądać gorzej, niż na codzień, od niej.

- Jestem normalnym człowiekiem- krzyknęła do telefonu znajdującego się na drugim końcu pokoju. - Dobra, zwykłe dżinsy i bluza Tom'a. Co ty na to? - spytała niebieskooka, po podejściu do półki swojego chłopaka. Veronica zastanowiła się chwilę, próbując wyobrazić sobię swoją przyjaciółkę w takim stroju.

- A jaka bluza? - w końcu Tom miał ich dużo, a Veronica chcąc lekko pomóc swojej wyobraźni - dopytała o nią. Dopiero po chwili dostała odpowiedź o Elizabeth. Czarnooka zamyśliła się, zwykłe niebieskie dżinsy oraz szara, za duża bluza, z małą czaszką na prawej piersi. - Powinno być okej - dała przyjaciółce odpowiedź, marszcząc przy tym brwi, dzięki czemu pomiędzy nimi można było zauważyć jej lwią zmarszczkę.

- No dobra ja kończę, chłopcy wrócili z gokartów. Widzimy się za dwie godziny. Pa pa- Veronica szepnęła tylko ciche pożegnanie, cały czas myśląc jak może wyglądać to spotkanie. Miała parę wątpliwości, nie nawidziła czuć się nieswojo w towarzystwie, a tego nie uniknie, przynajmniej na początku. Albo co jeśli jej nie polubią? Albo zrobi z siebie idiotkę? Czasem naprawdę potrafiła się dziwnie zachowywać i mało kto to rozumiał. Dopiero po chwili stwierdziła, że musi skończyć nad tym myśleć. Zostały jej dwie godziny do spotkania, w tym czasie postanowiła wziąć relaksujący prysznic.

                                  ~~~~~

Po wysuszeniu włosów i szybkim podwieczorku postanowiła powoli wychodzić już z domu. Na miejsce miała dotrzeć autobusem, na szczęście przystanek był niedaleko jej domu. Po trzech minutach spaceru dotarła na przystanek, do przyjazdu autobusu zostały dwie minuty. W tym czasie Veronica poprawiła, lekko rozrzucone przez wiatr, włosy.

Nagle kobieta zobaczyła przed sobą czerwony dwupiętrowy autobus. Wsiadła do niego i od razu weszła na górę, siadając prosto nad kierowcą. To było jej standardowe miejsce już od dzieciństwa, gdy w Londynie była tylko na parę dni na wycieczkach i próbowała nacieszyć się wszystkimi widokami. Przed dziewczyną było około dziesięć minut drogi, postanowiła w tym czasie pograć trochę w gry na telefonie.

                                ~~~~~

Kobieta od zawsze łatwo się rozkojarzała, ale żeby przegabić swój przystanek? Była spóźniona już jakieś pięć minut, nigdy nie biegła tak szybko jak teraz. Elizabeth dzwoniła do niej już trzy razy a Veronica powtarzała słowa "za minutę będę" jak mantrę. Dopiero po około dziesięciu minutach szaleńczego biegu zobaczyła z daleka swoją przyjaciółkę i siedmiu mężczyzn stojących obok.

- Przepraszam, grałam w gry w autobusie i przegapiłam swój przystanek - ledwo wysapała zmęczona dwudziestopięciolatka. - Naprawdę przepraszam, przeważnie się nie spóźniam, wiesz o tym, poprostu była rozkojarzona i..

- Veronica! - przerwała jej przyjaciółka - Spokojnie nic się nie stało, rozumiem - uśmiechnęła się do niej. Veronica zawsze mówiła dużo i szybko, jej rodzice śmieli się, że nadrabia za swoje dzieciństwo gdzie do około dziewiątego roku życia każde jej słowo było wręcz wymuszane przez innych. Brunetka pokiwała zmęczona głową nadal próbując uspokoić oddech.

- Dobra - odezwał się Tom - Chłopaki to jest Veronica Masseria, jak widać zawsze dobre pierwsze wrażenie - zaśmiał się patrząc na dziewczynę mordującą go wzrokiem

- Miło cię poznać - jako pierwszy odezwał się, z lekkim uśmiechem, Hiddleston podając dziewczynie rękę - Ja jestem..

- Nie musicie mi się przedstawiać - tym razem to ona przerwała drugiej osobie - Znam was wszystkich - mimo to uścisnęła kulturalnie dłoń mężczyzny, posyłając mu uśmiech. Veronica nie mieszkała w jaskini, znała filmy Marvela i dalszą twórczość niektórych mężczyzn.

- No dobra poznaliście się już to kierujemy się do wejścia, zaraz będą wpuszczać - mówiąc to Liz pociągnęła swojego chłopaka za rękę. Nie mogła się doczekać aż tam będą, Wesołe Miasteczko wydawało jej się bowiem miejscem bardzo romantycznym. Nie tylko było to miejsce zabaw dla dzieci ale również wielu randek dla nastolatków czy dorosłych.

- Masseria? Masz włoskie korzenie? - spytał Tom idąc lekko w tyle razem z Veronicą, której z krótkimi nogami trudno było nadążać za innymi. No tak metr sześćdziesiąt a prawie dwa metry u innych robią różnice. Jedynymi osobami które ewentualnie były bliżej jej wzrostu  to Robert Elizabeth i  jej chłopak. Byli od niej lekko wyżsi ale też szybsi, czarnooka nigdy nie należała do osób z dobrą kondycją a co dopiero szybko chodzących.

- Jestem z Włoch - odpowiedziała mężczyźnie z lekkim uśmiechem, że tak dobrze rozpoznał jej pochodzenie.

- Naprawdę? - zapytał z szerokim uśmiechem - Nie słychać, masz bardzo  ładny brytyjski akcent - skomplementował dziewczynę. Był lekko zdziwiony, przeważnie od razu było słychać jak ktoś był zza granicy. Każdy miał swój akcent, a ucząc się angielskiego przeważnie mieszali własny z brytyjskim.

- Dziękuje, długo zajęło mi wyrobienie go ale po ośmiu latach w Anglii trochę się na słuchałam . A co do dobrego brzmienia tego akcentu to twojego nie przebiję - zaśmiała się czarnooka. Dużo osób mu to mówiło, on nigdy nie zauważał aby było w nim coś specjalnego. Nie zdawał sobie sprawy, że mieszanka jego głębokiego głosu oraz brytyjskiego akcentu była bardzo przyjemna dla uszu.

- Również dziękuję - zaśmiał się tak samo jak dziewczyna. Tak naprawdę nie znał jej jeszcze ale zdążył ją polubić. Na pewno zaimponowała mu tym, że starała się uzyskać ten akcent, większości osób to nie obchodzi, a ta kobieta miała do tego ambicje.

Nawet nie zauważyli gdy dotarli do kolejki, która zdążyła już trochę urosnąć. Stali w niej chwilę, w której Veronica uświadomiła sobie, że nie czuła się przy nich skrępowana a wszystko dzięki spóźnieniu się.

Po przejściu przez bramki i kupieniu biletów wstępu wszyscy stanęli koło siebie. Niektórzy czuli się nieswojo, ale próbowali się rozluźnić wmawiając sobie, że zabawa może być naprawdę dobra.

- To gdzie idziemy najpierw? - spytała Veronica uśmiechając się do pomysłodawcy przyjścia w te miejsce. - No chyba, że niezbyt przemyślałeś wybór Holland- oczywiście nie obyło się bez złośliwości.

Lasagne & Tea || Tom Hiddleston Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz