Rozdział XXVII

1K 72 3
                                    

- Nigdy nie widziałeś kobiecych piersi? - zaśmiała się niebieskooka, siedząc na podłodze w przestronnym salonie jej domu. - Serio nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego? Albo to po prostu zignorować?

- Jeju, nie wiedziałam co zrobić, jak gapił mi się prosto na biust - przewróciła oczami, sięgając do paczki swoich ulubionych chipsów - W sensie nie mam do niego pretensji, jakby chodził bez bluzki, to też bym się prawdopodobnie patrzyła. Ale czułam się dziwnie, nigdy nie byłam w takiej sytuacji. - wytłumaczyła, biorąc przekąskę do buzi i marszcząc brwi w zamyśleniu.

- Dobra, rozumiem - zaśmiała się krótko, ocierając łzy, które ze śmiechu zebrały się w kącikach jej oczu. - Już cię nie męczę - usiadła, krzyżując swoje nogi, na których znajdowały się piżamowe spodnie we wzór cętek żyrafy. W jasnobrązowe dresy wchodził czarny podkoszulek, który miał małą plamkę po paście do zębów, którą dziewczyny skutecznie ignorowały.

- Ale tak ogólnie to miło było spędzić z nim trochę czasu - przechyliła głowę, uśmiechając się lekko - Mogłam go lepiej poznać, mimo że cały czas tylko jeździliśmy za Grace i jedyną rozmową były rzucane nazwy ulic, na których się ona znajduje.

Elizabeth jedynie posłała brunetce znaczące spojrzenie, na które tamta przewróciła oczami. Czarnooka zeszła z miękkiej kanapy, siadając na podłodze tuż przy swojej towarzyszce. Oparła się swoimi zmęczonymi placami o biały materiał i odchyliła daleko głowę.

- Kup mi coś we Francji - uśmiechnęła się kobieta, cały czas będąc pogrążaną w swoich myślach, które niesamowicie szybko zmieniały tor - A może Tom ci się oświadczy?

- Nawet tak nie mów - powiedziała Liz, popijając swoją czekoladową kawę - Moje zaręczyny mają być zaplanowane, ale nie spodziewane. Mówiłam Ci. - uderzyła przyjaciółkę w ramię, próbując wyrwać ją z zamyśleń.

Veronica wyprostowała plecy i spojrzała prosto w ciemne niebo widoczne za wielkim oknem. Uśmiechnęła się lekko, uświadamiając sobie jak szybko wszystkie złe emocje opuściły jej ciało i pozostawiły przyjemny relaks, ogarniający od paru dni jej ciało.

- Najpierw ma mi powiedzieć, że chce się oświadczyć. A potem w przeciągu, nie wiem.. - zamyśliła się, patrząc na biały sufit. Brunetka spojrzała na nią i, mimo że znała jej plany, nie przerywała jej, dalej słuchając - Miesiąca? Tak miesiąc byłby dobry. I w tym czasie ma to zrobić, ale nie wiadomo kiedy i będzie to niespodziewane.

- To jest bezsensu - uśmiechnęła się czarnooka, przyglądając się przyjaciółce. Wiedziała, że zaczęła dyskusje, która może się ciągnąć nawet wieki.

- Bez sensu jest to, że ty chcesz jakiś ślub z mnichami. A co najlepsze to, że zaręczyny mają wyjść tak po prostu niespodziewane - zaśmiała się, podkreślając ostatnie słowo, które za każdym razem Veronica powtarzała, mówiąc o swoich wymarzonych zaręczynach.

- Co do mnichów, to doskonale wiesz, że różnie to bywa z religią u mnie w rodzinie, a mnisi będą najbardziej neutralni - powiedziała, uśmiechając się na wspomnienie swojej najbliższych - A co do zaręczyn - przerwała na moment, pijąc napój, aby zabić suchość w swoim gardle - To dla mnie to jest urocze. Jest taki moment, w którym twój chłopak patrzy na ciebie i sobie myśli " chce, aby ona była moją żoną". Najzwyczajniej w świecie do ciebie podchodzi i pyta się, czy spędzisz z nim resztę swojego życia. - westchnęła z szerokim uśmiechem, w głowie wyobrażając sobie ten cudowny moment.

- Najpierw to znajdź kandydata, a potem planuj, jak to ma wyglądać - powiedziała Elizabeth, patrząc się wymownie na dwudziestopięciolatke. Brunetka poprawiła swoją zieloną koszulę nocną, patrząc się na swoje dłonie - Paola w twoim wieku miała już trójkę dzieci i nie narzekała na brak powodzenia. - machnęła ręką, w której znajdował się chips, który po chwili znalazł się w jej buzi - Z resztą, ty też nie narzekasz, tylko nie umiesz sobie nikogo wybrać. Nawet nikogo nie bierzesz pod uwagę.

- Po pierwsze, to nie wtrącajmy w to mojej mamy. Wiedziała, że jest ustatkowana i ma kochającego chłopaka, to mogła sobie robić dzieci. - zaśmiała się, widząc przed oczami swoją mamę, która zawsze z wielkim uśmiechem i nadzieją szła przez swoje życie - A jeśli chodzi o kandydatów, to nie mam nikogo, ale mam jeszcze czas. Mam dopiero dwadzieścia pięć lat.

- Wiem, tylko się droczę - uśmiechnęła się serdecznie Eli, przyglądając się przyjaciółce - Znjadziesz kogoś, albo może nawet już znalazłaś.

- Może - wzruszyła ramionami, dopiero po chwili uświadamiając sobie kogo dokładnie miała na myśli niebieskooka. Posłała jej mordercze spojrzenie, na które tamta wybuchnęła szczerym śmiechem. Czarnooka niezbyt udolnie próbowała zatrzymać swój napad śmiechu, co końcowo jej nie wyszło. - Okej, dobra, koniec - szepnęła, trzymając się ręką  pierś i nadal cicho chichotając.

Lasagne & Tea || Tom Hiddleston Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz