Frame 21.

1.1K 90 14
                                    

Londyn, Anglia.
Październik, 2020 r.

- Daj rękę Liz!- krzyknął Cole. Podałam mu dłoń. Mężczyzna mnie pociągnął- Za ten samochód! Szybko!

- D-dobrze- szepnęłam. Wpadłam w panikę. Widziałam, że z jednej z restauracji wydobywał się dym. Słychać było krzyki. Byliśmy świadkami ataku. Siedziałam za samochodem, bojąc się śmiertelnie. Bandyci biegali w okolicach budynku. Bałam się, że nas zbiją.

- Musimy przedostać się do kamienicy. Mamy dwadzieścia metrów do wejścia- szeptał Foster- Rób co Ci mówię i bądź cicho.

            Kiwnęłam głową. Mieliśmy ułatwione zadanie, bo samochody zatrzymały się na ulicy. Ludzie w panice uciekali, a zamaskowanie bandyci strzelali. Skuleni, pokonywaliśmy dystans, chowając się za autami.

- Poczekaj, otworzę drzwi- szepnął Foster, kiedy byliśmy przy drzwiach kamienicy. Cole doskoczył do ściany, kryjąc się za dobudowanym murkiem, po czym do wnęki, gdzie były drzwi. Szybkimi ruchami wstukał kod. Drzwi się otworzyły. Ruchem dłoni pokazał mi, żebym czekała. Obserwował to co się działo i po chwili przywołał mnie. Szybkimi skokami znalazłam się przy nim. Poczułam nieopisaną ulgę- Zamknij drzwi i chodź.

- Dobrze- Wbiegliśmy na ostatnie piętro. Cole wyciągnął klucze i otworzył drzwi od mieszkania. Weszliśmy do środka. Zaraz po tym mężczyzna zamknął je na wszystkie zamki.

- Nic Ci nie jest?

- N-nie. Dziękuję Cole. Sama nie dałabym rady. Wpadłabym w panikę.

- Co tam się wydarzyło?- Foster pokręcił głową i opadł na siedzisko- Atak, w centrum Londynu?

- Kolejny. Jakiś czas temu był jeden- odparłam. Słyszałam sygnały wozów policji- Nigdy nie spodziewałam się, że będę tak blisko.

           Cole zdjął płaszcz i buty. Widziałam, że był zdenerwowany. Ruszył do salonu, zapraszając mnie ze sobą. Mieszkanie znajdowało się w kamienicy, było ogromne, a salon wielkości mieszkania Falon. Rozglądnęłam się dookoła. Mieszkanie było urządzone w nowoczesnym stylu i ciemnych kolorach. 

- Napijesz się?- popatrzyłam na Fostera. Miał w dłoni szklankę z whisky. 

- Poproszę- wzięłam szkło.

- Rozgość się- Cole podszedł do okna. Patrzył na to co się działo na ulicy- Policja nie może wejść do środka budynku. Widać, że bandyci są w środku i mają jakichś zakładników.

- Przepraszam na moment- usłyszałam dzwonek telefonu. Wyciągnęłam aparat i odebrałam. To była Falon. Słyszałam w jej głosie zdenerwowanie. Mówiła nieskładnie. Dowiedziałam się, że niedaleko naszego biura był atak- Co Ty mówisz?! Jak to atak?!

- Mówili w radio, że było ich kilkanaście w cały mieście- powiedziała.

- Przy apartamentowcu Cole'a też był zamach. Uciekaliśmy przed nimi.

- Nic Ci nie jest?! Boże Liz?!

- Uspokój się, wszystko w porządku. Jestem bezpieczna- tłumaczyłam spokojnie. Starałam się jej dodatkowo nie denerwować. 

- Boże... Co się wyrabia?- westchnęła- Będę kończyć, policja przyszła do mnie. Nie wychodź, bo jest niebezpiecznie.

- Były jakieś inne ataki w mieście?- zapytał Cole, kiedy zakończyłam rozmowę. Potwierdziłam.

                 Podeszłam do okna. Patrzyliśmy na to co się działo na ulicy. Dziękowałam Bogu, że byłam bezpieczna, a Cole nie stracił zimnej krwi w tamtej chwili. Nagle mnie olśniło. 

Pot blackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz