Cud Bożego Narodzenia
Ojciec George zostawił Severusa w specjalnym pokoju na plebanii, w którym duchowni przyjmowali gości, ponieważ poszedł do kuchni po ciepłą herbatę i coś do zjedzenia. W pomieszczeniu znajdował się długi, mahoniowy stół dla dwunastu osób, kredens oraz pianino. Ściany pokryte były brązową farbą oraz obrazami kardynałów. Pomieszczenie wyglądało na bardzo sterylne. W centrum pokoju tuż nad stołem znajdował się obraz papieża Jana Pawła II. Podłogę zdobiło ciemnobrązowe drewno oraz bordowy dywan.
Severus spojrzał na zegar naścienny i ze zdumieniem zauważył, że była już praktycznie druga w nocy. Podszedł do pięknego, czarnego, lśniącego czystością pianina i usiadł na pufie. Nie mógł i nie chciał się powstrzymać. Położył ręce na klawiszach i zagrawszy po cichu kilka akordów, napawał się czystością dźwięków. Dostrzegł na pulpicie nuty do Jingle Bells i przypomniał sobie, jak za młodu skomponował inną, o wiele bardziej pasującą do niego mroczną wersję tego utworu. Zamiast zacząć od wyższych dźwięków, rozpoczął od najniższych, dzięki czemu utwór zyskał wręcz złowrogi charakter. Jego palce zgrabnie poruszały się po klawiszach i mimo że można było w jego grze usłyszeć ogólne ramy Jingle Bells, jednak jego wersja w niczym nie przypominała wesołego, radosnego charakteru tej kolędy. Brzmiało to raczej, jak utwór o śmierci, cierpieniu i beznadziei, do którego bez problemu można by było dopasować danse macabre. Utwór momentami był bardzo eksplozywny, przez co Severus mógł zawszeć w nim wszystkie swoje emocje. Zawsze bardzo wczuwał się w swoją grę i na moment nie liczyło się dla niego nic wokół. Jego gra przesiąknięta była emocjami, mrokiem, tajemnicą, cierpieniem, ale też niezwykle wzmocniona o niskie dźwięki, które zdecydowanie urozmaiciły zwyczajne brzmienie kolędy.
*Utwór, który grał:*
- Muszę przyznać, że tak mrocznej wersji Jingle Bells jeszcze nie słyszałem. - usłyszał za sobą głos ojca, kiedy skończył grać. Odwrócił się w jego stronę i w tym samym momencie zauważył na stole czajniczek z podgrzewaczami a obok niego filiżanki, parującą misę z czerwonym barszczem, głębokie talerze i dwa komplety sztućców. Ojciec George stał obok stołu z założonym rękami na piersiach i przyglądał się Severusowi z podziwem i uśmiechem na twarzy.
- Memento mori. - oparł beznamiętnie, wstając od panina.
Duchowny roześmiał się i spojrzał na niego dobrotliwie. Gestem dłoni wskazał mu zastawiony stół.
- Zapraszam do stołu. Chciałbym zjeść z panem wieczerzę.
Severus skinął głową i zajął miejsce naprzeciwko księdza. Duchowny odmówił modlitwę przed jedzeniem, co nie obyło się bez kpiarskiego sarknięcia Snape'a. Jedli w ciszy jakiś czas, a ojciec George zauważył, że jego gość w istocie był głodny, mimo że bardzo starał się to ukryć. Severus nie jadł łapczywie, ale dosyć szybko. Duchowny uśmiechnął się sam do siebie, w duchu ciesząc się, że mógł mu pomoc w taki piękny dzień, jak Boże Narodzenie.
- To może w końcu mi się pan przedstawi? - spytał ksiądz, kiedy zauważył, że Snape kończył jeść.
Severus spiął się lekko, jednak jego twarz nie zdradzała ani grama emocji. Uznał, że swoją odpowiedzią sprawdzi inteligencję księdza.
CZYTASZ
Proces
FanfictionPo wojnie Złota Trójka staje w obliczu nowych wyzwań oraz istotnych dla ich dorosłego życia decyzji. Będą musieli odnaleźć się w na pozór bezpiecznej rzeczywistości oraz wybrać, w którą stronę pójdzie każde z nich. Severus Snape w tajemniczych okol...