Rozdział 2

2.3K 176 119
                                    

Długa droga








Niewielkie pomieszczenie oświetlała jedynie stara, lewitująca nad szafką świeczka, wypełniająca izbę brązowym światłem. Co chwilę kapał z niej wosk do wanny wypełnionej do połowy lodowatą wodą. Panował półmrok. W łazience nie było zbyt czysto, kurz i pył unosiły się w powietrzu, chyba nikt nie używał tego miejsca od bardzo dawna. Pośrodku pomieszczenia, przy ścianie stała hebanowa szafka a na niej porcelanowa, przykryta grubą warstwą brudu umywalka, nad nią pęknięte lustro poplamione nieco krwią. Obok stał zardzewiały sedes, drewniany parkiet w kilku miejscach był połamany, niekiedy brakowało desek, a ściany były mocno odrapane z odchodzącą farbą przez grzyb. 

W wannie leżał mężczyzna, oczy miał przymknięte, oddychał miarowo i spokojnie. Co chwilę mierzwił dłonią włosy, aby zmyć z nich warstwę brudu i pozbyć się koloru miedzi. Twarz miał zmęczoną, od czasu do czasu malował się na niej grymas bólu, gdy podnosił nogę, aby oczyścić ją z krwi ciurkiem płynącej z rany na łydce. Otarł dłońmi twarz, wziął głęboki wdech i pomasował pulsujące skronie. Z ciężkim westchnięciem ukrył całe ciało pod wodą na kilka chwil, po czym wstał, rzucił na siebie zaklęcie suszące i wyszedłszy z wanny, ubrał czysty surdut. Zgasił świeczkę palcami i zamknąwszy drzwi, udał się do kuchni. Tam czekała już czarna, mocna kawa, która nieco już ostygła. Wypił duszkiem zawartość filiżanki i odstawił ją do zlewu, po czym rzucił zaklęcie samoczyszczące.

Kuchnia była bardzo podobna do łazienki, równie brudna i zapuszczona, urządzona w podobnym, czarno-białym stylu. Dominowało w niej hebanowe drewno, z którego wykonany był popękany parkiet oraz odrapane meble kuchenne. Ściany pomalowane były na biało, natomiast w niektórych miejscach wyraźnie odznaczał się grzyb. W kątach pomieszczenia zwisały grube pajęczyny, a po podłodze chodziły pająki i robaki. Zdecydowanie dawno nikt nie używał tego domu, stąd jego okropny, nieprzystosowany do mieszkania stan. Lampy zwisające z sufity były popękane i zakurzone. Kuchnia była otwarta na salon. W jego centrum stała stara, czarna, poplamiona i podziurawiona sofa, przy niej mały, czarny, drewniany stoliczek, na nim potargana gazeta i kilka brudnych filiżanek, obok dwa fotele w takim samym stanie jak sofa, puchaty, niegdyś biały dywan oraz stary telewizor z anteną. Za sofą znajdowało się przejście prowadzące do łazienki oraz drewnianych schodów na piętro wyżej. Przy ścianach stało się wiele półek z książkami, które pokryte były grubą warstwą kurzu. Okna były zasłonięte czarnymi firanami, dookoła lewitowało kilka świec, które sprawiały, że w pomieszczeniu panował półmrok.
Taką właśnie aurę posiadało Spinner's End. Czarno-biały, mroczny, zapuszczony dom, którego dawno nikt nie używał, powoli zamieniał się w ruinę.

Mężczyzna, machnięciem różdżki wyczarował świecę i wszedł po skrzypiących schodach na piętro wyżej, by zaglądnąć do sypialni Mistrza. W pomieszczeniu znajdowało się jedynie ogromne, czarne łoże z baldachimem, w którym leżał Snape, kilka zakurzonych półek z książkami, komoda oraz drzwi do niewielkiej łazienki. Okna były zasłonięte grubymi firanami, więc w pomieszczeniu panował półmrok, a światło dochodziło jedynie ze świecy, którą trzymał mężczyzna. Klatka piersiowa Snape'a unosiła się co jakiś czas, oddech miał miarowy i spokojny. Mężczyzna podszedł bliżej Mistrza.

Na twarzy wymalowany miał spokój mimo tego, że zaciskał mocno spierzchnięte i popękane wargi, a jego brwi, były ściągnięte. Nie przybierał żadnej miny czy maski, nie wykrzywiał twarzy w grymasie niezadowolenia, po prostu spał, chociaż bardziej wyglądał, jakby czuwał. Policzki miał lekko zapadnięte, oczy podkrążone i lekko sine, cerę bardzo bladą. Z jego nosa popłynęła struga krwi. Blondwłosy mężczyzna otarł ją szybko materiałową chustką, po czym dotknął czoła Snape'a. Z szafki nocnej przy łóżku wziął fiolkę z eliksirem o jasnozielonym kolorze, której zawartość wlał Mistrzowi do ust. Poprawił mu poduszkę, podciągnął nieco koc. Rzucił okiem na jego bliznę na szyi, wyglądało na to, że ładnie się goiła. Potrzebowała jednak znacznie więcej czasu. Machnięciem różdżki zmienił mu opatrunek, a następnie wyszedł i zabezpieczył za sobą drzwi. Będąc w salonie, sprawdził, czy wszystkie okna są zasłonięte, a następnie wyszedł przed dom. Rzuciwszy zaklęcia zabezpieczające, aportował się.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz