Nowy Rok - Stare Demony
Obudził się w pokoju domu parafialnego z okropnym bólem głowy. Usiadł na skraju łóżka i przetarł zmęczoną twarz dłońmi. Czuł suchość w gardle i uporczywe pulsowanie skroni. Nie miał kaca od wielu lat, toteż jęknął w duchu na myśl, że nie miał eliksiru przeciwdziałającego skutkom upojenia. Wspomnienia minionego dnia wracały do niego niczym bumerang, uderzając w rozdrapaną ranę jego serca. Tak bardzo chciał pozbyć się tego cholernego bólu, beznadziei, jaka ogarniała go za każdym razem, kiedy w jego życiu pojawiała się, choć najmniejsza wzmianka o Lily. Chciał wyrzucić ją ze swojego umysłu, ale nie potrafił. To było dla niego zbyt trudne, zbyt bolesne. Wciąż ją kochał i nienawidził jednocześnie za to, że po tylu latach nadal nie umiał wyrzucić jej ze swojego umysłu, nie mógł, nie chciał sobie odpuścić, nie potrafił o niej zapomnieć. Do tego ten cholerny pocałunek we śnie. Tak niewinny, tak bardzo nic nieznaczący...
Nie rozumiał, po co znów mu to robiła. Nie rozumiał, co miała na myśli, mówiąc, że coś dobrego na niego jeszcze czeka na Ziemi. Nie rozumiał, po co robiła mu nadzieję... Wiedział doskonale, że nic go tutaj nie trzymało. Nie miał celu, misji czy choćby chęci, by żyć. Jedyne, czego pragnął i, co było absolutnie niemożliwe, to ona. Zawsze jeżeli chodziło o nią, był żałośnie słaby. Zastanawiał się, ile to uczucie jeszcze będzie zatruwało mu życie. Prychnął z pogardą nad swoją beznadzieją i przeklął w myślach.
Postanowił przewietrzyć umysł, więc wyszedł szybkim krokiem z pokoju. Mijał korytarze domu parafialnego, gdy w pewnym momencie, niemal wpadł na ojca George'a wychodzącego zza rogu.
- Witaj w nowym roku, Josephie. - przywitał się kapłan, obdarzając go dobrotliwym uśmiechem. - Mam nadzieję, że dobrze spałeś. Jak się czujesz?
- Znośnie. - burknął beznamiętnie, krzyżując ręce na piersiach.
- Przyszli do mnie pewni ludzie, którzy twierdzą, że cię znają.
Severus spojrzał na niego ostro i nieco się spiął, jednak pozostał opanowany.
- Kto, dokładnie? - odparł znudzonym tonem, unosząc brew.
- Jeden z nich, młodszy z blond włosami, nazywa się Giuseppe Clark, a starszy, z taką długą siwą brodą Alastor Mistletoe. Znasz ich może?
Severus skrzywił się i przewrócił oczami, słysząc, jak beznadziejne pseudonimy wymyśliła ta dwójka półgłówków. Od razu się domyślił, kto go szukał.
- Nie mam pojęcia, kto to jest. - rzekł z niewinnym wyrazem twarzy, kręcąc głową przecząco.
- Są tutaj i nalegają na spotkanie. Może zechciałbyś jednak poświęcić im chwilę?
- Niestety, nie mam czasu na bzdury i ludzi, których nie znam. Może im pan przekazać, że nie planuję żadnego spotkania autorskiego. - zironizował, po czym minął księdza i podszedł do drzwi wyjściowych. - I na przyszłość, radziłbym panu nie wpuszczać do domu bożego, kogo popadnie. Czasami można się fatalnie pomylić.
- Nawet nie znali twojego imienia. - powiedział, gdy Snape chwycił klamkę. Mistrz zastygł w bezruchu, czekając na rozwój wydarzeń. - Nazwali cię Severusem. Powiedz, masz brata bliźniaka, czy może to ja fatalnie się pomyliłem?
Mistrz Eliksirów odwrócił się powoli w jego stronę. Ojciec George stał z założonymi rękami na piersiach, a jego dobrotliwy wyraz twarzy gdzieś wyparował. Brwi miał ściągnięte a czoło zmarszczone, jego spojrzenie dokładnie badało reakcje Severusa.
CZYTASZ
Proces
FanfictionPo wojnie Złota Trójka staje w obliczu nowych wyzwań oraz istotnych dla ich dorosłego życia decyzji. Będą musieli odnaleźć się w na pozór bezpiecznej rzeczywistości oraz wybrać, w którą stronę pójdzie każde z nich. Severus Snape w tajemniczych okol...