Rozdział 29

881 118 120
                                    

Panowie Aurorzy






Hermiona kilka dni spędziła pomagając profesorowi Snape'owi w przygotowywaniu eliksirów oraz różnego rodzaju leków. Mistrz Eliksirów nie był zbytnio rozmowny, więc większość czasu spędzili w ciszy, ani też zachwycony jej pomocą, ba, wręcz cierpiał katusze musząc spędzić w jej towarzystwie kilka dni, jednakże działając sam, musiałby czekać na odpowiednie leki nawet miesiąc, co kompletnie nie wchodziło w grę. Postanowił więc zacisnąć zęby, nieco się powyżywać na głupocie Granger, warczeć na każdym kroku oraz koniec końców szybko rozwiązać problem w postaci braków w lekach. Dziewczyna przez cztery, długie dni niemal nieustannie słyszała, jakich to karygodnych błędów nie popełniała oraz, że Mistrz zaraz nie wytrzyma i sam wysadzi ich pracownie. Pierwszy dzień, może dwa, były nieco ciężkie, jednak później zrozumiała, że on po prostu w taki sposób komunikował się ze światem. Postanowiła nie brać za bardzo do siebie jego obelg, ponieważ doskonale sama znała swoją wartość, i tłumaczyła sobie, że on po prostu już taki był, taki miał charakter i nic, ani nikt nie mógł tego zmienić.

Kiedy czwartego dnia wieczorem rozstali się na dobre, Hermiona poczuła dziwną pustkę. Mistrz Eliksirów zawsze jej imponował i wydawał się intrygującą osobą, jednak odkąd poznała jego wspomnienia, nie mogła przestać myśleć, o jego tragicznej historii. Czuła do niego ogromne pokłady empatii, a jego postawa wobec Lily Evans, choć nigdy nie powinna tak mówić, wręcz ją rozczulała. Zdecydowanie zmieniła spojrzenie na jego osobę, nie tylko pod względem wzmocnienia szacunku do niego samego, czy podziwu za heroizm i odwagę, ale coraz częściej łapała się na tym, że zaczynała dostrzegać w nim niesamowicie skrzywdzonego mężczyznę, któremu bardzo chciała pomóc. Nie wiedziała jedynie, czy miała w ogóle prawo mieszać się w sprawy, które w ogóle jej nie dotyczyły, oraz czy jedynie nie zirytuje Mistrza swoim wścibstwem. Hermiona już taka była, że najchętniej zbawiłaby cały świat, jednak Severus Snape był zbyt skomplikowany, ale przez to tak bardzo intrygujący.

***

Panią Weasley rozpierała duma, jak nigdy. Jej najmłodszy syn, Ronald oraz przyszywany syn, Harry jakiś czas temu oficjalnie ukończyli szkolenie, z powodzeniem zdając egzaminy, dzięki czemu zostali pełnoprawnymi Aurorami. Ich droga na szczyt była długa i niezmiernie trudna, jednak wszyscy czuli niesamowitą dumę. Młodzi mężczyźni bardzo zaimponowali wielu, nie idąc drogą na skróty, bazując jedynie na swoim nazwisku i dokonaniach, a zamiast tego poświęcili ponad pół roku na pełne przygotowanie i wręcz mordercze szkolenie. Niemalże zamieszkali w Ministerstwie Magii, aby w każdym momencie być dyspozycyjnymi.

Był piękny, jednak nieco chłodny, sobotni wieczór. Pani Weasley wraz z Ginny krzątały się w kuchni, przygotowując ucztę. Harry oraz Ron siedzieli w salonie z Arturem i Georgem, żywo o czymś dyskutując. W pewnym momencie zielony dym ogarnął kominek Weasleyów, a z płomieni wyszła Hermiona wraz z dyrektor McGonagall i profesorem Starkiem.

- Och, już są! - zawołał Artur. - Pani dyrektor, miło mi panią widzieć. - powiedział uprzejmie, ściskając jej dłoń.

- Dzień dobry. - przywitała się Hermiona.

- Witaj, jak się masz? - odparł, obejmując ją dziarsko, po czym przeniósł zaciekawione spojrzenie na ostatniego gościa.

- Moje uszanowanie. - rzekł Stark galanteryjnie, skinając mu głową. - Levente Stark, jestem znajomym pana Pottera.

- Artur Weasley. - powiedział, ściskając mu dłoń. - Bardzo mi miło. Chodźcie, zapraszam!

Hermiona podeszła do chłopaków siedzących na kanapie a pan Weasley zaprowadził profesora Starka i dyrektor McGonagall do Molly. Ron od razu wstał, całując dziewczynę w policzek na powitanie, po czym Harry przytulił ją mocno.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz