Rozdział 60

973 134 390
                                    

Miłość to...






Nie sądził, że przyjdzie, ale jednak się zjawiła. Coś się w niej ewidentnie zmieniło, coś było nie tak. Była inna, oschła, zdystansowana. Ostatnio był wobec niej brutalny, choć, gdyby się zastanowić, mógłby potraktować ją stokroć gorzej. Była głupia, czy może jednak miała skłonności masochistyczne? Nie miał czasu jednak na rozmyślania, ponieważ panna Granger była wyjątkowo opryskliwa.

- Nalegam, abyśmy zaczęli. Nie mam całego wieczoru.

Mógłby przysiąc, że tylko jego stać było na tak wypruty z emocji, a jednocześnie złośliwy ton, jednak to ona przerwała niezręczną ciszę między nimi, odzywając się do niego w ten sposób. Zaskoczyła go, jednak nie mógł sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego potraktował jej uwagę, jako wyzwanie. Nie miał zamiaru wchodzić z nią w niepotrzebne przepychanki słowne, dość miał napięcia między nimi.

- Nie tym tonem, Granger.

Autentycznie miała ochotę go spoliczkować, na płacz nie było już miejsca, nie była dzieckiem, a młodą kobietą, która nie miała zamiaru przy nim histeryzować. Nie mniej jednak była zła i nic nie mogła na to poradzić. Zła na siebie, zła na niego, zła na swój los, który pchnął ją w jego niebezpieczne ramiona, które zamiast koić, przyniosły jej ból i rozczarowanie. Miała tego dość. Najpierw fatalne niedopasowanie z Ronem, a później abstrakcyjne zauroczenie profesorem, odrzucone w najgorszy, możliwy sposób. Jej serce to nie była jakaś cholerna piñata.

Od ostatniego incydentu emocje wręcz w niej kipiały, a ich ostatnia rozmowa kompletnie ją rozbiła. Mogła po prostu odwołać te zajęcia i więcej się u niego nie zjawić, jednak to by oznaczało, że w jakimś stopniu przegrała, stchórzyła, a jej Gryfońska odwaga absolutnie jej na to nie pozwalała. Sprawę również utrudniał fakt, że przecież już obiecała Ginny, że dotrzyma etykiety na jej weselu, a Hermiona jeszcze ani razu nie tańczyła do muzyki. Przez ich ostatni lekcje oswajała się z dotykiem i prowadzeniem, próbowała poradzić sobie z najprostszymi krokami. Było przed nią jeszcze sporo nauki i wiedziała, że na tym etapie była na niego skazana.

- Nie przyszłam tutaj po to, by wysłuchiwać pańskich absurdalnych uwag odnośnie mojego tonu, tylko na lekcję tańca, więc jeśli byłby pan łaskaw, zacznijmy wreszcie. - warknęła, nie kryjąc podenerwowania.

Dlaczego tak go irytowała jej oschłość w stosunku do niego? Dlaczego poczuł chęć naprawienia atmosfery między nimi? Jednak z drugiej strony, co miał jej powiedzieć?

Wybacz, Granger, że nie mogę cię... Że nie potrafię...?

Przecież to było jakieś skrajnie absurdalne. Nie miał zamiaru się przed nią tłumaczyć ze swoich emocji. To były jego emocje i nic, nikomu do tego.

Wpadł mu do głowy pewien pomysł, który mógł albo uspokoić Granger, albo sprawić, że wybuchnie. Nie mniej jednak obydwie reakcje były przez niego tak samo pożądane, ponieważ wiedział, że tylko w ten sposób ich lekcje będą znośne, gdyż Mistrz nie miał zamiaru użerać się z rozemocjonowaną Gryfonką.

Pstryknięciem palców włączył jeden z wolniejszych utworów, który rozpoczynało bardzo sensualne solo gitarowe. Hermiona lekko się wzdrygnęła, gdy profesor niespodziewanie pojawił się za nią, a do jej uszu doszedł jego gardłowy pomruk, który mimo złości, wciąż na nią działał, jak nic innego na tym świecie.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz