Rozdział 50

1.1K 130 547
                                    

Proces






Otworzył oczy, gdyż o śnie tamtej nocy nie było mowy. Przez wiele godzin próbował się zmusić do uśnięcia, wykorzystując przy tym najróżniejsze eliksiry, jednak wszechświat sprawiał wrażenie, jakby wyjątkowo się na niego uwziął, nie pozwalając mu zaznać chwili odpoczynku, nawet gdyby miał to być jego ostatni raz. Westchnąwszy, podciągnął się nieco na łokciach do góry i usiadł, opierając się o poduszki, zerkając za okno na leniwie budzący się do życia dzień.

Wstał i skierował się do łazienki. Zdjął dresowe spodnie, w których spał i wszedł pod prysznic, puszczając z niego lodowatą wodę, która niezmiennie koiła jego obolałe ciało. Po kilku minutach, gdy nieco doprowadził się do porządku, zakręcił kurek i owinął się w pasie szarym ręcznikiem. Stojąc przed nieco brudnym, zachlapanym lustrem, wsparł się dłońmi o umywalkę i spojrzał na swoje żałosne odbicie, gdy nagle poczuł ścisk w żołądku i zamarł na moment.


When the night has come and the land is dark, and the moon is the only light we'll see. No I won't be afraid, no I won't be afraid, just as long as you stand, stand by me...


Jego umysł znów płatał mu figle. Zazwyczaj, kiedy bardzo się czymś denerwował, wydawało mu się, że widzi Lily. Również i tym razem było podobnie. Kiedy wpatrywał się w swoje mizerne, słabe oblicze, zobaczył w odbiciu lustrzanym Lily Evans, która uśmiechała się do niego ciepło tak, jak kiedyś. Odwrócił się w tamtym kierunku, jednak wiedział, że to tylko przywidzenie. Mimo, że fizycznie za nim nie stała, to jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ona tam z nim była, we wszystkich jego zmartwieniach, a jej odbicie w lustrze tylko go w tym utwierdzało. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego tak się działo, jednak czuł, że była to potężna magia.


So darlin', darlin', stand by me, oh stand by me, oh stand, stand by me, stand by me...


Z pasm jego kruczoczarnych, sięgających do ramion włosów kapała woda, odbijając się echem o kamienną posadzkę. Chwycił je w garść i, wyjmując z szuflady pod umywalką gumkę, spiął je niedbale z tyłu, aby mu nie przeszkadzały. Jego ciało było chude i wiotkie. Ręce miał długie, aczkolwiek ramiona drobne, żebra nieco mu się odznaczały a jego brzuch był lekko zapadnięty. Klatkę piersiową pokrywała masa blizn. Niektóre z nich były przeraźliwie głębokie, jakby ktoś obdzierał go ze skóry, bądź wręcz wypalał mu dziury w ciele. Jego skóra była tak blada, że przypominała kolorem kredę, toteż zaróżowione blizny mocno się odznaczały, zwłaszcza długa, gruba szrama, ciągnąca się od pępka, aż do lewego sutka. Snape miał również mocno widoczne żyły, toteż biel jego ciała przełamywały niebieskie linie. Te wszystkie znamiona boleśnie przypominały mu o jego historii, tym, czego niegdyś się dopuścił, bądź czego sam doświadczył. Każda blizna mogłaby poruszyć zupełnie inny epizod jego życia, każda rana miała innego autora, każda szrama w jakimś stopniu odciskała piętno na jego umyśle.

Przejechał dłonią po swoich policzkach, obrysowując palcami ostre rysy szczęki, po czym wycisnął na rękę trochę pianki do golenia, którą starannie wsmarował w policzki i chudą, żylastą szyję.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz