Rozdział 62

924 128 313
                                    

Mój śnie







Koniec. To był koniec. Nie mogła dłużej ranić siebie w ten sposób, nie mogła tego znieść. Nie potrafiła po prostu przyjąć następnego ciosu, jako kolejną, zwykłą złośliwość z jego strony. To za bardzo bolało, a ona za bardzo szanowała siebie, by pozwalać sobie w tak okropny sposób mieszać w głowie. Nie rozumiała, dlaczego raz czuła od niego tę pasję, namiętność, prawdziwą magię, a dzień później, jakby zapominał, co między nimi było, stawał się oschły, zimny, obojętny.

Wiedziała, że zapewne musiał toczyć ze sobą wewnętrzną walkę, że być może jemu również było ogromnie ciężko się z tym oswoić, jednak gdy tak po prostu ją wyrzucił, coś w niej pękło i kazało jej uciekać jak najdalej od tego toksycznego człowieka.

I tak zrobiła. Szła przed siebie, z oczami pełnymi łez, nadal boleśnie czując bliskość jego ust na swoich. Nie potrafiła już krzyczeć, zanosić się płaczem, histeryzować. Po prostu po jej policzkach płynęły łzy, a ona stawiała krok za krokiem, nie mając konkretnego celu. Ból w jej klatce był nie do zniesienia, mętlik w głowie niemal przyprawiał ją o zawroty, ścisk w gardle i żal kompletnie ją odrętwiły.


Mój się, nocami gdzieś wymykasz się, bez słowa i wiem, że ja zawiniłam też. Sama nie wiem, co w tym jest, na co czekam, czego chcę...


Z tyłu głowy wiedziała, że on nadal nie wyleczył się z Lily Evans, że ona nadal była w jego sercu, a świadomość, że odrzucił ją właśnie dla niej, bolały jeszcze bardziej. Była głupia. Czego się spodziewała, po mężczyźnie tak złożonym, poranionym, skomplikowanym, jak Snape? Że będzie w stanie znów pokochać, mimo tak wielu ciosów, jakich otrzymał od życia? Że zobaczy w niej kogoś więcej? Że mogłaby się jakkolwiek równać z jego pierwszą miłością? Że on będzie tego wszystkiego w ogóle chciał? Czuła się żałośnie głupia i naiwna. Sama była winna swojemu cierpieniu, od momentu, gdy ulokowała uczucia w niewłaściwej osobie. Przecież on nie potrafił kochać, nie był zdolny do zmian, czy traktowania ludzi chociażby dobrze. A ona, w swojej bezmyślności, spowodowanej fatalnym zauroczeniem myślała, że jej były profesor odwzajemni jej uczucie. Żałosne.


Gaśniesz we mnie z każdym dniem, jestem Twoja coraz mniej...


Dotarło do niej. Było to ciężkie i bolesne, ale gdy tak spacerowała pogrążona w najróżniejszych myślach, uświadomiła sobie, że to nie miało sensu, że to po prostu nie miało prawa się udać. Merlinie, jakże ona cierpiała, jak to bolało. Nie chciała wyć, krzyczeć, czy iść do niego i się kłócić, coś o wiele gorszego się z nią stało. Ona po prostu była niezdolna do czegokolwiek w tamtym momencie. Czuła się, jakby ktoś ją strącił z jakiejś wyimaginowanej szachownicy życia, jakby ktoś cały czas nią pogrywał i zdecydował się wreszcie zrzucić jej pionek. Tak po prostu, bez uzasadnienia, bez wyjaśnienia, jakby była kompletnie nikim. Jakby była śmieciem, którego można, a wręcz trzeba wyrzucić. To było o wiele gorsze uczucie, niż najcięższa, najbardziej emocjonalne rozgoryczenie z litrami wylanych łez.

ProcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz